Czy przywódcy G7 nadal będą w stanie dojść do porozumienia?
Pięćdziesiąt lat temu, tej jesieni, przywódcy Francji, Niemiec, Włoch, Japonii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych spotkali się na trzydniowych obradach w zamku pod Paryżem, na zakończenie których wydali Deklarację z Rambouillet , składającą się z 15 punktów deklarację zasad i zobowiązań.
Zauważając, że „każdy z nich jest odpowiedzialny za rząd otwartego, demokratycznego społeczeństwa, oddanego wolności jednostki i rozwojowi społecznemu”, Grupa Sześciu stwierdziła, że połączyli siły ze względu na „wspólne przekonania i wspólną odpowiedzialność”.
Przywódcy zobowiązali się do „wzmocnienia naszych wysiłków na rzecz bliższej współpracy międzynarodowej i konstruktywnego dialogu między wszystkimi krajami”, „przywrócenia wzrostu wolumenu handlu światowego” i „przywrócenia większej stabilności podstawowych warunków ekonomicznych i finansowych w gospodarce światowej”.
W czerwcu 1976 r., gdy Kanada zasiadła przy stole, by utworzyć G7, przywódcy spotkali się w Portoryko i oświadczyli, że „Wzajemna zależność naszych losów sprawia, że musimy podchodzić do wspólnych problemów gospodarczych z poczuciem wspólnego celu i pracować nad wzajemnie spójnymi strategiami gospodarczymi poprzez lepszą współpracę”.
W zeszłym roku, gdy przywódcy G7 spotkali się we Włoszech na szczycie w 2024 r., zgodzili się na wspólny komunikat liczący prawie 20 000 słów, obejmujący ich wspólne stanowiska w sprawie szerokiego wachlarza globalnych problemów, w tym inwazji Rosji na Ukrainę, wojny Izraela z Hamasem, bezpieczeństwa żywnościowego, zmian klimatycznych, sztucznej inteligencji, cyberbezpieczeństwa, migracji i gospodarki światowej. Zaimek „my” pojawił się dziesiątki razy.
Nawet jeśli zasadne jest pytanie, ile tak naprawdę znaczą wszystkie te słowa, to warto wspomnieć o wartości spotkania się siedmiu najpotężniejszych demokracji świata, które ma na celu wyrażenie wspólnych poglądów i przekonań — oprócz konkretnych, namacalnych inicjatyw, które często wypływają z ich dorocznych spotkań.
Ale w 2025 r., przy okazji 50. z tych spotkań, nie jest jasne, w jakim stopniu siedmiu liderów tych krajów może się jeszcze zgodzić. Taki brak konsensusu przynajmniej podkreśliłby, jak bardzo świat zmienił się w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Duch CharlevoixMało prawdopodobne, aby 50. spotkanie G7 przyniosło obszerny komunikat. Wysoki rangą kanadyjski urzędnik, rozmawiając z reporterami w tym tygodniu, zasugerował, że liderzy podpiszą się pod pewną liczbą węższych oświadczeń dotyczących konkretnych kwestii.
W takim przypadku wyniki szczytu w 2025 r. mogą przypominać wyniki szczytu we Francji z 2019 r ., którego efektem była zwięzła, 259-wyrazowa deklaracja zaakceptowana przez wszystkich przywódców , a także konkretne oświadczenia dotyczące równości płci i Afryki, a także para „podsumowań” przewodniczących, w których przeanalizowano przeprowadzone dyskusje.
Ten szczyt w Biarritz był ostatnim razem, kiedy Donald Trump wziął udział w szczycie G7. Był to również pierwszy raz po niesławnej eksplozji G7 w Charlevoix w Quebecu. A wspomnienie szczytu z 2018 r. — ostatniego razu, kiedy Kanada była gospodarzem — wisi nad tegorocznym spotkaniem w Kananaskis w Albercie.

Spotkanie w Charlevoix jest najbardziej pamiętane z powodu tego, co wydarzyło się wkrótce po jego pozornym zakończeniu. Trump, najwyraźniej rozżalony oświadczeniami Justina Trudeau złożonymi na jego konferencji prasowej na zakończenie spotkania na temat amerykańskich ceł na stal i aluminium, użył Twittera, aby skrytykować premiera i oświadczyć, że Stany Zjednoczone wycofują się z komunikatu szczytu .
Jednak te tweety były tylko kulminacją 48-godzinnych, burzliwych rozmów, podczas których przywódcy i ich doradcy spierali się o treść komunikatu.
