Szok, kompromitacja, katastrofa, czyli Iga Świątek polskimi oczami

Oczywiście, że nie nastąpił. Wręcz przeciwnie, tenisowa piłeczka dalej jest w grze.
Do stolicy Francji Iga Świątek przyjechała jako obrończyni tytułu, uważana za najlepszą specjalistkę od grania na kortach ziemnych, słowem – można było mieć nadzieję na końcowy sukces Polki. Tyle optymizmu. Realnie Świątek od początku sezonu 2025 kręci się wokół sięgnięcia po końcowe zwycięstwo w kolejnych turniejach, ale częściej dobre mecze przeplatała zupełnie bezbarwnymi. Wystarczyło spojrzeć na ostatnią prostą przed Roland Garros 2025. W Madrycie Świątek dotarła do półfinału, gdzie otrzymała surową lekcję od Coco Gauff. Tak właściwie to Amerykanka nie musiała zbyt wiele robić, bo to Polka była strzępkiem nerwów i sama nie dała sobie szansy na sukces.
Później przyszedł czas na Rzym, gdzie Świątek broniła mistrzowskiego tytułu. Zamiast jednak podbudować morale przed wyjazdem do Paryża, skończyło się na III rundzie i niespodziewanej porażce z Danielle Collins. O Amerykance można powiedzieć wiele, zwłaszcza pamiętając jej kontrowersyjne zachowanie podczas turnieju olimpijskiego. Ale Collins nie jest wybitną zawodniczką na mączce. Amerykanka nacisnęła jednak Świątek i zamknęła usta optymistom wieszczącym koniec kryzysu Polki. Nic z tych rzeczy.
Iga Świątek w Roland Garros odzyskała radość. Ma do niej prawoLicznik braku wygranych turniejów u Polki bije już na tyle długo, żeby zatoczyć koło właśnie w Paryżu. Roland Garros 2024 – właśnie podczas wielkoszlemowych zmagań Świątek po raz ostatni wznosiła puchar po finale. Ba, obecnie już nawet sam udział w finale u Polki nie jest taki oczywisty. Kilka razy było bardzo blisko, jak np. podczas Australian Open (półfinał) czy… jak się miało okazać, tegorocznego Roland Garros. Ale brakowało, najczęściej dwóch kluczowych kroków, w przeszłości wykonywanych z łatwością. O tej łatwości już dawno zapomnieliśmy, choć trzeba oddać światowej konkurencji, że mocno się postarała, żeby Świątek utraciła patent na wygrywanie.
Co przyniósł tegoroczny Paryż? Radość, choć z gorzkim zakończeniem, bo trudno napisać bardziej twarde lądowanie, jak to z wynikiem 0:6 w ostatnim secie półfinału. Świątek potrafiła jednak kilkukrotnie przezwyciężać problemy, z którymi w ostatnich miesiącach po prostu sobie nie radziła. Odkręcenie wyniku z Jeleną Rybakiną z 1:6 i 0:2, ugruntowanie przewagi nad Eliną Switoliną w ćwierćfinale, czy nawet to, co długimi fragmentami udawało się przeciwko Sabalence. Udawało, bo Białorusinkę można lubić czy też nie, ale miała w garści ten półfinał. Polka mogła jedynie dobierać się jej do skóry, próbując oszukać to, co i tak na końcu się wydarzyło. Nie ma się jednak co obrażać, bo Sabalenka – tu ponownie słowa uznania – jest krok przed resztą tenisowego świata. Liderka rankingu WTA rzetelnie sobie na to zapracowała, obecnie nie będąc już jednoformatowa, a dużo lepsza aniżeli wtedy, kiedy niecałe dwa lata goniła za Świątek.
