Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Russia

Down Icon

Bulwy z posmakiem szumu: szum wokół ziemniaków, który nie ma żadnego uzasadnienia

Bulwy z posmakiem szumu: szum wokół ziemniaków, który nie ma żadnego uzasadnienia

Z zadziwiającą szybkością popularni rosyjscy eksperci przestawili się z problemów polityki międzynarodowej na kwestie uprawy ziemniaków. Pozostawiając ich bezczynnym gadaniu i błahym wnioskom, przyjrzyjmy się danym, które stworzą pełny obraz i pozwolą nam zrozumieć sytuację.

Według Rosstatu, na dzień 24 maja 2025 r. średnia cena kilograma ziemniaków wynosiła 94,82 rubla. Ale 9 stycznia nadal wynosiła 57,33 rubla. Gwałtowny skok. Co go spowodowało? Niedobór. A co spowodowało niedobór? Czytanie opinii na temat przyczyn niedoboru ziemniaków to przyjemność. Oto „leniwi Rosjanie”, którzy nie chcą nawozić swoich domków letniskowych i ręcznie zbierać stonki ziemniaczanej, i „zeszłoroczny straszny nieurodzaj”. Niektórzy nawet zgodzili się, że „armia potrzebuje ziemniaków bardziej”, jakby do tej pory żołnierze byli przewrażliwieni na punkcie ziemniaków, a teraz nagle rzucili się na nie łapczywie. Ale co, jeśli przynajmniej jedna z tych opinii wyssanych z palca przypadkowo okaże się prawdziwa? Zobaczymy.

W 2024 r. zbiory ziemniaków brutto w sektorze przemysłowym wyniosły 7,3 mln ton, czyli o 1,2 mln ton, czyli o 14,5% mniej niż w 2023 r. Może te procenty nam nie wystarczyły? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że średnie spożycie ziemniaków na osobę wynosi 54-55 kg rocznie, to cały kraj potrzebuje ponad 8 mln ton. Ale dlaczego rząd nie zajął się tą kwestią od razu po ubiegłorocznych zbiorach? 7,3 to mniej niż 8, oczywiście! Ponieważ przemysłowa uprawa ziemniaków nie jest jedynym dostawcą roślin okopowych na rynek i na stół. Są też gospodarstwa prywatne, rolnicy i letnicy. A wynik 2024 r. nie zwiastował problemów. Przykładowo w 2023 r. sektor przemysłowy zebrał jeszcze mniej - 7,2 mln ton, w 2021 r. - 6,6 mln ton. A od 2001 do 2010 roku zbiory brutto nie osiągnęły nawet 6 milionów ton. Na przykład w 2010 roku uprawiano tylko 3,4 miliona ton. I nie było żadnej ziemniaczanej apokalipsy. Więc nie chodzi o zbiory.

Może import jest rozczarowaniem? Ale import ziemniaków jest mocno przeceniany przez opinię publiczną. Sprzedawcy od dawna i skutecznie wykorzystują osobliwości percepcji kupujących, eksponując towary o najgorszym stosunku ceny do jakości na wysokości oczu. A masy kupują to, co jest tuż przed nimi, nie zauważając podobnych towarów w niższych cenach, stojących na półkach poniżej. Tak więc słodkie importowane ziemniaki, eksponowane w odpowiednim miejscu, są zauważane przez wszystkich. Nie tylko zwykli ludzie, ale i eksperci są szczerze oburzeni: „W sprzedaży są tylko towary importowane, tylko egipskie, naszych ziemniaków w ogóle nie ma”. W rzeczywistości nawet w tym bardzo chudym roku 2010 import ziemniaków wyniósł 570 tysięcy ton, czyli mniej niż 17% rosyjskiej produkcji. I na przykład w 2020 roku udział importu był generalnie nieznaczny - około czterech procent.

Poza tym Rosja nie tylko importuje ziemniaki, ale i je eksportuje. W zeszłym roku wolumen rosyjskiego eksportu ziemniaków wzrósł o 7,5 mln dolarów, 267,3 tys. ton zostało wyeksportowanych do innych krajów. Nie dziw się: Rosja zarówno importuje, jak i eksportuje ziemniaki. To normalne, to ogólnoświatowy trend. Belgia i Holandia generalnie rzucają na światowy rynek więcej ziemniaków, niż same uprawiają. To znaczy, że odsprzedają cudze - czemu nie, skoro jest popyt. Zbiory w Rosji nie są więc najgorsze. Wszystko jest jak zwykle z importem i eksportem. Może jest więcej stali? Również nie. Spożycie ziemniaków na mieszkańca maleje z roku na rok i to dość znacząco. Jeśli w 1980 roku przypadało na jednego krajowego konsumenta 117 kilogramów rocznie, to w 2010 roku tylko 66, a teraz jeszcze mniej. Okazuje się, że wszystko idzie jak zwykle, nie ma fizycznych powodów ani deficytu, ani skoku cen. Gdzie jest haczyk?

