Moja mama, pieniądze i ja — oto jak nauczyłam się przestać bać pieniędzy

Poglądy wyrażane przez współpracowników Entrepreneur są ich własnymi opiniami.
Miałem pięć lat, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Zanim mój ojciec odszedł, kupił mojej mamie leśnozielone Volvo z beżowym wnętrzem. Było bardzo kwadratowe i bardzo bezpieczne. Moja mama go nienawidziła. Około tydzień później wjechała na podjazd nowiutką, kremową Corvette z dachem typu T. Było pięknie, ale od razu zauważyłem problem: była tam moja mama, mój półtoraroczny brat i ja. Troje z nas, dwa miejsca. Matematyka nie była matematyką, ale ona promieniała.
Już umieściła na nim swoją spersonalizowaną tablicę rejestracyjną z napisem „WE LOVE” z ramką, na której widniał napis „Being Italian” (być Włochem) — na wypadek, gdybyście się zastanawiali, co kochamy — i miała na sobie żółtą koszulkę z napisem „Sycylijczycy robią to lepiej” napisanym na granatowym aksamitnym papierze do prasowania. W tym momencie nie miało znaczenia, że mój 40-letni tata zostawił ją dla 17-letniej dziewczyny. Ten samochód — i ta energia — sprawiały, że czuła się na szczycie świata, jakby nic nie mogło stanąć jej na drodze.
Mój brat wpełzł do bagażnika, a ja siedziałem z przodu, z otwartymi dachami, opuszczonymi szybami, z włączoną Donną Summer, gdy pędziliśmy autostradą. I chociaż przez chwilę mieliśmy być tylko we trójkę, byliśmy najszczęśliwsi od dawna.
Przez całe moje dzieciństwo matematyka, a nie matematyka, była niemal ciągłym tematem. Jedyną poradą finansową, jaką dostałem od mamy, gdy dorastałem, było: „Jeśli czujesz, że nie masz pieniędzy, najlepszą rzeczą do zrobienia jest wydanie większej ilości pieniędzy”.
Powiedziała to, siedząc przy stole w naszym salonie, z rachunkami rozłożonymi przed nią. Za nią leżały stosy paragonów, każdy przyklejony taśmą do papieru i odłożony w nadziei, że mój tata w końcu się pojawi i zapłaci alimenty.
Była przytłoczona i z pewnością uważała, że powinna zrobić to, co powinna zrobić w tamtej chwili.
To nastawienie sprawiło, że refinansowała nasz mały dom trzy razy. Mieliśmy mnóstwo nocy bez prądu i jedzenia. Dwa razy ogłosiła upadłość . Ale też dużo pływała z moim ojczymem i trzymała cały kufer pełen fałszywych diamentów z giełdy, rzeczy, które naprawdę ją uszczęśliwiały. Pieniądze wchodziły i wychodziły, często z odrobiną towarzyszącego dramatyzmu.
Powiązane: Jak radzić sobie z obawami dotyczącymi przepływu środków pieniężnych
Obserwowanie tych nagłych wzrostów i spadków nie tylko było dla mnie dezorientujące — sprawiło, że naprawdę bałem się pieniędzy.
Zaczęłam pracować w wieku 13 lat. Jeśli chciałam czegoś ekstra — albo w ogóle czegokolwiek — musiałam na to zapracować. Pracowałam nielegalnie w kilku miejscach, dorabiając poza szkołą: w pralniach chemicznych (tak okropnie, tak gorąco), piekarniach (świetnie, uwielbiam krajalnicę do chleba), wypożyczalniach filmów (fajnie i oglądanie facetów wypożyczających porno od kogoś, kto nie jest nawet wystarczająco stary, żeby to oglądać — kultowe), kasjerka w sklepie spożywczym z wegetariańską żywnością (Patchouli przez kilka dni) i w końcu kelnerka z tyłu sklepu (kochałam to; zawsze mówiłam, że nadal będę kelnerką, jeśli będą mi więcej płacić). Bez względu na to, jak trudna była praca lub ile godzin, cokolwiek to było, robiłam to.
