KOMENTARZ GOŚCIA - Trump 2.0 to celowy koniec jednobiegunowego porządku świata


Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka, większość działań prezydenta USA Donalda Trumpa wydaje się nieprzewidywalna, niemal obsesyjna, bezpodstawna, przesadna, obraźliwa, lekkomyślna, głupia, a często nawet autodestrukcyjna. To sprawia, że jest to zbyt łatwe.
NZZ.ch wymaga JavaScript do ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Choć wiele rzeczy zapowiadano już w trakcie kampanii wyborczej, posługując się jak zwykle mocnymi słowami, wieloletnie doświadczenie każe oczekiwać, że zostaną one wdrożone w znacznie bardziej umiarkowanej formie, a właściwie: wcale.
Teraz, po nieco ponad 100 dniach nowej prezydentury, jest jasne: Donald Trump zamierza przekroczyć własne obietnice. I nie wydaje się, aby unikał zadawania bólu swojemu krajowi. Trump nazywa to „gorzkim lekarstwem”, które jest tymczasowo konieczne, jeśli chce się iść ku większym, wyższym celom.
Na przykład międzynarodowe rynki finansowe były zawiedzione w swoich oczekiwaniach. Do niedawna panował tam rodzaj „drolle de guerre”: rzucający się w oczy spokój, być może udawany i torturowany, ale być może nawet optymistyczny, ponieważ ludzie wierzyli, że ostatecznie mają w osobie Donalda Trumpa człowieka interesu. Prawdopodobnie nie będzie chciał zrobić sobie krzywdy, przynajmniej tak głosi (dość racjonalna) nadzieja.
Zaufanie zniknęłoEskalacja wydarzeń w wojnę handlową na początku kwietnia 2025 r. zniszczyła tak ważne zaufanie do w miarę stabilnych warunków i doprowadziła do gigantycznego procesu odkrywania cen. Wraz z zawieszeniem najbardziej radykalnych środków sytuacja się uspokoiła, przynajmniej tymczasowo, ale utrata zaufania pozostała.
Czy Donald Trump jest po prostu „maklerem” podejmującym ryzykowne ryzyka? Czy też nie myśli o rzeczach dogłębnie i ignoruje skutki uboczne swoich działań? Czy też jesteśmy świadkami systematycznego podejścia z dobrze przygotowanymi krokami, wykonywanymi zgodnie ze scenariuszem?
Niewielu komentatorów podejmuje wysiłek, by choćby pobieżnie zbadać łatwo dostępne źródła. Najbardziej znanym z nich jest antologia „2025 – Mandate for Leadership: The Conservative Promise”, pod redakcją Paula Dansa i Stevena Grovesa z Heritage Foundation w Waszyngtonie. Ta 887-stronicowa książka przedstawia konserwatywny program przejęcia władzy w kilku szczegółach.
Na przykład profesor ekonomii Peter Navarro, który został mianowany szefem nowo utworzonej Narodowej Rady Handlu, wyjaśnia, dlaczego jego zdaniem konieczna jest głęboka interwencja w istniejące przepływy handlowe, aby przywrócić „niesprawiedliwą” nierównowagę między Chinami (i innymi partnerami handlowymi) a USA na nowe tory.
To rzekomo autodestrukcyjny składnik polityki Trumpa jest szczególnie interesujący. Skąd ta szybkość i ta natarczywość? Dlaczego polityka, o której wiemy (lub moglibyśmy wiedzieć), spowoduje krótkoterminowe szkody — rozgniewanie partnerów handlowych i narzucenie premii za niepewność na wszystkich rynkach przez dłuższy okres?
Co można by zaakceptować: trudną do kontrolowania inflację, wyższe stopy procentowe i odpowiednio droższe finansowanie już wysokiego długu publicznego? Po co to wszystko, skoro oczekuje się, że świat nigdy już nie będzie taki sam?
Właśnie w tym celu: aby świat nigdy już nie był taki sam. Stany Zjednoczone są w trakcie demontażu własnego porządku świata. USA dominowały na świecie jako hegemon najpóźniej od rewolucji w 1989 roku. To już koniec. Oni celowo chcą się zdegradować, ponieważ ich istnienie jako mocarstwa hegemonicznego nie byłoby już możliwe do utrzymania o wiele dłużej. Ciężar jest zbyt ciężki. I otrzymują za to niewielką rekompensatę lub nie otrzymują jej wcale.
Bycie numerem 1 jest drogieEkonomicznie rzecz biorąc, istnienie jako hegemon charakteryzuje się zbyt wieloma negatywnymi efektami zewnętrznymi, a z drugiej strony jest zbyt wielu gapowiczów, którzy czerpią zyski z dóbr wspólnych, które hegemon pielęgnuje i kultywuje. Trump i jego ekipa chcą położyć kres dobrom wspólnym stworzonym przez Stany Zjednoczone. Ich zdaniem, od jakiegoś czasu są one coraz bardziej nadmiernie eksploatowane przez wszystkie strony.
Oczywiste złe samopoczucie leży z jednej strony w stałej względnej erozji przemysłowej potęgi gospodarczej; a z drugiej strony w ogromnie wysokich wydatkach wojskowych USA. Kosztuje to Stany Zjednoczone ogromne sumy rocznie, aby utrzymać bezpieczeństwo na całym świecie.
