Bielefeld: Tak miasto wygląda finału Pucharu Niemiec z Arminia

Na zakończenie rozmowy udamy się w miejsce, w którym dobiegnie końca jedna z najbardziej zdumiewających historii, jaką kiedykolwiek napisała niemiecka piłka nożna. Pit Clausen, burmistrz Bielefeldu od 2009 r., opuszcza swoje biuro, przechodzi przez sąsiedni pokój, otwiera drzwi i wychodzi na balkon ratusza, z którego roztacza się widok na raczej skromny, typowo niemiecki plac w centrum miasta. Dwa pasy dla samochodów, dziura pośrodku, w której znika kolejka miejska.
Z tego balkonu – opowiada Clausen – Willy Brandt przemawiał do mieszkańców Bielefeld. Ale tej niedzieli będą tu stać ludzie, którzy – przynajmniej w Bielefeld – cieszą się większym poparciem niż którykolwiek kanclerz Niemiec, a mianowicie piłkarze lokalnego, trzecioligowego klubu DSC Arminia. A kto wie: może przywiozą ze sobą Puchar Niemiec. Mieszkańcy Bielefeldu już dawno przestali uważać, że rzeczy są niemożliwe.

„Teraz jesteś Bielefelderem, teraz jesteś Armine”: burmistrz Pit Clausen i pies ratuszowy Scotty.
Źródło: Hendrik Buchheister
W sobotni wieczór, przed przyjęciem wydanym przez burmistrza Clausena i występem na balkonie ratusza, Arminia Bielefeld zmierzy się z pierwszoligowym klubem VfB Stuttgart w finale Pucharu Niemiec na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Finał w Berlinie jest najważniejszym meczem w niemieckiej piłce nożnej, świętem uczestniczących klubów i ich fanów. Zwykle w festiwalu biorą udział największe kluby Bundesligi: FC Bayern, Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen, RB Lipsk czy Eintracht Frankfurt. W zeszłym sezonie 1. FC Kaiserslautern z 2. ligi dotarł do finału pucharu. To samo w sobie było sensacyjne.
A Arminia Bielefeld? To już prawie wydarzenie historyczne. To dopiero czwarty raz, kiedy drużyna z trzeciej ligi dotarła do finału. Nigdy wcześniej klub z 3. ligi nie wygrał Pucharu Niemiec.
Dół Clausen
Burmistrz Bielefeldu witający go w mieście
Burmistrz Pit Clausen, 63 lata, pochodzi z Düsseldorfu i kiedyś był fanem Borussii Mönchengladbach, ale zasymilował się, gdy ponad 40 lat temu przyjechał na studia do Bielefeld. „To było jasne: raz jesteś Bielefelderem, raz Armine” – mówi podczas rozmowy w swoim biurze.
Bycie piłkarzem Arminii oznacza, że doświadczyłeś w zasadzie wszystkiego, a w szczególności każdego rodzaju szaleństwa: zaangażowania klubu w skandal ustawiania meczów Bundesligi w sezonie 1970/1971, awansów i spadków, bliskich bankructw, a ostatnio spadku z Bundesligi niemal do 4. ligi.
Ale teraz: powrót do drugiej ligi jako mistrz trzeciej ligi. I co jeszcze bardziej niezwykłe, bo wyjątkowe w historii klubu i wbrew wszelkim przeciwnościom w piłkarskim biznesie: Berlin! Berlin! Bielefeld jedzie do Berlina!
Burmistrz Clausen od kilku tygodni ma nowe doświadczenia: „Ekscytacja związana z dotarciem do finału rozprzestrzeniła się na dużą część społeczeństwa miasta. Nawet moja 88-letnia matka jest teraz zainteresowana Arminią” – mówi. Bielefeld jest dumny ze swojego statusu stolicy futbolu, a mieszkańcy miasta również mogą czuć odrobinę satysfakcji. Mianowicie Bielefeld przyciąga ogólnokrajową uwagę historią sukcesu. Ale to nie jest tylko żart.
Kiedy mówisz o Bielefeld, najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi: Bielefeld? To nie istnieje! W 1994 roku student informatyki z Kilonii opublikował w Internecie teorię, że istnienie Bielefeldu to kłamstwo i każdy, kto twierdzi coś przeciwnego, bierze udział w spisku – spisku Bielefeld.

