Niezwykłe. Lamborghini: szalone negocjacje o roczną dostawę opon

Jest rok 1963, a Paolo Stanzani został właśnie zatrudniony przez Ferruccio Lamborghini jako inżynier ds. przyszłych modeli Lamborghini przeznaczonych do ruchu drogowego. Producent traktorów wkracza na rynek motoryzacyjny.
Pierwszego dnia pracy szef prosi inżyniera, aby towarzyszył mu w podróży do Mediolanu.
Ferrari 250 GT mknie w kierunku Mediolanu. Młody inżynier nie śmie nawet zapytać, co tam będą robić. W końcu Ferrari podkrada się do wieży Pirelli, z której widać miasto.
Ferruccio zręcznie ignoruje wjazd na parking, korzysta z rampy i zatrzymuje samochód u stóp schodów prowadzących do wejścia do wieży. Wszędzie brakuje znaków parkingowych; nikt nie odważyłby się tam zaparkować, poza jego nowym szefem, ale Stanzani jeszcze niczego nie zauważył.

To pewny siebie byk oznajmia gospodyni: „Jestem umówiony z Leopoldem”. W tamtym czasie Leopoldo Pirelli był jedną z najbardziej szanowanych osób w kraju. Nikt nie pomyślałby, żeby zwracać się do niego po imieniu.
Stanzani mówi: „Stałem trzy kroki za nim, wciąż zdziwiony tą postawą”.
Po sprawdzeniu sekretarka jest zmuszona wpuścić dwójkę nieznajomych. W tamtym czasie Lamborghini nie znaczyło wiele dla hostessy w Mediolanie.

Wokół dużego owalnego stołu Leopoldo Pirelliego zasiada kilku inżynierów i sprzedawców. Jeden z nich mówi: „Czasy się zmieniają, panie Lamborghini, i jesteśmy zmuszeni…”
Zdanie, którego nieroztropny człowiek nie będzie miał okazji dokończyć. Ferruccio Lamborghini uderza pięścią w stół i krzyczy: „Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś, nadal znajdujesz sposób na podniesienie cen swoich produktów?”
W obliczu niedowierzających spojrzeń publiczności Lamborghini dodało: „Wysłałem wam opony, żebyście mogli zobaczyć, w jakim są stanie po użytkowaniu”.
Zaskoczony Leopoldo Pirelli wezwał dyrektora ds. obsługi klienta, który potwierdził tę informację. Lamborghini zwróciło opony do ciągników z uszkodzonym bieżnikiem i nikt nie rozumiał, jak to się mogło stać.
Pirelli zwrócił się wtedy do Ferruccio z propozycją wymiany wadliwych opon. Lamborghini nie mogło jednak poprzestać na tym geście: „A co z uszkodzeniami, które poniosłem?” – zapytał producent traktorów.
„Całe Włochy wiedzą teraz, że Lamborghini zakłada złe opony do swoich traktorów. Ja już nic nie sprzedaję!”. Wtedy Lamborghini zrzuciło bombę: „Właśnie zaczynam interesować się motoryzacją!”.
Ferruccio oznajmił wtedy, że zamierza założyć opony Michelin do swoich samochodów, aby uniknąć problemów: „Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby taki problem pojawił się na autostradzie. Samochody sportowe to nie traktory. Skończyłbym w więzieniu”.
Po długim milczeniu Pirelli ogłosiło Lamborghini zniżkę na opony do traktorów i darmową dostawę opon na pierwszy rok produkcji Lamborghini Automobili. Firma nie zapłaci za opony, czego wcześniej nie widziano.
W tym momencie Ferruccio zwrócił się do Stanzaniego, swojego młodego inżyniera, który wciąż zastanawiał się, co on tu robi: „Od teraz mnie nie oszukasz. Bo mam inżyniera!”. To właśnie dumny Ferruccio, który dokonał swojego wyczynu, wstał i pożegnał się z zespołem Pirelli.
W drodze powrotnej Lamborghini wyjaśnił swojemu młodemu inżynierowi: „Poprosiłem szwagra, żeby wziął traktor z nowymi oponami i kręcił się po kamieniach, aż zrobią mu się pęcherze”. Widząc zdziwioną minę inżyniera, dodał: „Ojej! Chcieli podnieść ceny!”

Kilka kilometrów dalej dwaj mężczyźni zaparkowali Ferrari przed stacją benzynową. Lamborghini zapytał Stanzaniego, czy jest spragniony. Młody Stanzani nie odważył się odpowiedzieć twierdząco i grzecznie odmówił. Tego dnia Lamborghini poprosił o colę i dwie szklanki; jaki był sens zamawiania dwóch coli, skoro tylko jedna osoba była spragniona?
Stanzaniego Lamborghini nauczyło dwóch podstawowych rzeczy już pierwszego dnia pracy: „Nic nigdy nie jest stracone. Można wyjść z pozornie beznadziejnej sytuacji, opracowując sprytny plan. Druga lekcja brzmi: zawsze należy unikać niepotrzebnych wydatków”.
Le Républicain Lorrain