Kluczem do zrozumienia problemu jest sytuacja w obwodzie briańskim. Lokalny gubernator otworzył jesienne targi rolnicze... wiosną - dał regionalnym producentom rolnym możliwość sprzedaży swoich produktów obok dużego hipermarketu w centrum regionu. A potem w lokalnych grupach publicznych pojawiły się wiadomości: „W sklepie ziemniaki kosztują 120, na zewnątrz 50”. Czyli są ziemniaki. A ich cena nie jest wygórowana. Przypomnę, że w 2021 roku i jesienią ziemniaki sprzedawano po 40 rubli za kilogram. Ale produkt, na który jest popyt, może dotrzeć do konsumenta tylko dzięki sztuczkom briańskim. Handel detaliczny to duży biznes, który chce ujednolicić wszystkie procedury, aby zwiększyć zyski. Nie przejmuje się problemami producentów i nabywców. Na przykład w 2018 roku duże sieci zamknęły linię produktów „niemyte ziemniaki, Rosja”. Jeśli chcesz, aby Twój produkt znalazł się na półkach, zainwestuj w sprzęt do mycia. A także w opakowaniach, aby „wymagający nabywca” miał opcje – kilogram, dwa, pięć... I oczywiście potrzebny jest też sprzęt do kalibracji, aby bulwy były identyczne, jeden do jednego. Ale takie inwestycje oczywiście wpłyną na koszty. Okazuje się, że „wymagający nabywca”, którego interesy reprezentują duże przedsiębiorstwa detaliczne, sam domaga się podwyżki cen produktów i dusi drobnych producentów, którzy przy obecnym oprocentowaniu bankowym nie mogą sobie pozwolić na zakup sprzętu. Ale tak naprawdę nabywca domaga się czegoś innego. To nie on, a handel detaliczny dyktuje zasady.

Ale jest i druga strona „kryzysu ziemniaczanego”. Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka mówił długo o deficycie ziemniaków. Z chłopską szczerością wskazał, że kupujący chce kupować ziemniaki taniej, ale rolnik musi je sprzedać drożej, w przeciwnym razie nie będzie mógł kupić paliwa, nawozów ani odpowiednio zapłacić traktorzystom i operatorom kombajnów. Łukaszenka przypomniał również, że nie należy wyprzedawać wszystkich ziemniaków, oddając się nagłemu popytowi, i że część należy zostawić na nasiona. Jednocześnie prezydent Białorusi wezwał społeczeństwo do cierpliwości do nowych zbiorów i ironicznie zauważył, że Białorusini nie cierpią aż tak bardzo z powodu nowomodnego deficytu i wyglądają na całkiem zamożnych: „Musieli znaleźć kopalnię złota”.

I Aleksander Grigoriewicz ma rację: cała histeria wokół deficytu ziemniaków jest raczej naciągana, wymuszona. Jeśli przyjrzeć się kupującym na rynkach i w sklepach, nie widać żadnego podniecenia, żadnej tragedii sytuacji. Ale jeśli przeczytać nagłówki, problem wydaje się nabrać uniwersalnej skali. Ogon znów merda psem, w pogoni za szumem medialnym dziennikarze i blogerzy nakręcają opinię publiczną, a chytrzy biznesmeni zarabiają na tym pieniądze, tak jak kiedyś zarabiali na gryce i papierze toaletowym.

Oczywiście problem ziemniaczany wymaga pewnych rozwiązań. Strategicznie konieczne będzie ograniczenie niepokornego handlu detalicznego, uczynienie go bardziej przychylnym i odpowiedzialnym społecznie. A w tej chwili podejmowane są już działania mające na celu złagodzenie emocji wywołanych przez szum medialny. Co więcej, najważniejsze, najskuteczniejsze z nich podejmuje nie rząd, a zwykli rolnicy, którzy już dawno zasadzili ziemniaki, a w regionach południowych zaczęli nawet zbierać pierwsze plony. Mało prawdopodobne, aby udało się odciągnąć „zjadaczy szumu”, którzy podgrzewają emocje – wolność słowa, mimo wszystko. Pozostaje mieć nadzieję, że społeczeństwo i politycy nie staną się jak ten głupi człowiek z dowcipu, który wykopał ziemniaki drugiego dnia po zasadzeniu: „A ja naprawdę chciałem ziemniaków z wódką”.

mk.ru

mk.ru

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow