Panika na Majorce, gdy mieszkańcy wściekają się na Brytyjczyków tworzących „angielskojęzyczne wysypiska” w Hiszpanii

Na Majorce zbiera się na burzę. Mieszkańcy ostro krytykują wyspę, którą określają mianem „angielskojęzycznych wysypisk”, obwiniając nadmierną turystykę i niewłaściwy typ turystów za doprowadzenie regionu do granic wytrzymałości.
Krytyczna reakcja nastąpiła w momencie, gdy minister turystyki Balearów , Jaume Bauzá, próbował uspokoić obawy dotyczące przyszłości wyspy jako jednego z najpopularniejszych kierunków turystycznych w Europie.
W czwartek Bauzá podkreślił, że tak zwane „turystycznie fobiczne” przekazy rozpowszechniane podczas protestów i w mediach społecznościowych mają niewielki wpływ na rynki turystyczne, mówiąc reporterom: „Dane potwierdzają, że sezon turystyczny jest udany. Nie możemy bić rekordów co roku”.
Przyznał, że sytuacja w zakresie dochodów w sezonie letnim jest „nierównomierna”, a niektóre ośrodki nie spełniają oczekiwań, ale podkreślił, że rząd stawia sobie za cel „wysokiej jakości turystykę”, którą definiuje jako turystów o większej sile nabywczej, a nie tylko jako większą liczbę turystów przekraczających bramy kurortu.
Nastąpiło to po ponad roku narastających niepokojów związanych z masową turystyką. W maju i czerwcu 2024 roku protestujący w Palmie i innych miastach zorganizowali marsze i „przejęcia” plaż, aby zwrócić uwagę na obciążenie przestrzeni publicznej. Do lipca na ulice Palmy wyszło aż 20 000 osób, niosąc transparenty z napisami „Majorka nie jest na sprzedaż” i „Oddajcie swoich pijaków, oddajcie nam domy”.
W marcu tego roku w historycznym mieście Sóller wprowadzono zakazy wjazdu samochodów turystycznych w odpowiedzi na falę skarg mieszkańców, a w czerwcu aktywiści w Palmie użyli pistoletów na wodę do oblewania turystów, aby symbolicznie „ostudzić” nadmierną turystykę. W ostatnich miesiącach powszechnym widokiem stały się również graffiti, fałszywe napisy „Plaża zamknięta” oraz hasła skierowane do brytyjskich i niemieckich turystów.
Nie pomogło to jednak w uspokojeniu nastrojów mieszkańców wyspy. Wielu z nich uważa, że ich obawy dotyczące rosnących czynszów, przeludnienia i zmieniającego się oblicza ich społeczności są bagatelizowane.
Jeden z sfrustrowanych mieszkańców zaatakował obecną grupę turystów, pisząc: „Niestety, osoby z dwucyfrowym IQ to te, które prawdopodobnie będą świadome, słuchają i reagują na antyturystyczne komunikaty. Właśnie takiego turysty potrzebuje wyspa, a jest on odpychany. Wszyscy pijani idioci, którzy chcą spędzić tydzień w tanich, anglojęzycznych spelunkach, dadzą sobie radę”.
Inny dodał: „Chociaż rząd jest tu całkowicie niekompetentny i bezradny, ten człowiek ma rację, mówiąc, że nie można oczekiwać, że co roku pobijemy rekordy. A światowa gospodarka rzeczywiście wyjaśnia przynajmniej część tego, co widzimy. Gdybym był zwykłą rodziną z Niemiec lub Holandii, również poważnie rozważałbym Grecję zamiast Majorki. Równie ładna, znacznie tańsza, jedzenie prawdopodobnie lepsze, a obsługa o wiele milsza i bardziej przyjazna”.
Tego lata nastąpiła fala protestów przeciwko temu, co mieszkańcy określają mianem „nadmiernej turystyki”, w tym kolejne graffiti, wiece i palenie kukieł, mające na celu zwrócenie uwagi na ich trudną sytuację. Sam Bauzá przyznał, że chociaż nastroje antyturystyczne „nie zyskały popularności” i nie odstraszyły turystów, to wizerunek takich demonstracji był „niepożądany”.
Nastąpiło to po tygodniach, w których nagłówki ostrzegały brytyjskie rodziny, aby „dwa razy się zastanowiły” przed rezerwacją wakacji na Balearach, a stali wczasowicze wyrażali obawy dotyczące rosnących kosztów i narastającego napięcia na wyspie.
Daily Express