Druzowie w Syrii uniknęli najgorszych skutków 14-letniej wojny domowej i nie chcą mieć nic wspólnego z nowymi władcami

Minęło sześć miesięcy, odkąd długoletni syryjski dyktator Baszar al-Assad został obalony w wyniku oszałamiającej ofensywy rebeliantów, w trakcie której bojownicy opozycji opanowali kraj w zaledwie 11 dni.
Ostatnie miesiące były równie pełne nadziei, co trudne. Nowy rząd Syrii, pod przywództwem byłego dżihadysty, a obecnie prezydenta Ahmeda al-Sharaa, odniósł pewne sukcesy, w tym przede wszystkim zniesienie dławiących sankcji Zachodu nałożonych na kraj za jego poprzednika.
Doszło również do aktów skrajnej przemocy, szczególnie wobec mniejszości w kraju. Po proasadowskim powstaniu na wybrzeżu Syrii w marcu nastąpiły zabójstwa w ramach odwetu na społeczności alawickiej, a zaledwie dwa tygodnie temu w zamachu bombowym ISIS na kościół w Damaszku zginęły dziesiątki chrześcijan.
W obliczu tej niepewności pozostałe mniejszości w Syrii znalazły się w trudnej sytuacji, którą próbują wykorzystać inne potęgi regionu — od Izraela przez Turcję po Iran.
Jedna społeczność w szczególności znajduje się w delikatnej sytuacji: Druzowie.
Druzowie nie są ani muzułmanami, ani chrześcijanami. Są ezoteryczną sektą, której sekretne wierzenia obejmują reinkarnację.

Choć zaledwie 90 minut jazdy samochodem od stolicy Syrii, Damaszku, druzyjska twierdza Suwajda wydaje się odległa. Alkohol jest sprzedawany w co trzecim sklepie; kobiety noszą chusty na głowach praktycznie nieobecne. Brakuje również sił bezpieczeństwa nowego rządu – jedynymi uzbrojonymi mężczyznami są członkowie druzyjskich milicji, które jak dotąd odmawiają nawet symbolicznej obecności z Damaszku.
Suwajda wyróżnia się wśród syryjskich prowincji tym, że udało jej się uniknąć niemal całego wyniszczającego, 14-letniego konfliktu domowego. Lokalni Druzowie, którzy stanowią 90% ludności regionu, w dużej mierze wypędzili reżim Asada i jego agentów w 2012 roku, a następnie obrali kurs, w którym nie wspierali ani rządu Asada, ani rebeliantów sprzeciwiających się mu.
„To była wojna między sunnitami a alawitami” – powiedział Amjad Tarif, właściciel lokalnej kawiarni, mając na myśli dominujące w kraju sekty islamskie. „Nie mieliśmy z tym nic wspólnego”.

Druzowie, którzy przeżyli najgorszy etap wojny domowej, również nie chcą mieć wiele wspólnego z nowymi władcami Syrii.
„Jedynym sposobem na zachowanie naszych praw jest decentralizacja” – powiedział Bader Kmash, druzyjski aktywista. „Nie możemy żyć pod bezpośrednimi rządami grupy, która wcześniej zabijała naszych ludzi. Nikt im tutaj nie ufa”.
Zabójstwo, o którym wspomina Kmash, miało miejsce 10 czerwca 2015 roku, kiedy bojownicy powiązani z Frontem Al-Nusra – grupą dowodzoną przez obecnego prezydenta Syrii, Sharę – zastrzelili co najmniej 20 Druzów w wiosce na północnym zachodzie kraju. Incydent ten pozostawił głęboki ślad w społeczności i jest często wspominany w rozmowach o nowym rządzie.
„Ludzie, którzy dopuścili się tego czynu, teraz rządzą Syrią” – powiedziała Muhsina al-Mahathawi, druzyjska polityk. „Prawie za to nie przeprosili, nie mówiąc już o zadośćuczynieniu”.
Zabójstwa z 2015 r. nie były jedyną tragedią, jaka dotknęła Druzów w ostatniej dekadzie.

