Mam 45 lat i nieuleczalnego raka – mam tylko jedno życzenie przed śmiercią

Ostatnio myślałam o tym, że wytną mi oczy. Nie chodzi mi o sen czy jakiś koszmar. I nie chodzi mi o to, że żyję, bo potrzebuję ich do widzenia. Ale ostatnio przyłapałam się na tym, że patrzę w lustro i pomyślałam, że moje oczy wyglądają ładnie, więc może ktoś inny mógłby je chcieć. Tak, chociaż moja twarz została spustoszona przez chemioterapię, niczym mały statek ciągnięty po ostrych skałach, zanim roztrzaskał się na kawałki, całkiem podobają mi się te miękkie gałki oczne, które gnieżdżą się w oczodołach.
Wypełniłem kartę dawcy organów lata temu, kiedy dostałem prawo jazdy (co było bardzo radosnym sposobem na powiedzenie: „Młodzi kierowcy mają śmiertelne wypadki”), ale teraz, gdy mam nieuleczalnego raka jelita grubego, zastanawiam się, jak wiele się zmieniło. Czy nadal mogę oddawać organy, a jeśli tak, to które? Krwiodawcy już mnie nie chcą i myślę, że oddawanie szpiku kostnego też może wyjść na jaw.
Ale co z moim sercem i płucami? Moje serce pompuje chemioterapię po całym ciele, więc może się zepsuć. Jeśli rak rozprzestrzeni się na płuca, to prawdopodobnie też nie.
Moja wątroba jest podobno całkiem zdrowa, ale ma mnóstwo guzów, więc chirurdzy prawdopodobnie by ją odrzucili. Czy moje oczy, a przynajmniej rogówka, mogłyby zostać przeszczepione komuś innemu?
A co z wszystkimi organami, o których zapomniałem wspomnieć? Zdecydowanie nie sądziłem, że będę musiał o tym myśleć, przynajmniej na razie w mojej dość zwyczajnej podróży życiowej.
Może to za wcześnie. Może powinnam poczekać z myśleniem o tym, aż mój rak stanie się terminalny. A może po prostu spędzam godziny na rozmyślaniu o tym, bo nie chce mi się zmywać.
To jedno z pytań, na które można by odpowiedzieć przy pomocy specjalisty zdrowia psychicznego, gdyby szpitale onkologiczne zdały sobie sprawę, że takie osoby odgrywają tak samo ważną rolę w leczeniu pacjenta, jak zespoły onkologiczne specjalizujące się w problemach ze zdrowiem fizycznym.
Może nie chodzi tylko o moje oczy, ale przede wszystkim o to, że zastanawiam się, czy jestem gotowy na śmierć. Jak się poczuję, gdy dowiem się, że nic więcej nie da się zrobić i że mój rak rozprzestrzenił się szybciej niż plany ekspansji Greggsa ?
Czy osiągnę wszystko, co sobie w życiu zamierzyłem, czy też czeka mnie ogromny mail z informacją o moim szefie? Mówię „szef”, bo choć wiele osób ma na swoich listach rzeczy do zrobienia przed śmiercią miejsca, które chcieliby zobaczyć, moja ma tylko jedno marzenie.
Moim jedynym życzeniem jest, aby kampania Daily Express Cancer Care zakończyła się sukcesem . Oznaczałoby to, że wszystkie szpitale onkologiczne zapewniłyby pacjentom kompleksową ocenę potrzeb w momencie diagnozy choroby, aby zespoły medyczne mogły określić największe problemy i obawy pacjentów, których leczą.
Oznaczałoby to również, że problemy ze zdrowiem psychicznym byłyby postrzegane jako efekt uboczny raka i związanego z nim brutalnego leczenia. Zamiast więc ignorować zdrowie psychiczne i dobre samopoczucie, zespoły medyczne pytałyby o stan psychiczny pacjenta i mogłyby w razie potrzeby skierować go do specjalistycznego wsparcia, a nawet do grupy wsparcia, takiej jak grupa przyjaciół czy forum internetowe.
To moje marzenie, którego nie jestem pewien, kiedy umrę, ale w końcu umrę i myślę, że mogę umrzeć w ciągu trzech lat, bo tak mówią statystyki. Możesz pomóc w jego spełnieniu, podpisując powyższą petycję.
express.co.uk