Półfinał z Sabalenką był zresztą dla Polki idealnym podsumowaniem tego, co jest już – taką mam nadzieję – za jej plecami. Pierwszy set, rozpoczęty od 1:4 i choć sama gra wydawała się nie być aż taka zła, mnóstwo było emocji, biorących górę nad poziomiem. Polka nie przestała jednak wierzyć w powodzenie misji, wychodząc na 5:4, żeby następnie przegrać tie-breaka. Kolejny set? Nadzieja na przyszłość, czyli Iga w stabilnym wydaniu, niezależnie od tego, co gra przeciwniczka. W efekcie 6:4 i wywalczenie sobie szansy na kolejny, czwarty z rzędu(!) finał w Paryżu.
A na koniec to, co krytycy lubią najbardziej. Szok, kompromitacja, katastrofa – czyli ruch polskich radykalistów, czekających na potknięcie Świątek. Nie ma przypadku w tym, że wyciągnąłem tę tragikomiczną sekwencję określeń do tytułu. Będąc dziennikarzem, dobrze wiem, co czyta się najlepiej. To brutalne, niezrozumiałe, ale też w pełni powtarzalne wśród większości. Nawet jeśli, ostatnio to modne określenie, ta wspomniana większość z odmiennie myślącymi, idzie „na żyletki”. Bo to właśnie ona potrafi głośno i krzywdząco wydawać wyroki skazujące. Niestety, jest w tym mocny, polski pierwiastek.
Przepraszam wszystkich urażonych, ale tacy jesteśmy.
Na szczęście nie wszyscy, ale jednak ciągle.
0:6 w nieco ponad 20 minut Świątek z Sabalenką. Tradycyjnie, znajdą się tacy, którzy widzą tu „szok, kompromitację, katastrofę”. Na moje oko prawda jest jednak taka, że Sabalenka wyciągnęła wszystko to, co miała najlepsze. I jak już wspominałem, niezależnie od tego, czy Świątek zrobiłaby dwa-trzy błędy mniej, dalej nic by to nie zmieniło. Tym bardziej że Białorusinka w tym secie nie pomyliła się ani razu. Co najlepiej pokazuje, jak wzorowy był to set w wykonaniu najlepszej tenisistki na świecie.
Świątek w Paryżu wygrała jednak dużo więcej niż miejsce w półfinale. Ruch „szok, kompromitacja, katastrofa” zdążył już oczywiście wypomnieć, że Polka po Roland Garros 2025 będzie już nie na piątym, a siódmym miejscu w rankingu WTA. Doprawdy, szokujące, kompromitujące, katastroficzne wręcz…
Co zatem wygrała Iga? Myślę, że Polka odzyskała radość z gry, której potrzebowała, bądź innymi słowy – którą zagubiła podczas szarpaniny pomiędzy oczekiwaniami a formą sportową w obecnym sezonie. Świątek nie będzie dominatorką, przynajmniej nie tu, nie teraz, na pewno nie w tym roku. Kto wie, może wcale. Ale jeśli rzeczywiście RG 2025 miał być przełomowy, to uważam, że takim właśnie był. Bo Świątek udowodniła sobie oraz innym, że nawet z rewelacyjną Sabalenką można zagrać dwa twarde, równe sety. Dokładając przy tym kilka innych argumentów z ostatniego, nieco ponad tygodnia grania w Paryżu. To będzie fundament pod resztę sezonu, mocno w to wierzę.
I zmartwię tych, którzy wieszczą, że lepiej już nie będzie. Choćby rankingowo, Polka nie miała zbyt wielu okazji do występów w drugiej części 2024 roku. A to zadziała na plus w kontekście rankingowym, bo o solidność Świątek jestem spokojny. Może będzie mniej szokująco, co więcej, obędzie się bez kompromitacji, ba – nawet katastrofę odstawimy na półkę. Polka skorzysta jednak z prawa do radości z tenisa i jeszcze wielokrotnie podzieli się nią z rodaczkami i rodakami. Nawet z tym radykalnym, tytułowym ruchem.
Trudno, niech też mają!
Czytaj też:Polskie siatkarki trzecią drużyną świata! Świetne otwarcie sezonu reprezentacjiCzytaj też:Reprezentant Polski złapany na dopingu! Właśnie poznaliśmy wynik
Wprost