W 2019 roku miasto chciało położyć kres spiskowi w Bielefeld za pomocą humorystycznej kampanii PR. Milion euro powinien trafić do osoby, która „udowodni”, że Bielefeld nie istnieje. Termin minął i milion przepadł. Najwyraźniej podjęto próbę dostarczenia dowodów, ale sąd nie bierze w tym udziału.
Oczywiście, to była zwykła bzdura, ale historia tak utkwiła w pamięci miasta, że miasto ostatecznie ją podchwyciło. „To nie może być prawda!” było mottem obchodów 800-lecia Bielefeld w 2014 roku. Później miasto ufundowało nagrodę w wysokości miliona euro za udowodnienie, że Bielefeld było w rzeczywistości jedynie wynalazkiem. Ku zaskoczeniu wszystkich, nagroda pieniężna nigdy nie musiała zostać wypłacona.
Co nie jest śmieszne, to fakt, że zaledwie tydzień przed finałem Pucharu Niemiec, Bielefeld stał się tematem ogólnokrajowych wiadomości w innym kontekście: w niedzielny poranek mężczyzna zranił pięciu mężczyzn, w tym kibiców piłki nożnej, przed barem na skraju centrum miasta ostrym przedmiotem; w pewnym momencie niektóre ofiary znajdowały się w stanie krytycznym. W poniedziałek wieczorem policja pod Düsseldorfem aresztowała podejrzanego, 35-letniego Syryjczyka. Szok dla Bielefeld, przypomnienie, że mimo euforii związanej z pucharem, świat nie stoi w miejscu.

Bielefeld zamiast Berlina: Były twórca magazynu dla fanów, Rainer Sprehe, na tle ogrodów działkowych i pastwisk alpejskich na zachodzie Bielefeld.
Źródło: Hendrik Buchheister
Południe na początku maja, świeci słońce, ćwierkają ptaki. Rainer Sprehe, 53 lata, przybywa w cienkiej kurtce, aby przejść się po miejscu, w którym Arminia Bielefeld dokonywała jednego cudu za drugim w Pucharze Niemiec w tym sezonie. Najpierw drużyna pokonała drugoligowy klub Hannover 96, następnie pierwszoligowe kluby Union Berlin, SC Freiburg i Werder Brema, a na koniec w półfinale zmierzyła się z Bayerem Leverkusen, mistrzem i zdobywcą pucharu poprzedniego sezonu. Wszystkie mecze odbywały się na stadionie Arminia, który od ponad 20 lat nazywany jest Schüco Arena, od nazwiska bielefeldzkiego producenta okien, drzwi i fasad, ale dla mieszkańców Bielefeld na zawsze pozostanie Alm.
Wyjątkowość pastwisk alpejskich wynika z ich położenia. W odróżnieniu od wielu innych stadionów niemieckiej zawodowej piłki nożnej, nie znajduje się on na terenie przemysłowym, na otwartej przestrzeni na obrzeżach miasta lub przy autostradzie, lecz niemal w samym środku miasta, na zachodzie Bielefeld, pomiędzy starymi budynkami i ogródkami działkowymi. Z głównego dworca kolejowego do Alm można dojść pieszo w około 20 minut, a z Siegfriedplatz, gdzie kibice zbierają się przed meczami domowymi, w mniej niż dziesięć minut. Droga na stadion jest cechą charakterystyczną tożsamości Bielefeld. „Fakt, że można dojść pieszo do Alm, czyni Arminia miejscem wyjątkowym” – mówi Rainer Sprehe.

Niespodzianka jest doskonała: Arminia Bielefeld pokonuje Bayer Leverkusen w półfinale Pucharu Niemiec.
Źródło: Friso Gentsch/dpa
Był jednym z twórców magazynu kibiców Bielefeld „Um halb drei war die Welt noch in Ordnung” (O wpół do czwartej świat był jeszcze w porządku), który w 2000 roku stał się znanym w całym kraju magazynem kultury piłkarskiej „11Freunde”. Ówcześni koledzy Sprehego przenieśli się do Berlina, on sam opuścił miasto na studia, ale od 2001 roku ponownie mieszka w Bielefeld, gdzie założył wydawnictwo poświęcone literaturze rowerowej.
Więc Bielefeld. Co sprawia, że to miasto jest wyjątkowe? Jaką historię ma do opowiedzenia, oprócz tej o spisku? „Bielefeld nie jest ani prawdziwym miastem, ani prawdziwą prowincją. Nie jest to piękne miasto, ale nie jest w złym miejscu, tuż przy Lesie Teutoburskim. Nie jest to ekscytujące miasto, ale jest to miasto, w którym warto mieszkać. Dlatego wiele osób się wyprowadza, ale i tak ostatecznie wraca” – mówi Sprehe podczas spaceru po alpejskim pastwisku.

