Dan Brown wciąż goni za dreszczykiem emocji <em>związanym z Kodem Leonarda da Vinci</em> . Tylko teraz wszystko inne się zmieniło.

Podczas gdy nie sposób współczuć człowiekowi, który sprzedał ponad 80 milionów egzemplarzy jednej książki, trzeba przyznać, że Dan Brown miał trudności z powtórzeniem swojego przełomowego czynu, jakim był Kod Leonarda da Vinci z 2003 roku. Najnowsza próba Browna, Sekret sekretów , podąża za schematem jego poprzednich powieści z Robertem Langdonem, bohaterem Kodu Leonarda da Vinci i czterech innych thrillerów, które śledziły profesora symboliki religijnej z Harvardu (nieistniejącej dyscypliny akademickiej, jak wskazało wielu, wielu krytyków), gdy pędził przez świat, dekodując tajne wiadomości osadzone w renesansowych dziełach sztuki, nawiązujące do zmieniających świat sekretów, które były ukrywane przez wieki. Wcześniej czy później jednak facetowi kończą się starożytne sekrety do odkrycia, więc tym razem, osiem lat po poprzedniej części Langdona, Brown sprawił, że wielki sekret jest zarówno starożytny, jak i futurystyczny.
"To naprawdę daje do myślenia", powiedział mi mężczyzna 22 lata temu na grillu, wyjaśniając, że właśnie przeczytał Kod Leonarda da Vinci . Wtedy parsknąłem śmiechem. Powieść Browna opiera się na teorii spiskowej, najpełniej opisanej w innym bestsellerze, Święta Krew, Święty Graal z 1982 roku, autorstwa Michaela Baigenta, Richarda Leigha i Henry'ego Lincolna, dziele pseudohistorycznym, które rzekomo dowodzi, że Jezus był ojcem dziecka Marii Magdaleny, której potomkowie stali się dynastią Merowingów na terenie dzisiejszej Francji. Ta narracja utrzymuje, że trwałe, boskie roszczenia dynastii do tronu we Francji były wspierane przez tajne stowarzyszenie o nazwie Priory of Sion, którego początki sięgają 1099 roku, a którego członkami byli tacy luminarze jak Leonardo da Vinci i Izaak Newton. W rzeczywistości priorytetem był wynalazek pewnego Francuza, który w latach 60. XX wieku złożył w Bibliotece Narodowej Francji zbiór fałszywych dokumentów potwierdzających te twierdzenia. (Być może największą zagadką w tym wszystkim jest to, jak tym wariatom było tak łatwo podłożyć sfabrykowane pergaminy we francuskiej bibliotece narodowej).
W 2006 Baigent i Leigh pozwali Browna za naruszenie praw autorskich , argumentując, że Kod Leonarda da Vinci „przywłaszczył architekturę” Świętej krwi, Świętego Graala — trudne twierdzenie, biorąc pod uwagę, że Święta krew, Święty Graal rzekomo jest literaturą faktu, a zatem składa się z materiału, który każdy pisarz może zbadać i legalnie włączyć do powieści. (Przegrali swój pozew z tego powodu.) Sam Brown jest skłonny do twierdzeń o faktyczności. Otwiera Sekret sekretów notatką bardzo podobną do tej, która poprzedza Kod Leonarda da Vinci , obiecując czytelnikom, że wszystkie „dzieła sztuki, artefakty, symbole i dokumenty w tej powieści są prawdziwe” i że cała nauka i organizmy przedstawione w Sekrecie sekretów istnieją i są „prawdziwe”. To nie cieniutkie postacie Browna i tandetne thrillery sprawiły, że Kod Leonarda da Vinci stał się takim hitem; To była iluzja, jaką stworzyła ta powieść o literaturze faktu, wprowadzająca czytelników w zasób epokowych prawd, z tropami ukrytymi na widoku w tak znanych obrazach jak Ostatnia Wieczerza . Ćwierć wieku po przeczytaniu książek Roberta Langdona, Brown wie, że nie należy zbytnio odbiegać od tej zwycięskiej formuły.
