Ku pamięci Jorge Aulicino, starszego poety, którego dziedzictwa śmierć nie jest w stanie zniweczyć.

Kiedy ludzie wciąż palili w redakcjach, nasza przerwa na papierosa odbywała się na schodach na drugim piętrze, tuż poza przestrzenią, którą Ñ dzielił z Opinión. Mówię o czasach — 16, 17 lat temu — kiedy 40-stronicowy magazyn kulturalny mógł sprzedawać się w druku w 100 000 egzemplarzy tygodniowo, jeśli okładka była interesująca, oferować 60-stronicowe wydania specjalne raz w miesiącu i nadal generować lub wzmacniać debaty w wersji cyfrowej. Jednym z protagonistów tamtych czasów, które wydają się tak odległe w erze clickbaitów, był Jorge Aulicino (1949–2025), zastępca redaktora i felietonista Ñ w latach 2005–2012 , który jeszcze nie uzależnił się od fajki, która towarzyszyła mu w późniejszych latach.
Jorge Aulicino, poeta, dziennikarz i tłumacz Boskiej Komedii. Zdjęcie: Hernán G. Rojas.
Auli, bo tak go wszyscy nazywaliśmy, zapalał papierosa na schodach i nawet my, niepalący, przyłączaliśmy się do rozmowy, wiedząc, że w tej chwili relaksu odbywają się najbardziej odkrywcze rozmowy , wyostrzają się ironie i można przedstawiać pomysły bez formalności spotkań.
Niezwykle kulturalny i przystępny zarazem , tłumacz m.in. Pavese i Dantego (mówił, że „Boską Komedię” można czytać jako powieść przygodową), Auli wspominał kiedyś, jak został poetą, pod wrażeniem fenomenalnej siły i ruchu rozproszonych wersetów Góngory, Quevedy i Lope, zawartych w podręcznikach do szkoły średniej. Szybko zrozumiał, że w poezji język zawsze działa inaczej, konotując i nie wymagając wypowiadania się (choć później postanowił to uczynić w swoich wierszach). Doświadczenie, lektury i pisanie książek (m.in. niedawno wydanej „Kapitału i Liryki”) utwierdziły go w przekonaniu, że poezja jest miejscem spotkania świata osobistego ze światem zewnętrznym , a granica między nimi staje się coraz bardziej nieszczelna.
Jego artykuły i felietony w „Ñ” funkcjonowały w ten sam sposób: były uniwersalne i wszechogarniająco ciekawe, ale bez nieprzejrzystości ; zagłębiał się w temat, zwracając się do czytelnika nieformalnie. Na wiele lat przed pojawieniem się sztucznej inteligencji wbudowanej w wyszukiwarki potrafił przewidzieć, dokąd zmierza sieć („kiedy mózg w internecie będzie mógł nas prowadzić – a nad tym już trwają prace” – powiedziałem – „niewątpliwie będziemy się bać tej inteligencji”); komentować kontrowersje między urzędnikami a intelektualistami na Targach Książki, albo wyobrażać sobie rozmowę z przyjacielem przy głośnej, krzykliwej muzyce taksówki. „Nieustanne poszerzanie intymności. Pamiętajmy, że radio samochodowe, jakieś pięćdziesiąt lat temu, było narzędziem osobistej przyjemności: humanizowało, ożywiało wnętrze i niosło dźwięk wszechświata, filtrowany i kodowany przez stacje radiowe w postaci muzyki, głosów spikerów i śmiechu. Dym tytoniowy i radio tworzyły, jak by to ująć, własną atmosferę. Widzimy coś przeciwnego. Zamiar, by to, co osobiste, zdominowało świat ”.
Pielęgnuję dwa wspomnienia . Kiedy Auli odszedł w 2012 roku, cała Ñ (Narodowa Rada Dziennikarzy) przemaszerowała za nim przez redakcję Clarín, gromko klaszcząc, dumna z tego podziwianego i ukochanego przywódcy . Był to hołd i sposób na publiczne podzielenie się tym, że zaczynamy tęsknić za tym wyjątkowym połączeniem talentu i człowieczeństwa, z jakim sterował tym statkiem. Magazyn, który został wydany w październiku 2003 roku jako opcjonalne wydanie Clarín za jedną monetę (50 centów), był już wart 3,50 dolara i później został dotknięty wszystkimi kryzysami, które zmusiły i nadal zmuszają gazetę do globalnej transformacji.
Druga pocztówka zbiega się ze śmiercią Juana Gelmana, która zaskoczyła nas w nocy 14 stycznia 2014 roku, po zamknięciu wydania Ñ. Laureat Nagrody Cervantesa był poetą, którego Auli dobrze znał. Stworzyliśmy 28-stronicowy numer specjalny w ciągu półtora dnia. Chociaż Aulicino nie pisał już dla Clarín, wiedział, że dziennikarz nie przechodzi na emeryturę i przesłał nam wspaniały artykuł o poezji i aktywizmie w Argentynie lat 70., w którym walczył z czasem . „Istnieją, lub wydaje się, że istnieją, dwa rodzaje porteños z Buenos Aires” – głosił tekst. „Jeden jest ekspansywny, głośny, neapolitański, a drugi kultywuje niski, konfesyjny ton: pali i czeka. Obydwóch można spotkać w kawiarni. Jeden, z kilkoma przyjaciółmi, gestykuluje i broni barw swojej drużyny albo opowiada o swojej nienawiści do szefa, krewnego, byłego przyjaciela. Drugi wybiera stolik z tyłu, najlepiej z boku, przy oknie, bo lubi patrzeć, nie będąc widzianym ”.
Jorge Aulicino, poeta, dziennikarz i tłumacz Boskiej Komedii. Zdjęcie: Hernán G. Rojas.
Jorge Aulicino był oczywiście wielkim poetą, jednym z tych, którzy wybierają bierność , a jednocześnie dyskrecję dobrej pracy, pozostawiając hałas innym. Dowiedziawszy się o jego chorobie, napisałem do niego z Madrytu, żeby przesłać mu uściski, i rozmawialiśmy na WhatsAppie. Bardzo bystry i wierny swojemu charakterowi, wolał nazywać rzeczy po imieniu, zamiast lukrować tragedie: „Jestem pod opieką paliatywną; wiesz, co to znaczy”. Ta ogromna szkoła życia i zawodu, w której się uczyliśmy, jest częścią dziedzictwa, którego śmierć nie może zgasić . Jak zawsze, myśląc o czasach tamtej redakcji, jestem wdzięczny za podróż w pierwszej klasie i powtarzam te wersy jak mantrę: „To z tego powodu. I może z tego powodu, rozproszona burza wciąż syczy / wśród podziemnych rur”.
Clarin