Na końcu ulicy znajduje się Alm: w Bielefeld droga na stadion jest elementem definiującym tożsamość miasta.
Źródło: Hendrik Buchheister
Bielefeld jest miastem pomiędzy. Nie do końca jedno, ale nie do końca drugie. Bielefeld nie leży na dalekiej północy, ale też nie na głębokim zachodzie, lecz we wschodniej Westfalii. Bielefeld to duże miasto liczące ponad 340 000 mieszkańców, jest jednak mniejsze niż Wuppertal, Duisburg czy Essen. W Bielefeld nie ma budynków ani zabytków o ogólnokrajowej renomie (pomnik Hermanna oficjalnie należy do Detmold), ale są tu urocze staromiejskie puby i – zwłaszcza w kierunku Alm – ładne stare budynki, tętniąca życiem kultura kiosków, dobre restauracje i fajne sklepy z płytami.
Mieszkańcy Bielefeld lubią mieszkać w Bielefeld. Wystarczy im , że wiedzą, co mają w swoim mieście. Nie muszą nieustannie opowiadać reszcie kraju o wyjątkowej chwale swojej ojczyzny, tak jak to robią na przykład mieszkańcy Hamburga, Monachium czy Kolonii.
Kolonia, dobre słowo kluczowe dla byłego twórcy fanowskiego magazynu Rainera Sprehe, aby opisać Bielefelderów i ich podejście do życia: „Jesteśmy anty-Nadrenią. W Kolonii mówią: Zawsze szło dobrze. U nas mówią: Zawsze jakoś spieprzyliśmy”. Obowiązywało to jednak tylko do 1 kwietnia, do godziny 22:41, czyli do ostatniego gwizdka półfinału pucharu przeciwko Bayerowi Leverkusen. Od tego czasu mieszkańcy Bielefeldu nie rozpoznają już swojego miasta.
Przyjemny wieczór pośród najdroższych domów w Bielefeld. Rolf Henrichsmeyer i kilku jego kolegów siedzą w kręgu na drewnianych krzesłach ogrodowych, trzymając w dłoniach piwo Krombacher w butelkach. 16 lat temu Henrichsmeyer chciał dać swojej żonie, kobiecie z Hamburga, prezent urodzinowy, którego nie można było kupić. 40 mężczyzn na jedną noc, tak to ujął. Mężczyźni odśpiewali kilka pieśni żeglarskich, zaskoczyli nimi żonę Henrichsmeyera i pomyśleli: moglibyśmy to robić częściej. Tak narodził się zespół Shantallica, chór żeglarski składający się z mężczyzn w wieku czterdziestu i pięćdziesięciu lat, którzy słuchają heavy metalu, hard rocka i punku i którzy, co ciekawe, prawie wszyscy są fanami Arminii Bielefeld.