Slate otrzymuje prowizję od zakupów dokonanych za pośrednictwem linków na tej stronie. Dziękujemy za wsparcie.
Kod Leonarda da Vinci naprawdę zmusił ludzi do myślenia, choć nie za dobrze. Wraz z innymi sensacjami popkultury, takimi jak Z Archiwum X , powieść Browna pomogła podsycić obecnie szerzącą się ideę, że instytucje świata są frontami złowrogich spisków i — co najważniejsze — że cnotliwe siły przeciwko nim muszą być również skryte. Fantazja QAnon o Donaldzie Trumpie i jego sojusznikach jako tajnie walczących z kliką bogatych pedofilów przetrwała, pomimo oczywistego braku zainteresowania Trumpa kontynuowaniem sprawy, z powodu tego szczególnego podwójnego spisku. Dlaczego Zakon Syjonu czuł się zobowiązany do ukrywania swoich prawd wstrząsających historią, nigdy nie zostało w pełni wyjaśnione ani w Świętej Krwi, Świętym Graalu , ani w Kodzie Leonarda da Vinci , ale cała przyjemność z rozszyfrowywania symboli na grobowcu Newtona zostałaby utracona bez tej dodatkowej porcji tajemnicy.
Obie strony są skryte również w "Sekrecie sekretów" , ale w nowej powieści Browna nie ma niczego, co mogłoby się równać z trwającym stulecie europocentrycznym spiskiem w "Kodzie Leonarda da Vinci" . "Sekret sekretów" rozpoczyna się od nikczemnych czynów innego klasycznego motywu Browna: dziwacznego szaleńca. W "Kodzie Leonarda da Vinci" był to szalony mnich albinos, morderczo realizujący cele katolickiej organizacji świeckiej Opus Dei. W nowej powieści jest to kolejny szaleniec, tym razem przebrany za Golema (glinianą figurę, która według żydowskiego folkloru była ożywiana przez rabina) z Pragi, gdzie rozgrywa się powieść, który nadużywa eteru nago i za pomocą knebla. Akcja szybko przenosi się — jak to zwykle bywa w twórczości Browna, w królestwie krótkich rozdziałów — do Langdona i jego nowej dziewczyny, Katherine Solomon, neurolog, która stała się „naukowczynią noetyczną”, pracującą nad książką, która — jak wszyscy sądzą — będzie sensacją, choć nikt poza Katherine jej jeszcze nie przeczytał, a jedyny egzemplarz znajduje się w zaszyfrowanym cyfrowym sejfie należącym do jej wydawcy, Penguin Random House (również wydawcy Browna).
Katherine opisuje noetykę jako „badanie ludzkiej świadomości”, definicję, która omija zwyczajowe skupienie tej dziedziny na różnorodnych zjawiskach paranormalnych, takich jak percepcja pozazmysłowa, prekognicja i telepatia. „Sekret sekretów” w powieści Browna to twierdzenie Katherine, że ludzki umysł nie znajduje się wyłącznie w fizycznym mózgu, lecz raczej czerpie z uniwersalnego źródła świadomości, będącego właściwością wszechświata istniejącego od zarania dziejów.
W każdym okresie historycznym dominująca metafora umysłu i jego działania zazwyczaj wywodzi się z dominującej wówczas technologii. W czasach Freuda uważano, że umysł działa jak silnik parowy, napędzany niezaspokojonymi (i zazwyczaj seksualnymi) popędami, które, jeśli się nadmiernie nagromadzą, mogą prowadzić do awarii. Jeszcze niedawno powszechne było mówienie o ludziach jako o „zaprogramowanych” na jedną lub drugą cechę, niczym komputer osobisty z systemem operacyjnym. Teoria Katherine jest ewidentnie zaczerpnięta z internetu, a w pewnym momencie porównuje ona ludzki mózg do smartfona, który oczywiście nie może pomieścić wszystkich znanych informacji na świecie, ale może czerpać z niematerialnego, zewnętrznego źródła, które wydaje się nieskończone.
