Kanikuła w cesarsko-królewskim Przemyślu

Jednakże taki pogląd wydaje się być zbyt powierzchowny. Trzecie co do wielkości miasto w Galicji (po Lwowie i Krakowie) tętniło swoim garnizonowym życiem, niepozbawionym tzw. smaczków. W 1910 roku liczba mieszkańców miasta wynosiła ponad 46 tys. osób, a stacjonujących żołnierzy CK garnizonu było około 8 tys. Takie proporcje spowodowały, że wojsko miało ogromny wpływ na życie ośrodka. Wraz z oddziałami wojskowymi do miasta dotarły nowinki technologiczne: telefon, telegraf, elektryczność, balony wojskowe, wodociągi. Jednocześnie także wstydliwy proceder prostytucji, chorób wenerycznych. Przyjrzyjmy się więc kanikule sprzed ponad 120 lat.
Kanikuła – czas wolny od zajęć – zaczynał się na dobre od przesilenia letniego w czerwcu. U Słowian obchodzony był jako Sobótka, Noc Kupały, Noc świętojańska. Nie inaczej było w cesarsko-królewskim Przemyślu. Miasto świętowało ją pod nazwą „Przemyskie Wianki”. Poza charakterem ludycznym, święto odwoływało się również do uczuć patriotycznych. Przemyska prasa określała je nawet jako „obchody narodowe” („San” z 1880 r.) organizowane ze składek społecznych. „Przemyskie Wianki” oglądało kilkanaście tysięcy mieszkańców. Na prawym brzegu Sanu ustawiano kilkaset siedzeń dla znamienitszych gości, a imprezę rozpoczynano wieczorem strzałami z moździerzy. Po czym puszczano na wodę wieńce z kwiatów oraz dużą ilość wieńców płonących. Młodzież męska w łódkach i galarach próbowała wyłowić wieńce kwiatowe. Równocześnie na obu brzegach rzeki rozpalano stosy smolne i puszczano sztuczne ognie. Gdy łódki i galary zbliżały się do mostu, orkiestra grała pieśń „Jeszcze Polska nie zginęła”. Uroczystości kończyły się zwykle po godzinie 22. Tak twierdza I klasy obchodziła święto wody, ognia, płodności i miłości.
Rzut na Zasanie.
Oprócz rozrywek kulturalnych, miasto oferowało żołnierzom i mieszkańcom bardziej wstydliwe formy spędzania czasu w towarzystwie tzw. słomek – jak nazywano przemyskie prostytutki. Rozmiary tego procederu w Przemyślu wymusiły utworzenie w jego szpitalach (miejskim i wojskowym) oddziałów syfilistycznych. Artykuł „Przemyśl w cyfrach” opublikowany na łamach „Głosu Przemyskiego” z dn. 23 VIII 1902 r., nr 12, informował, że w latach 1900/1901 miasto miało 116 pań trudniących się prostytucją jawną. Jednakże i w tym biznesie kwitło podziemie, więc liczba kobiet wykonujących najstarszy zawód świata była zapewne wyższa. W roku 1904 naliczono 12 jawnych domów publicznych i 150 zarejestrowanych „słomek”, a choroby weneryczne stanowiły około 21 proc. leczonych w szpitalu przemyskim. Rozpoczęcie w 1882 r. budowy szpitala wojskowego przy ulicy Dobromilskiej (dziś ul. Słowackiego) miało wspomóc rozwiązanie tego koszmarnego problemu. Warto przytoczyć kilka przykładów związanych z tym procederem. Tuż przy dworcu kolei żelaznych (ul. Kolejowa – plac Legionów) stał potężny budynek znany pod nazwą pasażu Gansa (właściciel Israel Gans). Z relacji ustnych wiadomo, że mieścił się tam lokal świadczący uciechy cielesne. Usługa taka kosztowała od 4 do 5 koron.
Korzystali z niej głównie oficerowie i podoficerowie c.k. Mniej renomowane lokale tego typu mieściły się przy ulicy Strycharskiej i Czarnieckiego. Właścicielką jednego z takich domów przy ulicy Dworskiego 4 była Amalia Kutna. Jak wynika z relacji prasowych, domy publiczne działały pomimo protestów opinii publicznej i zakazu władz. „Echo Przemyskie” w dniu 13 czerwca 1901 r., nr 47, informowało o jednym z takich przybytków położonym przy ulicy Basztowej 6, którego właścicielem był niejaki Springer. Właściciel nie słuchał poleceń władz ani żądań opinii publicznej pomimo, iż dom położony był obok bursy i gimnazjów. Miejsca rozpusty stawały się często świadkami śmiertelnych burd pomiędzy przebywającymi tam żołnierzami garnizonu. Taka sytuacja miała miejsce na ulicy Podwinie w domu rozpusty Józefa Kowalskiego, gdzie starszy szeregowy przebił nożem kamrata z wojska. Okoliczni mieszkańcy nie pozostawali bierni i pisali prośby do c.k. komendy fortecznej o likwidację tego domu. W parze ze zjawiskiem prostytucji pojawia się sutenerstwo. Utrzymywał się z niej niejaki Józef Kranz, załatwiający dziewczętom posady w domach nierządu. Biorąc od nich za to po 10 złr. Kwota jakiej żądał, była zbyt wygórowana i dwie kobiety Sala Feuerman oraz Anna Molenda oskarżyły go na policji, by wzięła je w obronę przed takim wyzyskiem, o czym pisało „Echo Przemyskie” w czerwcu 1899 r. w numerze 49.