Stany Zjednoczone chciały, aby oświadczenie końcowe odnosiło się do „a” opartego na zasadach porządku międzynarodowego, a nie „tego” opartego na zasadach porządku międzynarodowego (w zasadzie niezgoda co do obecnego istnienia opartego na zasadach porządku międzynarodowego). Stany Zjednoczone nie chciały w żaden sposób odnosić się do Porozumień paryskich w sprawie zmian klimatu (Trump wycofał USA z porozumień w 2017 r .). Były też inne różnice zdań dotyczące Iranu i zanieczyszczenia plastikiem.
Ostatecznie sporządzono komunikat końcowy — uzgodniony tuż przed odejściem Trumpa — ale nie udało się zatuszować wszystkich różnic: w tekście wyraźnie zaznaczono rozbieżności w kwestii zmian klimatycznych.
Przykład Charlevoix mógł mieć wpływ na Biarritz. I może pomóc w ukierunkowaniu podejścia do Kananaskis.
Jak powiedział Peter Boehm, główny negocjator Trudeau na szczycie w Charlevoix, w niedawnym wywiadzie dla Canadian Global Affairs Institute, ilość pracy potrzebnej do uzyskania dokumentu konsensusu „w rzeczywistości oznaczałaby wyścig na dno” w kwestii tego, co miałoby zostać zawarte.
Oczywiście, szczyt ten odbędzie się w trakcie wojny handlowej toczącej się między niektórymi krajami zasiadającymi przy stole negocjacyjnym.
Pierwszym celem Carneya — który ma pewne doświadczenie w międzynarodowych szczytach jako były prezes banku centralnego i urzędnik finansowy — na spotkaniach w przyszłym tygodniu może być po prostu uniknięcie kolejnej eksplozji. A to może oznaczać dążenie do niższego poziomu porozumienia, być może zgodnego z oficjalnymi priorytetami ogłoszonymi przez premiera w zeszłym tygodniu — które obejmowały przeciwdziałanie ingerencji zagranicznej i przestępczości transnarodowej, poprawę wspólnych reakcji na pożary lasów, wzmocnienie kluczowych łańcuchów dostaw minerałów i wykorzystanie sztucznej inteligencji.
„Warto podtrzymywać zaangażowanie Stanów Zjednoczonych, dążąc do współpracy w ramach węższego zestawu priorytetów” – mówi Roland Paris, profesor spraw międzynarodowych i były doradca Trudeau.
Jakie przesłanie przekaże tegoroczny szczyt G7?Ale jeśli siedmiu przywódców nie może już dojść do porozumienia w wielu kwestiach — w tym w tak ważnych i fundamentalnych, jak zmiany klimatu czy wojna na Ukrainie — pojawia się pytanie, czy G7 nadal ma sens jako grupa.
„Wewnętrzne napięcia w grupie G7 odzwierciedlają coraz większą fragmentację zarządzania wielostronnego w momencie, gdy świat pilnie potrzebuje więcej, a nie mniej współpracy” – mówi Paris.
Kim Nossal, naukowiec zajmujący się polityką zagraniczną na Queen's University, uważa, że nadal warto, aby przywódcy tych siedmiu państw spotykali się osobiście, oceniali się nawzajem i omawiali globalne problemy.
„Wydaje mi się, że z perspektywy jednego z pozostałych [liderów], pozostaje to użyteczną instytucją, która będzie działać dopóki lub chyba że Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa ją zniszczą i spalą” – mówi Nossal.

Stwierdził, że stosunkowo wąskie porozumienie mogłoby zawierać ukryty komunikat na temat stanu świata (rozmawiałem z Nossalem w zeszłym tygodniu, zanim źródła rządowe zaczęły sugerować, że nie będzie szerokiego wspólnego komunikatu).
„Dobrym wynikiem jest taki, w którym na końcu pojawia się stosunkowo łagodny ogólny komunikat, pod którym podpisują się Amerykanie, co jasno pokazuje światu, jak daleko Amerykanie są od zaangażowania” – mówi Nossal.
„To daje pozostałym członkom Zachodu zachętę do podwojenia wysiłków we wzajemnej współpracy w celu rozwiązania kwestii, którymi Amerykanie już się nie interesują, takich jak na przykład zmiana klimatu”.
Jeśli w gronie G7 nie będzie już jednomyślnego przekonania o wspólnej odpowiedzialności, jeszcze większym ciężarem obarczone zostaną te kraje, które wciąż wierzą we wspólny cel.
cbc.ca