Czyste wydatki wojskowe wyniosły około 880 miliardów dolarów w 2023 r., czyli 3,36 procent produktu krajowego brutto. Prawdopodobnie zbliżylibyśmy się do prawdy, gdyby uwzględnić również część kosztów współpracy rozwojowej, niemilitarnych służb wywiadowczych, działań kosmicznych i organizacji międzynarodowych. Dałoby to łącznie ponad 1 bilion dolarów, czyli ponad 5 procent PKB.
Do tego dochodzą malejące wpływy podatkowe z działalności przemysłowej, związany z tym wzrost wydatków socjalnych i rosnące koszty odsetek. Wszystko to skutkuje niezadowalającym stanem Skarbu Państwa USA: nadmiernym zadłużeniem z rosnącą tendencją.
Hegemon w opałachDług jest kosztowny. Władze podatkowe muszą płacić wierzycielom odsetki i refinansować długi, których nie są w stanie spłacić, potencjalnie przy wyższych stopach procentowych. Przez wiele lat wzrostu niemal bez inflacji, płatności odsetkowe i finansowanie dłużne nie budziły większych obaw. W istocie przez długi czas wydawało się nawet, że dodatkowy dług nie jest już problemem — na przykład Nowa Polityka Pieniężna argumentowała w tym duchu.
Spojrzenie na roczne wydatki odsetkowe USA obala ten pogląd. Ich łączna kwota przekroczyła czyste wydatki wojskowe i osiąga poziomy, które coraz bardziej ograniczają przestrzeń fiskalną.
Hegemon jest w opałach. Ale jeśli koniec jego dominacji jest przewidywalny, w jaki sposób Stany Zjednoczone mogą pozbyć się swojego hegemonicznego statusu tak bezboleśnie, jak to możliwe? Amerykanie stoją przed wyjątkowym problemem wyjścia. Z naszej perspektywy istnieją dwie opcje: powolny, bolesny, generujący niepewność upadek lub szybki, przerażający koniec, ale z szansą na pomyślne przetrwanie.
Celem jest pozbawienie fikcji hegemonii jej najważniejszego fundamentu: zaufania do jej dalszego istnienia. Zakładamy, że to właśnie było prawdziwym zamiarem wielu poprzednich działań: zniszczenie zaufania niechętnie dobrze nastawionych, a tym samym zniechęcenie „przyjaciół”, zachwianie fundamentalnych przekonań poprzez zbliżanie się do byłych przeciwników, wyrzeczenie się, a nawet zdradę sojuszników, szerzenie półprawd i nieprawd, łamanie pisanych i, przede wszystkim, niepisanych zasad, odmowa poniesienia jakichkolwiek strat — i tak dalej.
Scenariusz Trumpa 2.0Jeśli ktoś klasyfikuje chronologię wydarzeń z pierwszych 100 dni administracji Trumpa z tej perspektywy, dochodzi do wniosku: spełnione pod każdym względem. Zaufanie zostało trwale nadszarpnięte, jeśli nie całkowicie zniszczone. Powrót do poprzedniej normalności jest mało prawdopodobny. Proces dehegemonizacji jest w toku; wybrano szybkie tempo. Nigdy nie byłoby to możliwe bez scenariusza, a gdyby działała tylko jedna „brama”, taka destrukcyjna spójność byłaby niezwykle mało prawdopodobna.
Pytaniem pozostaje, czy proces ten może przebiegać zgodnie z planem, w jakim zakresie, dla kogo i w jakich warunkach projekt dehegemonizacji odniesie sukces. Transformacja jest trudna i ryzykowna.
Można wyróżnić trzy scenariusze, w jaki sposób odejście USA od hegemonii mogłoby się rozwinąć w średnim okresie. Albo manewr ten powiedzie się stosunkowo bezboleśnie dla Trumpa i pozostanie skuteczny, co zależy przede wszystkim od rozwiązania problemu długu. Albo w średnim okresie nastąpi swego rodzaju przywrócenie przeszłości, jak miało to miejsce po rewolucji francuskiej. Albo nastąpi przedłużający się okres całkowitego chaosu ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami militarnymi, gospodarczymi i społecznymi.
Celowo nie przypisujemy prawdopodobieństw żadnym z trzech scenariuszy, ponieważ nie miałoby to żadnego znaczenia w przypadku mało prawdopodobnego, ale katastrofalnego rozwoju sytuacji.
Rozsądnie byłoby przygotować się na warianty destrukcyjne, w tym chaos. Oznacza to również, że jednostki i małe, bezsilne państwa będą musiały wydać znacznie więcej niż wcześniej, aby przetrwać w wolności i dobrobycie.
Konrad Hummler jest przedsiębiorcą, mecenasem kultury i niezależnym autorem. Ivan Adamovich jest ekonomistą i CEO Private Client Bank. W swoim artykule „On Dealing with America”, opublikowanym przez Progress Foundation Zurich (2025), autorzy przedstawiają swoje argumenty i trzy scenariusze szczegółowo.
nzz.ch