Nagle coś w rodzaju gwiazd rocka: chór męski Shantallica z założycielem Rolfem Henrichsmeyerem (po lewej).
Źródło: Hendrik Buchheister
Kilka miesięcy przed wybuchem pandemii koronawirusa Henrichsmeyer i jego współpracownicy wynajęli willę w Komponistenviertel, najlepszej dzielnicy mieszkalnej Bielefeld. W domu mieścił się niegdyś lokalny chór dziecięcy, ale teraz zamieszkała tam Shantallica. Na pierwszym piętrze znajduje się pub podobny do tych, które można znaleźć w St. Pauli, tyle że udekorowany flagami i proporczykami Arminia Bielefeld, w piwnicy są stoły do piłkarzyków i tenisa stołowego, a na parterze jest sala prób z wiszącą kulą dyskotekową i zapachem dymu papierosowego.
Mężczyźni z Shantallica mogą teraz poczuć się jak gwiazdy rocka; Są nawet rozpoznawani na meczach Arminii i występują na festiwalu fanów w Berlinie, ponieważ wydali piosenkę o finale pucharu, która stała się viralem – w Internecie i w prawdziwym życiu wśród społeczności Arminii. „Jesteśmy odrobinę za Arminią” – mówi Rolf Henrichsmeyer, oficjalny tytuł w kosmosie Shantallica: Kapitan. Finałowa piosenka „Jesteśmy Arminianami” została wykonana przy melodii włoskiego przeboju i zawiera następujący wers: „Następnego ranka, gdy zwyciężymy, cała Europa będzie wiedziała: Teraz nadchodzą mieszkańcy wschodniej Westfalii”.
I niesamowite rzeczy dzieją się z tymi mieszkańcami wschodniej Westfalii, którzy są znani jako ludzie twardo stąpający po ziemi, uparci i niezbyt euforyczni. „Zawsze narzekamy na wszystko. Teraz to naprawdę ustało” — mówi dyrektor muzyczny Shantallica, który występuje tutaj pod pseudonimem Chief. „Być może piłka nożna przyczynia się trochę do giętkości miasta. Wszyscy są teraz stosunkowo szczęśliwi”.
Są ludzie, którzy twierdzą, że piłka nożna może zmienić świat, co oczywiście można postrzegać na dwa sposoby. Jedno jest pewne: wielu mieszkańców Bielefeldu ma wrażenie, że od czasu zwycięstwa w półfinale z Leverkusen w mieście zapanowała lekkość, której wcześniej nie było, a mieszkańcy Bielefeldu podchodzą do codziennego życia z uśmiechem. Założyciel Shantallica, Henrichsmeyer, mówi: „Zawsze trochę czasu zajmuje mieszkańcowi East Westfalii, aby z tobą porozmawiać. Zazwyczaj jesteśmy bardzo powściągliwi, raczej introwertyczni. Ale nigdy wcześniej nie doświadczyłem Bielefeld w taki sposób”. Tak budujące.
Wizyta w Shantallica ma miejsce przed atakiem, w którym pięć osób zostaje rannych przed barem w centrum miasta, podobnie jak wszystkie rozmowy w tym tekście. Potem kolejny telefon do Henrichsmeyera, aby zapytać o nastrój w Bielefeld: „To był, oczywiście, prawdziwy sygnał ostrzegawczy. Ale emocje związane z finałem pucharu nie maleją. Tego nie da się stłumić. Ale w obliczu ważnych wydarzeń w Bielefeld w nadchodzących dniach atak z pewnością zrobi wrażenie”.
Najważniejsze wydarzenia, o których mówi: przyjęcie drużyny w ratuszu w niedzielę, z udziałem dziesiątek tysięcy fanów. A w środę rozpoczyna się Leinewebermarkt, największy festiwal folklorystyczny w Bielefeld.
Ale najpierw jest finał pucharu. Fakt, że życie w Bielefeld stało się ostatnio łatwiejsze, może wynikać również z faktu, że ludzie uświadomili sobie, jaki mają przywilej. Mogą doświadczyć tego, czego nikt przed nimi nie doświadczył i prawdopodobnie nikt po nich nie doświadczy. Arminia Bielefeld właśnie skończyła 120 lat; tyle czasu zajęło klubowi dotarcie po raz pierwszy do finału Pucharu Niemiec. I prognoza: tyle czasu upłynie, zanim taka sytuacja się powtórzy, jeśli w ogóle.
Wracając do ratusza, do burmistrza Pita Clausena, on również się uśmiecha. „Nie możemy przegrać, już wygraliśmy” – mówi, myśląc o finale z VfB Stuttgart i ma rację. Piłkarze Arminii Bielefeld w niedzielę staną na balkonie ratusza jako bohaterowie, niezależnie od tego, czy przywiozą ze sobą Puchar Niemiec, czy nie. Niedawno powrócili do drugiej ligi jako mistrzowie trzeciej ligi. Dla długoterminowego rozwoju klubu jest to ważniejsze niż jednorazowe doświadczenie w finale pucharu.
Bielefeld prawdopodobnie nie może już przegrać, skoro Arminia dotarła do finału. Miasto już wygrało. Uwaga, której normalnie nie otrzymuje. I przynajmniej przez kilka tygodni wiosną 2025 r.: niezwykła lekkość.
rnd