Wszystko to sprowadza się do hasła „Wszystko jest połączone”, new age'owego motta tak powszechnego, że aż niepojęte, że tajemnicze siły sięgające wyższych szczebli rządu USA spiskują, by zniszczyć rękopis Katherine. Nie będę zdradzał szczegółów, ale w intrygę zaangażowani są stali podejrzani. Brown musi wymyślić dość zawiłe uzasadnienie, które zmusi te siły do obawiania się skandalu związanego z naruszeniem patentów (między innymi) – pomysł ten wydaje się absurdalny, zważywszy na o wiele bardziej skrajne i jawne wykroczenia obecnej administracji, które zdarzają się niemal codziennie.
To trafia w sedno dylematu Browna: w nowym świecie, który pomogli stworzyć, niewiele jest miejsca na jego staromodne intrygi spiskowe. Wszystko w „Sekrecie sekretów” wydaje się nieco czerstwe, od staromodnych schematów Mary Sue, autora thrillerów w średnim wieku – bohaterowie akcji to niezmiennie pięćdziesięciolatkowie, którzy codziennie ćwiczą – po nieudolne próby stworzenia atmosfery za pomocą opisów, które brzmią jak żywcem wyjęte z przewodnika turystycznego. („Dzielnica Old Town była labiryntem przejść znanych z tętniącego życiem nocnego życia i charakterystycznych pubów”). Założenie powieści ma również kilka poważnych luk. Katherine twierdzi, że jej praca jest „poparta dużą ilością twardych dowodów naukowych”, ale żaden naukowiec nie opublikowałby początkowo swoich odkryć w wydawnictwie branżowym, a jedynie w recenzowanym czasopiśmie, a gdyby Katherine najpierw opublikowała w takim czasopiśmie, trudno byłoby jej utrzymać swoją pracę w tajemnicy.
Kiedy Brown wydał „Kod Leonarda da Vinci” , teorie spiskowe nie były oczywiście niczym nowym, ale ich popularność od tamtej pory wzrosła wykładniczo dzięki internetowi. Spiski zdają się być obecnie domyślnym podejściem do myślenia o niemal każdym wydarzeniu. Ofiary strzelanin szkolnych są oskarżane o bycie aktorami kryzysowymi, próby zamachów są uznawane za sfałszowane, a każde wybory są podejrzewane o sfałszowanie. Barokowe, rozwiązłe wyobrażenia QAnon rywalizują ze skomplikowaną mitologią „ Świętej Krwi, Świętego Graala” — tylko zamiast głosować na obrazy europejskich mistrzów w poszukiwaniu ukrytych wskazówek, odczytują najbardziej nieprawdopodobne przesłania w materii współczesnej polityki. Brown jest nawet zobowiązany wspomnieć Elona Muska w „Sekrecie sekretów” (z powodów, których nie ujawnię), a brak jakichkolwiek odniesień do niedawnych politycznych grabieży Muska i jego dziecięcych załamań jest rażący. Może te rzeczy wydawały się Brownowi rozpraszającym zboczem, ale ich nieobecność pozostawia wrażenie, że po prostu nie nadąża.
O ile nam wiadomo, Katherine ma rację co do ludzkiej świadomości, choć wątpię, by dysponowała jakimiś „twardymi dowodami naukowymi”, które by to udowodniły. Ale jeśli uniwersalna świadomość, z której rzekomo wszyscy korzystamy, rzeczywiście przypomina internet, cóż, to wiele wyjaśnia w historii, i nic z tego nie jest zbyt piękne. Być może najbardziej przestarzałym aspektem „Sekretu sekretów” jest pełne nadziei spojrzenie Katherine na to, co implikuje jej teoria, powiew techno-utopii lat 90., która obiecywała internet przynoszący globalne oświecenie i prawdziwą demokrację. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Może łączy nas jakaś uniwersalna świadomość, ale biorąc pod uwagę to, czego dowiedzieliśmy się o innych ludziach w ciągu ostatnich 20 lat dzięki cyfrowej wersji tego połączenia, nie jestem pewien, czy to aż tak dobre .