Wraz z rozwojem garnizonu przemyskiego rosła liczba osób posiadających koncesje na prowadzenie hoteli. Pisma chrześcijańskie, w tym „Echo Przemyskie”, narzekały na zepsucie i demoralizację w nich panujące oraz na przyznawanie koncesji osobom, którym było wszystko jedno, z jakich źródeł czerpią dochody. Do tego typu hoteli zaliczał się przemyski hotel „National” przy ulicy Dworskiego. „Porządnym hotelem” utrzymującym według prasy dom nierządu był hotel „Romanie”, gdzie każdy z jego kelnerów odpowiadał przed sądem za stręczenie dziewcząt do prostytucji. Redaktor „Echa Przemyskiego” z dn.7 III 1901, nr 19, pisał, że nie rozumie, dlaczego temu osobnikowi (właścicielowi) nie odebrano dotąd koncesji na utrzymanie tego przybytku, choć policja o wszystkim wie i pewnie zawiadomiła c.k. starostwo.
W mieście, oprócz hoteli, pojawiło się wiele kawiarni, cukierni, piwiarni i restauracji. Oferowały wojskowym i ludności cywilnej miłe spędzanie czasu. Do najlepszych kawiarni należały „Cafe Metropol”, „Cafe Edison”, „Cafe Elite” czy „Grand Cafe” na ulicy Mickiewicza. Na przykład „Cafe Habsburg” przy ul. Kościuszki 7 urządzona była komfortowo. Posiadała trzy stoły bilardowe i czytelnię zaopatrzoną w kilkadziesiąt dzienników i czasopism. W tym lokalu odbywały się po południu koncerty muzyki wojskowej. Natomiast pod numerem Kościuszki 5 mieścił się Ruski Dom Narodny, w którym Stanisław Fesnak urządził restaurację oferującą śniadania, obiady i kolacje. Amatorów słodyczy zapraszała cukiernia „Lwowska” Erazma Rosiewicza, mająca siedzibę przy ulicy Dworskiego 2, później przeniesiona na ulicę Kolejową 1. Cukiernia posiadała wielkie lustrzane witryny, a wnętrze lokalu wyłożone było kryształowymi lustrami. Specjalnością zakładu były lody malinowe. Podawano także kawę i herbatę. We wspomnianym wcześniej budynku pasażu Gansa, oprócz salonu uciech, mieścił się „Hotel Royal” dzierżawiony przez Chaima Schorra. Na wysokim piętrze tej realności znajdowała się ekskluzywna kawiarnia „Stieber Grand Cafe”. Warto zaznaczyć, iż kawiarnia byłego kelnera Stiebera uchodziła za najwytworniejszy lokal w Galicji. Wyposażona była w salę dla miłośników gry w karty, oddzielny salon dla dam z osobnym wejściem, salę bilardową. W kawiarni podawano ołomunieckie kwargle, rogaliki z roguefortem, żydowskie bułeczki z kawiorem oraz kawę. Właściciel Stieber przeniósł się później do Wiednia, gdzie założył w centrum kawiarnię „Splendid” i został prezesem wiedeńskich kawiarzy. O tym wszystkim pisze Feliks Mantel w swoim „Wachlarzu wspomnień”.
Dla spragnionych trunków w upalne dni lata miasto oferowało piwiarnie i winiarnie na prawie każdej ulicy. Na ul. Ogrodowej (dziś ul. Krasińskiego) czy Grunwaldzkiej sprzedawano piwo okocimskie beczkowe, flaszkowe, a także miód. Na 3 Maja od 1899 r. istniała restauracja i piwiarnia M. Goldsteina. Dla wielbicieli słodyczy otwarta była cukiernia – Bilder. Niestety ogromna ilość szynków nie przysparzała miastu chluby, ale przynosiła ogromne zyski, zajmujące czołowe miejsce w dochodach miasta. Nocne hulanki, nierzadko orgie, zakłócały spoczynek porządnych obywateli i naruszały bezpieczeństwo publiczne. Niesławą okryła się umieszczona na Winnej Górze szynkownia Leona Bara. „Echo Przemyskie” z dn. 3 II 1901 nr 10 tak opisywało ten przybytek: „(…) odbywają się w każdą niedzielę i święto orgie z muzyką. Rozhulane tłuszcze przemyskich andrusów, wychodząc z tejże, napadają na ulicy przechodzące tamtędy bezbronne osoby (…). Nadmienić wypada, że do tej oberży uczęszczają także panowie podoficerowie”. Nic w tym dziwnego, gdyż większość szeregowców i podoficerów wydawała niemal cały żołd na napoje alkoholowe, nierząd i tytoń.
Beata Świętojańska
Za tydzień część druga tekstu o przemyskich wakacjach w cesarsko królewskim Przemyślu. Napiszemy o przechadzkach, zwierzyńcu i innych atrakcjach. Przybliżymy też, jak bawili się przemyślanie na wyścigach konnych.
Aktualizacja: 20/07/2025 12:50
Zycie Warszawy