Z powodu pieniędzy i chaosu rodzinnego, studia nie wchodziły w grę. Więc pracowałam dalej. Ciągle bałam się, że jeśli popełnię błąd, choćby raz, stracę wszystko. Ten strach tylko się pogłębił, gdy stałam się odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale za własną firmę, moich pracowników, koszty ogólne... i moją mamę.
Przyjmowałam każdą pracę. Pracowałam podczas mojego ślubu. Pracowałam w szpitalu, rodziłam. Kiedy byłam w ciąży z moim trzecim dzieckiem, Holland, poród się spóźniał, więc zaplanowaliśmy indukcję na piątek, żebym mogła wrócić do pracy w poniedziałek. Żadnego urlopu macierzyńskiego. Żadnego urlopu.
Ale prawda jest taka, że to wszystko było wynikiem mojej winy.
Powiązane: Jak zmienić swoje nawyki finansowe, aby zapewnić eksplozywny wzrost biznesu
Pracowałam, jakby moje życie od tego zależało — bo pod wieloma względami czułam, że tak było. Gdybym przestała, gdybym nawet zwolniła, bałam się, że stracę wszystko. Tak jak obserwowałam moją mamę, raz po raz. W końcu wzięłam sobie trochę wolnego — i wydarzyło się coś najdziwniejszego: nic. Wszystko szło dalej.
I po raz pierwszy zrozumiałem, co miała na myśli moja matka.
Nie bój się pieniędzy. Przychodzą i odchodzą, a życie toczy się dalej. Kiedy przestałem się ich tak mocno trzymać, pieniądze płynęły łatwiej . To była lekcja zaufania, moich własnych możliwości i odporności.
Okazuje się, że moja mama nie myliła się do końca. Pieniądze przychodzą i odchodzą. Sztuką jest wiedzieć, kiedy je puścić, bez strachu.
Więc kup te diamenty na giełdzie, kochanie. Pieniądze nie zawsze muszą cię stresować. Ufaj sobie, że wiesz, kiedy trzymać, a kiedy puścić. Naprawdę. Ponieważ w końcu to tylko energia. A kiedy przestajesz się jej bać, uwalniasz się, aby skupić się na tym, co ważne: dobrym życiu, hojnym dawaniu i podejmowaniu ryzyka, które umożliwia rozwój — i prawdziwy sukces.
Miałem pięć lat, kiedy moi rodzice się rozwiedli. Zanim mój ojciec odszedł, kupił mojej mamie leśnozielone Volvo z beżowym wnętrzem. Było bardzo kwadratowe i bardzo bezpieczne. Moja mama go nienawidziła. Około tydzień później wjechała na podjazd nowiutką, kremową Corvette z dachem typu T. Było pięknie, ale od razu zauważyłem problem: była tam moja mama, mój półtoraroczny brat i ja. Troje z nas, dwa miejsca. Matematyka nie była matematyką, ale ona promieniała.
Już umieściła na nim swoją spersonalizowaną tablicę rejestracyjną z napisem „WE LOVE” z ramką, na której widniał napis „Being Italian” (być Włochem) — na wypadek, gdybyście się zastanawiali, co kochamy — i miała na sobie żółtą koszulkę z napisem „Sycylijczycy robią to lepiej” napisanym na granatowym aksamitnym papierze do prasowania. W tym momencie nie miało znaczenia, że mój 40-letni tata zostawił ją dla 17-letniej dziewczyny. Ten samochód — i ta energia — sprawiały, że czuła się na szczycie świata, jakby nic nie mogło stanąć jej na drodze.
Mój brat wpełzł do bagażnika, a ja siedziałem z przodu, z otwartymi dachami, opuszczonymi szybami, z włączoną Donną Summer, gdy pędziliśmy autostradą. I chociaż przez chwilę mieliśmy być tylko we trójkę, byliśmy najszczęśliwsi od dawna.
Reszta artykułu jest zablokowana.
Dołącz do Entrepreneur + już dziś, aby uzyskać dostęp.
Masz już konto? Zaloguj się
entrepreneur