Legenda rozbita, Magdalena Fręch świętuje! Venus Williams była bezradna
Oglądając mecz pierwszej rundy turnieju WTA rangi 500 w Waszyngtonie, kibice mogli poczuć się, jakby przenieśli się w czasie o dobrych kilkanaście lat. 45-letnia Venus Williams nie grała tak, jak wskazywałby na to jej wiek. Doświadczona tenisistka wróciła na zawodowe korty po 16-miesięcznej przerwie, a potem... nie dała młodszej o 22 lata Peyton Stearns ugrać choćby jednego seta.
Widzowie w amerykańskiej stolicy szaleli na punkcie świetnie grającej Williams, zastanawiając się, czy stać ją na ogrywanie zdecydowanych faworytek. Odpowiedź miała nadejść właśnie w nocy z czwartku na piątek, gdy jej rywalką była Magdalena Fręch. Łodzianka była dla Amerykanki kolejną przeciwniczką urodzoną długo po tym, gdy Venus Williams rozgrywała swój pierwszy mecz w cyklu WTA.
Gdy Magdalena Fręch przyszła na świat, w grudniu 1997 r., jej dzisiejsza rywalka była już absolutną gwiazdą kobiecego tenisa. Debiutowała... trzy lata wcześniej, w 1994 r. W swojej karierze wygrywała siedem turniejów wielkoszlemowych w singlu, stając się legendą całej dyscypliny, lecz od 2021 r. pojawiała się na korcie jedynie incydentalnie.
Najczęściej mogliśmy oglądać ją właśnie wtedy, gdy po europejskim swingu tenisowy sezon wraca do Stanów Zjednoczonych, by rozpocząć przygotowania do US Open. I w tym roku Venus dała się namówić na jeszcze jeden występ, a po sensacji w pierwszej rundzie chciała powalczyć o kolejną. To ona rozpoczęła mecz z Magdaleną Fręch od serwisu.
Pierwsze punkty, choć wyrównane, pokazały nam dwie rzeczy. Pierwsza z nich to fakt, że Venus Williams nie zapomniała, jak gra się z czołowymi tenisistkami świata. Wciąż potrafiła uderzyć piłkę w taki sposób, by ta tylko delikatnie zahaczyła o narożnik kortu, nie dając Polce żadnych szans. Druga rzecz to delikatna trema, z jaką musiała zmagać się łodzianka. Trener Andrzej Kobierski szybko musiał zareagować i przypomnieć podopiecznej, że to ona ma prawo czuć się znacznie lepiej przygotowana do tego spotkania.
Jeden moment sprawił, że Polka zdała sobie sprawę, na czym polega jej przewaga nad utytułowaną przeciwniczką. Wystarczyło kilka skrótów, by na własne oczy zobaczyła, że Venus Williams nie jest już tak zwrotna, jak przed laty i nie zdąży do każdej z trudnych piłek. Zwłaszcza na początku te konkretne zagrania pozwoliły Fręch złapać pewność siebie, jakże potrzebną w takim meczu.
45-letnia legenda rozbita. Magdalena Fręch szła jak burza!Gdy tylko nasza reprezentantka uwierzyła w swoje możliwości, starsza z sióstr Williams była w potężnych tarapatach. Wystarczyło 35 minut, by pierwszy set dobiegł końca. Fręch zawdzięcza to opanowaniu niewymuszonych błędów, czego nie było widać u Amerykanki. 45-latka zanotowała ich w pierwszej partii aż 16, i to właśnie one zadecydowały o wyniku przy stabilnej dyspozycji Polki. To Magdalena Fręch prowadziła 6:2 i była o mały krok od ćwierćfinału, w którym czekała już Jelena Rybakina.
U doświadczonej tenisistki szwankował serwis, który dał jej tak wiele dobrego w meczu z Peyton Stearns. Bez poprawienia tego aspektu gry nie mogła myśleć o sprawieniu kolejnej sensacji, nawet przy ogromnym wsparciu z trybun. Ponownie bowiem na meczu amerykańskiej ikony tenisa stadion w Waszyngtonie wypełnił się w zdecydowanej większości, nawet pomimo trwającego nieopodal meczu Taylora Fritza, turniejowej "jedynki" po stronie ATP.
Venus Williams nie przedłużała przerwy pomiędzy setami i chciała od razu ruszyć do odrabiania strat. Kolejny gem był jednak niczym koszmar, bo zanotowała kilka zupełnie niewytłumaczalnych błędów przy siatce, nawet w najprostszych sytuacjach. Wyglądało to trochę tak, jakby siły opuściły ją jeszcze bardziej. Skracała akcje w skrajny sposób, chcąc najczęściej zakończyć je już z returnu. Niska jakość forhendu nie dawała żadnych podstaw do optymizmu.
Na przełomie dwóch setów Fręch zanotowała passę 20 zdobytych punktów z rzędu (!), co wiele mówiło o słabszym dniu Amerykanki. Ta jednak w końcu odzyskała nieco kontroli i niesiona dopingiem utrzymała podanie od stanu 0:30. Kolejny gem był kluczowy, bo miał pokazać, czy Williams będzie stać jeszcze na podjęcie rywalizacji z Polką.
Trudny test. Polka zdała go celującoTen trudny sprawdzian Fręch zdała celująco, bo wygrała gema bardzo pewnie, z pięknymi winnerami, kończąc go jeszcze asem serwisowym. A u Amerykanki widać było ponownie rezygnację, przez co trudno było spodziewać się, by łodziance w tym meczu mogło jeszcze stać się coś złego. Przy utrzymaniu formy przez obie tenisistki różnica klas na korzyść naszej reprezentantki była widoczna gołym okiem. Jedynie w pojedynczych akcjach Williams stać było na takie zagrania.
Przy komfortowym prowadzeniu Magdaleny Fręch znów zrobiło się ciekawie, gdy 45-latka wykorzystała dość niespodziewane break pointy i przełamała przeciwniczkę. Przewaga Polki wciąż była jednak na tyle duża, by móc czuć się pewnie. Wszak serwis Venus Williams nie dawał jej dużej pewności i nie pozwalał na wiarę w odrobienie strat.
Dość powiedzieć, że już w kolejnym gemie Amerykanka znów nie utrzymała serwisu, popełniając ponownie proste błędy. W ten sposób Polka mogła serwować po awans do ćwierćfinału turnieju WTA w Waszyngtonie, od którego dzielił ją już tylko jeden wygrany gem. Do kolejnego zwrotu już nie doszło, bo to Magdalena Fręch utrzymała serwis i zameldowała się w kolejnej rundzie!
Pomimo porażki 2:6, 2:6 Venus Williams zapracowała sobie na aplauz od wypełnionych trybun w Waszyngtonie. Szalona radość po każdym z wygranych przez nią punktów tym razem nie poniosła 45-latki do drugiej wielkiej sensacji. Łodzianka miała pełne prawo świętować po równym, przyzwoitym występie. Teraz czeka ją mecz z Jeleną Rybakiną, który odbędzie się już w piątek, nie przed 22.00 polskiego czasu.
Magdalena Fręch — Venus Williams 6:2, 6:2
przegladsportowy