W lipcu 2018 roku ISIS, znane również jako Państwo Islamskie, przypuściło zmasowany atak na Suwajdę. Fale bojowników nadciągały z pustyni na wschodzie prowincji, odpierane jedynie przez pospiesznie zorganizowanych druzyjskich obrońców. Podczas gdy walki szalały, zamachowcy-samobójcy z ISIS, którzy wślizgnęli się na zatłoczone targowiska w Suwajdzie, detonowali ładunki wybuchowe. W ciągu jednego dnia zginęło ponad 200 osób.
„Walki trwały ponad 14 godzin, od świtu do zmierzchu” – powiedział 33-letni Mehdi Faraj, który sam brał udział w bitwie. „Nie mieliśmy nikogo, kto by nam pomógł: ani rządu [Assada], ani żadnego innego państwa”.
Brutalne starcia utwierdziły miejscową ludność w przekonaniu o konieczności utrzymywania własnych milicji.
„Dlatego my, Druzowie, nigdy nie możemy złożyć broni” – powiedział Faraj. „Zawsze byliśmy uzbrojeni, bo mogliśmy polegać tylko na sobie”.
Sprzeciw wobec nowego rząduMahathawi, polityk, znalazła się w centrum dramatu związanego z nowymi władzami. Na początku roku została nominowana przez społeczność druzyjską na stanowisko gubernatora Suwajdy, oczekując na akceptację Damaszku. Sharaa odmówiła, wysyłając zamiast tego dowódcę islamistów na stanowisko wicekróla – decyzja ta omal nie zakończyła się krwawą masakrą, gdy nowo mianowany został na krótko porwany pod groźbą broni przez druzyjskich milicjantów.
Chociaż w Suwayda jest niewielu zwolenników Sharaa i jego sojuszników, niektórzy idą dalej w swoim sprzeciwie niż inni.
Jedną z czołowych postaci sprzeciwiających się nowemu rządowi jest szejk Hikmet al-Hidżri, duchowy przywódca Druzów. Siedząc w swojej posiadłości w mieście Qanawat, Hidżri skrytykował Sharę za „nieuwzględnienie” Druzów w procesie decyzyjnym dotyczącym przyszłości kraju.
„Rozmawiamy z [nowym rządem] od trzeciego dnia po upadku Asada, ale widać wyraźnie, że nas nie słuchają” – powiedział Hijri. „W opracowywaniu nowej konstytucji nie brał udziału ani jeden Druz. Rząd deklaruje, że będzie z nami współpracował, ale to tylko słowa – nie podejmuje żadnych kroków w tym kierunku”.
Jednym z aspektów, który zaniepokoił Hidżrę i innych Druzów, jest wiodąca rola Turcji w budowie nowego państwa syryjskiego. Historyczne prześladowania Druzów w czasach Imperium Osmańskiego i masakra z 2015 roku połączyły stare obawy z nowymi.
„Wyraźnie widać rękę Turcji w tej roli” – powiedział Hijri. „W nowej administracji obecnych jest wiele nurtów salafickich i ekstremistycznych, a Turcja zawsze chętnie wspierała te grupy. Widzimy również, co Turcja robi Kurdom – zabija ich, niszczy ich kulturę. Dlatego oczywiście jest to dla nas bardzo niepokojące”.

Strach przed wpływami Turcji sprawił, że część Druzów wyraziła chęć skorzystania z ochrony innej regionalnej potęgi: Izraela.
Od upadku Asada Izrael stał się nowym mediatorem w południowej Syrii, przerzucając wojska przez odwieczną granicę, by okupować terytorium i napadać na wioski. Premier Izraela Beniamin Netanjahu i jego gabinet również powoływali się na „ochronę” syryjskiej społeczności druzyjskiej jako potencjalny argument za większą interwencją w Syrii, gdyby ta ostatnia była zagrożona.
Druzowie żyją również w IzraeluW przeciwieństwie do większości swoich rodaków, Druzowie nie żywią niechęci do Izraela, który ma liczną i dobrze zintegrowaną populację Druzów. Druzowie w Izraelu są jedną z niewielu mniejszości służących w Siłach Obronnych Izraela (IDF), a powiązania rodzinne z Druzami w Syrii służą zarówno jako kanał komunikacji, jak i źródło autentycznych nastrojów pro-izraelskich.
Kwestia Izraela nabrała dodatkowego znaczenia po starciach na przedmieściach Damaszku, w dzielnicy Dżaramana, zamieszkanej głównie przez Druzów, w lutym i kwietniu . Izrael przeprowadził naloty na siły powiązane z rządem Syrii, które starły się z bojownikami druzyjskimi po tym ostatnim incydencie.

Rząd Syrii zaprzecza udziałowi w tych starciach, obwiniając o nie osoby zbuntowane. Negocjacje między nowymi władzami a druzyjskimi notablami odbywały się regularnie, zapobiegając ponownemu rozprzestrzenieniu się przemocy, ale nie rozwiązując głębszych problemów.
Analitycy twierdzą, że sytuacja nieco się uspokoiła od czasu kwietniowych walk.
„Próby Izraela wykorzystania obaw Druzów i niestabilności w ostatnich tygodniach najwyraźniej nie przyniosły rezultatu” – powiedział Charles Lister, dyrektor Inicjatywy na rzecz Syrii w waszyngtońskim Middle East Institute.
Jak powiedział Lister, stało się tak częściowo dzięki rozpoczęciu „bezpośrednich i pośrednich rozmów między Damaszkiem a Jerozolimą”.
Podczas gdy Druzowie próbują znaleźć swoje miejsce w nowej Syrii, ich ostateczny status wciąż nie jest pewny.
„Transformacja Syrii ma sens tylko wtedy, gdy uda się jej wykazać, że skutecznie i w znaczący sposób integruje i wzmacnia mniejszościowe społeczności i regiony” – powiedział Lister. „Zdecydowanie jeszcze nie dotarliśmy do tego punktu, ale musimy sobie stale przypominać: transformacja trwa dopiero sześć miesięcy”.
Ostatnia rola Izraela w Syrii — w tym ataki powietrzne i naloty na wioski przygraniczne — pozostaje kontrowersyjna, ale wielu Druzów przynajmniej milcząco jest otwartych na wsparcie Izraela w przypadku powrotu przemocy.
„Nie jesteśmy tu zupełnie sami” – mówi Faraj, bojownik druzyjski. „Wszyscy syryjscy Druzowie mają rodziny w Izraelu. Jeśli zostaniemy zaatakowani, wezwiemy naszych kuzynów i poradzimy sobie z każdym zagrożeniem ze strony Damaszku”.
cbc.ca