Podejście Izraela do konfliktu na Bliskim Wschodzie: strategiczny ślepy zaułek Netanjahu

Podsumowanie : Działa milczą, Iran jest wyraźnie osłabiony, a jego program nuklearny rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Izrael pozostaje bezbronny pośród wrogich sąsiadów. Nie ma ani rozwiązania, ani strategicznego zwycięzcy w wojnie Benjamina Netanjahu z Iranem. Jedno jest jasne: region jest całkowicie niestabilny.
Spojrzenie wstecz na przeszłość pomaga nam ocenić, gdzie obecnie znajdujemy się w konflikcie na Bliskim Wschodzie. Dwadzieścia trzy lata temu państwa arabskie, na czele z Arabią Saudyjską, rozpoczęły inicjatywę „Ziemia za pokój”. W 2002 r. wszystkie państwa Ligi Arabskiej zaoferowały Izraelowi normalizację stosunków i uznanie. W zamian zażądały, aby Izrael powrócił do granic z 1967 r.
Liga Arabska pragnęła niepodległego państwa palestyńskiego ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie i rozwiązania kwestii uchodźców. Iran podpisał tę inicjatywę w tym czasie jako członek Organizacji Konferencji Islamskiej. Netanjahu później zignorował porozumienia. Odrzucił zakończenie okupacji izraelskiej i państwo palestyńskie. Dziś premier Izraela mówi o „pokoju przez siłę”. Otoczony pychą, chwali swoje sukcesy militarno-taktyczne i marzy o „Nowym Bliskim Wschodzie”.
Jego armia osłabiła Hamas w Strefie Gazy , ale jakim kosztem? Obszar ten zapada się w gruzy i popiół, a ludność głoduje.
Po ataku Hamasu 7 października 2023 r. izraelskie wojsko rozpoczęło ofensywę w Strefie Gazy, po której w 2024 r. nastąpił postęp przeciwko Hezbollahowi w Libanie. Konflikt w regionie Palestyny rozpoczął się na początku XX wieku.
Netanjahu to ignoruje. W końcu Izrael osłabił Hezbollah w Libanie i zabił jego przywódcę. Syria cofnęła go o lata bombardowaniami instalacji wojskowych po obaleniu dyktatora Baszara al-Assada. A teraz militarnie dusi Iran. Netanjahu uważa, że nic nie może powstrzymać dominacji Izraela na Bliskim Wschodzie i kontynuacji okupacji, dopóki jest wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych.
Minęły czasy byłego premiera Izraela Icchaka Rabina, który próbował zakończyć okupację. Rabin został zamordowany przez żydowskiego ekstremistę w 1995 r., a jego intelektualni następcy zasiadają teraz w izraelskim gabinecie.
Pomysł Netanjahu „ziemi za pokój” trafia w próżnię. Nigdy nawet nie wspomina słowa „okupacja”. Zamiast tego, przez dziesięciolecia konsekwentnie budował narrację, która przedstawiała Iran, w tym jego program nuklearny, jako największego wroga Izraela. Reżim Iranu wielokrotnie zapewniał ku temu mnóstwo okazji swoją antyizraelską retoryką.
W debacie nie odgrywa żadnej roli fakt, że całkowicie absurdalne jest przekonanie, że Iran użyłby bomby atomowej przeciwko Izraelowi, tylko po to, by zostać natychmiast unicestwiony przez uzbrojony w broń jądrową Izrael — zakładając, że krajowi uda się zbudować działającą broń jądrową. Netanjahu osiągnął swój cel. Nikt nie mówi o okupacji izraelskiej. Wszyscy mówią o zagrożeniu ze strony Iranu. Jednym z jego głównych argumentów zawsze było to, że Hezbollah, Hamas, a zatem Iran jako ich sponsor, są źródłem niestabilności w całym regionie.
Tymczasem Iran ukierunkował i wykorzystał historycznie zakorzeniony gniew Arabów na okupację. Izraelska okupacja Gazy i Zachodniego Brzegu jest powodem powstania Hamasu. Początkowo grupa była wspierana nie głównie przez Iran, ale przez inne kraje arabskie. Hezbollah powstał z powodu okupacji południowego Libanu przez Izrael i jako organizacja szyicka był wspierany przez Iran od samego początku.
Gdyby okupacje nie miały miejsca, pragnienie oporu byłoby przestarzałe. A wtedy reżim irański nie byłby w stanie ustanowić tych skutecznych pełnomocników jako rozszerzenia własnego. Miały one służyć jako pierwsza linia obrony, gdyby sam Iran został zaatakowany.
Doktryna bezpieczeństwa Teheranu zawsze głosiła, że jeśli Iran zostanie zaatakowany militarnie, jego pełnomocnicy mogą pogrążyć cały region w chaosie. Jednak ta ostatnia dwunastodniowa wojna jasno pokazała, że ta karta nie jest już w rękach reżimu irańskiego. Po atakach z 7 października izraelska armia zdołała osłabić tych irańskich pełnomocników militarnie do takiego stopnia, że nie odegrali żadnej roli w tej wojnie.
Niemniej jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, Iran w pojedynkę przyniósł chaos i poczucie bezbronności Izraelowi swoimi rakietami. Kalkulacja Netanjahu, że Iran nie będzie w stanie działać bez swoich pełnomocników, nie przyniosła rezultatu.
Fakt, że pojawiają się teraz wątpliwości co do oczekiwanego osłabienia irańskiego programu nuklearnego, oznacza, że Netanjahu nie może wiarygodnie przedstawić się jako strategiczny zwycięzca w tym konflikcie. Było zuchwałe wierzyć, że Izrael mógłby faktycznie militarnie wyeliminować Iran, jedną z głównych regionalnych potęg obok Turcji i Egiptu. Wszystkie te kraje posiadają strategiczną głębię i korzenie w regionie, na których Izrael nie może polegać.
„Nowy Bliski Wschód” Netanjahu miał więc trudny start. Próba przeciwstawienia się tradycyjnym mocarstwom regionalnym w ten sposób nie wydaje się w żaden sposób trwała – niezależnie od pomocy USA. Reszta Bliskiego Wschodu postrzegałaby izraelską dominację militarną jako projekt kolonialny, kontrolowany przez obcokrajowców. To nieuchronnie wywołuje opór. Netanjahu nie stworzy „Nowego Bliskiego Wschodu” wyłącznie za pomocą siły militarnej. Jego podejście nie przyniesie Izraelowi bezpieczeństwa ani pokoju.
Wracając do sedna problemów: niestabilności w regionie, kwestii palestyńskiej i izraelskiej okupacji. Czas powrócić do koncepcji „ziemi za pokój” i zakończyć tę okupację. To odebrałoby polityczny wiatr żaglom Hamasu, Hezbollahu i reżimu irańskiego. Nowy Bliski Wschód może stać się trwale stabilny i pokojowy tylko wtedy, gdy izraelska okupacja się skończy. Wszystko inne doprowadzi do taktycznych zwycięstw Netanjahu, ale nie do strategicznej strategii wyjścia.
taz