Apple pod ostrzałem Trumpa, presja narasta. Ucieczka z Chin nie będzie łatwa

- Kalifornijczycy część etapów produkcji przenieśli do Indii, Wietnamu i Malezji. Coraz więcej produktów na rynek USA będzie pochodziło z tamtych państw.
- Efektywność kosztowa w Chinach i dostępność do wykwalifikowanej kadry powodują, że ponad 86 proc. kooperantów Apple'a nadal produkuje w Państwie Środka.
- Mimo wysiłków administracji USA i ceł, tylko niewielka część produkcji może być w najbliższym czasie przeniesiona do Stanów.
- Wewnętrzne symulacje tajwańskiego Foxconnu przewidują, że wprowadzenie agentów sztucznej inteligencji do produkcji może być prawdziwym przełomem i zmniejszyć zależność miejsc produkcji od dostępności kadry i kosztów pracy.
Kiedy na początku lat 70. rodził się masowy przemysł elektroniczny, amerykańskie firmy montowały końcowe produkty w USA. Tak było też w przypadku amerykańskiego Apple'a. Jak zauważa BBC, około 1997 r., kiedy firma była na skraju bankructwa, zmagając się z konkurencją, Chiny stały się dla niej wybawieniem.
Apple "zaczął porzucać strategię" wytwórstwa pod okiem firmy "na rzecz offshoringu produkcji do producentów kontraktowych" - pisze w książce "Apple w Chinach. Przejęcie największej firmy na świecie" Patrick McGee, dziennikarz związany z Financial Times.
Foxconn, tajwański pionier produkcji kontraktowej i partner Apple'a, odegrał kluczową rolę w szkoleniu siły roboczej w Chinach w latach 90. Terry Gou, założyciel Foxconna, dzięki zmysłowi biznesowemu i dobrym kontaktom w Chinach kontynentalnych, przekonał lokalną administrację do przekazania firmie dużych dotacji. Pozwoliły one Foxconnowi zakupić najlepsze maszyny do chińskich fabryk, co dało mu przewagę nad rywalami.
Amerykańscy inżynierowie jeździli wtedy do Państwa Środka szkolić wykonawców urządzeń Apple'a. Dzięki optymalizacji produkcji drogie dotychczas dobra elektroniczne stały się dwie dekady temu niemal powszechnie dostępne. Dla przykładu, kiedy Amerykanie przekazali produkcję swojego odtwarzacza muzyki - kto jeszcze pamięta iPoda, o którym mowa? - firmie Foxconn, sprzedaż urządzenia wzrosła z mniej niż 1 mln w 2003 r. do ponad 22 mln sztuk w 2005 r.
Sposób działania został powtórzony na jeszcze większą skalę w przypadku telefonu iPhone, którego kolejne modele począwszy od 2007 r. stały się źródłem siły amerykańskiej firmy. Ewolucja sposobu produkcji Apple była symbolem rewolucji z początku wieku: ten, który nie produkował w Chinach, wypadał z gry.
Zmienia się rola ChinZ początku Państwo Środka było tylko miejscem składania urządzeń. Jednak wkrótce lawinowo zaczęła rosnąć również liczba chińskich kooperantów, a w miarę wzrostu zamożności chińskich konsumentów Państwo Środka stawało się coraz ważniejszym rynkiem dla Apple'a. Jeszcze parę lat temu iPhony były najpopularniejszymi smartfonami w tym kraju.
Jednak na początku obecnej dekady sytuacja zaczęła się zmieniać. Lokalna konkurencja rosła w siłę, a w 2024 r. amerykański producent został zdetronizowany jako najpopularniejszy wytwórca smartfonów przez chińskie Vivo i Huawei, wedle danych rynkowej firmy badawczej Canalys. Obecnie znaczenie rynku chińskiego w sprzedaży flagowego produktu dla firmy też spada, choć w zeszłym roku jeszcze co piąty kupiony iPhone znalazł nabywców właśnie w Chinach.
Nadchodzą cła i niepewnośćNiemal od początku poprzedniej kadencji prezydenta Trumpa i rozpoczęcia ostrej fazy konkurencji handlowej między mocarstwami, Apple obiecywał zmniejszenie zależności od chińskiej bazy produkcyjnej. Widziano w amerykańskiej firmie ważny przykład skutecznej polityki de-riskingu, ograniczania ryzyka uzależnienia od Państwa Środka. Choć te wysiłki były realne, to "China plus one" okazywało się jednak bardzo trudne w stabilnych warunkach handlu, do niedawna obowiązujących na świecie.
W zeszłym roku w jednym z wywiadów prezes Apple'a Tim Cook stwierdził, że "nie ma na świecie łańcucha dostaw, który byłby dla nas istotniejszy niż Chiny". Przypomnijmy, że stało się to po więcej niż pięciu latach de-riskingu. Apple dłużej już wychodzi z Chin, niż na końcu lat 90. do nich wchodził. Można odnieść wrażenie, że z punktu widzenia firmy Państwo Środka jest ważniejsze niż Apple dla Chin.
W tym roku do tych wyzwań rynkowych Apple'a znowu z przytupem dołączyła się wielka polityka, która za czasów Bidena oszczędzała kalifornijskiego giganta. W początku kwietnia gwałtowna eskalacja między Ameryką a Chinami groziła nałożeniem 145 proc. ceł na smartfony produkowane za wielkim murem i sprzedawane w Ameryce. Następnie, po wielu sprzecznych deklaracjach decydentów w Waszyngtonie, 12 maja osiągnięto wstępne porozumienie, obniżające cła na większość chińskiego importu do 30 proc. na co najmniej 90 dni.
W branży elektronicznej te zwroty akcji przebiegają nieco inaczej. Wprawdzie administracja Donalda Trumpa wprowadziła niemal od razu po ogłoszeniu zaporowych ceł zwolnienie dla wielu chińskich produktów technologicznych, w tym smartfonów i laptopów, nadal podlegały one jednak co najmniej 20 proc. podstawowej stawce celnej. Howard Lutnick, sekretarz handlu USA, powiedział jeszcze w kwietniu, że produkty elektroniczne wraz z półprzewodnikami mogą podlegać "oddzielnym" cłom.
Oznacza to dalszą niepewność dla branży technologicznej, w tym w segmencie elektroniki konsumenckiej. Choć dotyczy to rynku amerykańskiego, gdzie sprzedaje się więcej niż ćwierć wszystkich iPhonów, trudno sobie wyobrazić, by Apple sprzedawał swoje produkty znacznie drożej w USA niż w Europie.
W tych okolicznościach nie dziwi, że inwestorzy giełdowi nie odzyskali mimo rozejmu w wojnie handlowej optymizmu wobec spółki. 23 maja cena akcji Apple'a spadła o 10 proc. od czasu prezydenckiej inauguracji w styczniu br., a o 20 proc. od początku roku.
Dywersyfikacja w praktyceNie jest jednak tak, że Apple nie próbuje się od Chin uniezależnić. W czasie ostatnich lat Apple wykonał parę ruchów, które wskazują na chęć dywersyfikacji. Szczególnie dotyczy to Indii, które podobnie jak Chiny przed dwoma dekadami stają się coraz ważniejszym miejscem składania sprzętu i rosnąco istotnym rynkiem konsumenckim. W zeszłym roku wedle danych zebranych przez branżowy amerykański serwis Wired było to już nawet 43 mln sztuk, z czego 30 mln trafiało na eksport. W celu pełnego zastąpienia Chin przy składaniu flagowego produktu Apple'a dla USA Tata Electronics - miejscowy potentat przemysłowy, który przejmuje linie wytwórcze w Indiach od tajwańskich Foxconna i Wistrona - musiałoby podwoić produkcję.
Wedle Nikkei Asia, Apple pomogło dostawcom w zakupie sprzętu, który może zwiększyć produkcję iPhone'ów w Indiach o kilka mln sztuk. Firma spodziewa się wyprodukować co najmniej 50 mln iPhone'ów w tym roku. Wedle deklaracji firmy, większość iPhone'ów sprzedawanych w USA w okresie kwiecień-czerwiec 2025 r. będzie dostarczana z Indii, podczas gdy Wietnam stanie się krajem pochodzenia prawie wszystkich iPadów, komputerów MacBook, zegarków Apple Watch i słuchawek (AirPodsów).
Jednak jak zwraca uwagę David Dai z Bernstein Research w rozmowie z Asia Nikkei, "trudno jest przenieść się do nowej lokalizacji. Apple miało nadzieję wyprowadzić część produkcji iPhone'ów do Indii, ale minęło już tyle lat. Udział iPhone'ów produkowanych w Indiach wciąż wynosi mniej niż 20 proc. (całości produkcji tych telefonów - przyp. red.)".
Czemu tak trudno przenieść produkcję z Chin?Ostatnie dane potwierdziły tę opinię, że to nie tylko niskie koszty, ale inne powody strukturalne blokują stworzenie realnej całościowej alternatywy wobec wytwórstwa w Chinach. Nawet Azja Południowo-Wschodnia i Indie mają trudności z konkurowaniem z Państwem Środka i ich wydajnym łańcuchem dostaw. Według analizy Nikkei Asia, w 2023 r., około 84 proc. z 187 największych dostawców Apple nadal posiadało zakłady zaopatrujące go w Chinach, 35 takich zakładów było w Wietnamie, 24 w Tajlandii i 14 w Indiach. Niektórzy byli obecni w więcej niż jednym z tych państw.
Innym powodem względnej długotrwałości przenoszenia produkcji są opory biurokratyczne po stronie Chin. Apple podobno napotyka na bardziej rygorystyczne kontrole celne surowców, materiałów i sprzętu produkcyjnego wywożonego z kraju.
Osobną przeszkodą jest brak zasobów ludzkich poza Chinami. Tim Cook pewnego razu stwierdził: "w Stanach Zjednoczonych można zorganizować spotkanie inżynierów produkcyjnych i nie jestem pewien, czy udałoby nam się zapełnić salę. W Chinach można zapełnić wiele boisk".
Wbrew pozorom, obecnie zasoby wykwalifikowanych pracowników w Azji Południowo-Wschodniej czy Indiach również są skromne. Dla przykładu, płyty główne niektórych MacBooków, Mac Mini i iMaców są wysyłane z powrotem do Chengdu, Shenzhen i Szanghaju w celu ostatecznego montażu, ponieważ nie jest jeszcze możliwe przeniesienie produkcji innych komponentów z Chin, w tym metalowych obudów, części mechanicznych i złączy.
Cel: made in AmericaJednak jeśli poprzedniej administracji zależało na wypracowaniu alternatywnego miejsca produkcji wobec Chin, to obecnemu lokatorowi Białego Domu de-risking już nie wystarczy. "Już dawno poinformowałem Tima Cooka z Apple'a, że oczekuję, że ich iPhone'y, które będą sprzedawane w USA, będą produkowane i budowane w Stanach Zjednoczonych, a nie w Indiach czy gdziekolwiek indziej" - napisał Donald Trump 23 maja rano na portalu Truth Social. "Jeśli tak się nie stanie, Apple będzie musiało zapłacić cło w wysokości co najmniej 25 proc. na rzecz USA".
Mimo gróźb i zachęt obecnego prezydenta, jest mało prawdopodobne, by składanie całości sprzętu powróciło do Stanów.
Jest jednak możliwe, że niektóre kluczowe komponenty będą wytwarzane w USA. Dla przykładu, jeszcze w lutym Apple zobowiązało się zainwestować 500 mld dolarów (sic!) w produkcję w USA. Wedle oświadczenia firmy, spodziewa się ona pozyskać ponad 19 mld chipów z kilkunastu stanów, w tym "dziesiątki miliardów" zaawansowanych chipów wyprodukowanych w tym roku w Arizonie. "Byliśmy kluczowi w projekcie TSMC w Arizonie i jesteśmy pierwszym klientem otrzymującym produkt" z tej fabryki - stwierdził Cook. Inna obok TSMC tajwańska firma, czyli wspomniany wyżej Foxconn, zamierza rozbudować swoje zakłady w Houston w Teksasie, aby służyć jako główny ośrodek budowy kart graficznych i montażu serwerów SI w USA.
Jeśli w obecnych warunkach trudno myśleć o szybszym przenoszeniu wytwarzania telefonów i innego sprzętu poza Chiny, nie mówiąc już o przeniesieniu całości produkcji do USA, to postępy techniczne mogą to umożliwić. Według prezesa Foxconnu Younga Liu, generatywna sztuczna inteligencja będzie w stanie obsłużyć 80 proc. czynności w fabrykach nowej generacji, podczas gdy wykwalifikowani pracownicy będą nadal potrzebni do pozostałych 20 proc. Może ich być na tyle niewielu, że będzie produkcja sprzętu elektronicznego trafi do większej liczby lokalizacji na świecie.
wnp.pl