Izrael przenosi swój stary model Gazy za granicę

Podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym premier Izraela Benjamin Netanjahu ogłosił nominację prezydenta Donalda Trumpa do Pokojowej Nagrody Nobla i pochwalił go za „budowanie pokoju, jak to się mówi, w jednym kraju, w każdym regionie”. Zarówno urzędnicy amerykańscy, jak i izraelscy otwarcie wyrażali nadzieję, że jesteśmy świadkami transformacji Bliskiego Wschodu. Netanjahu zasugerował , że amerykańsko-izraelskie ataki na Iran w zeszłym miesiącu „otwierają okazję do radykalnego rozszerzenia porozumień pokojowych”, które Izrael podpisał z innymi krajami arabskimi na przestrzeni lat.
W rzeczywistości tygodnie od zakończenia „12-dniowej wojny” naznaczone są jeszcze większą wojną. W środę Siły Obronne Izraela (IDF) ogłosiły przeprowadzenie pierwszej od miesięcy inwazji lądowej na Liban. Izrael przeprowadzał już w ostatnich tygodniach niemal codzienne naloty na Hezbollah, pomimo rozejmu z 2024 roku, który – jak twierdzi Izrael – ta wspierana przez Iran grupa terrorystyczna narusza, utrzymując uzbrojonych bojowników w południowym Libanie. IDF przeprowadziło również naloty na kontrolowane przez Huti obszary Jemenu, odpowiadając na trwające ataki rakietowe i dronowe tej grupy na Izrael. Wojska IDF pozostają w południowej Syrii i w ostatnich dniach przeprowadzały naloty na tamtejsze grupy wspierane przez Iran.
Konflikt izraelsko-irański wcale nie musi się zakończyć. Minister obrony Israel Katz przedstawił plan zakładający „utrzymanie przewagi powietrznej Izraela, zapobieganie rozwojowi broni jądrowej i produkcji rakiet oraz reagowanie na działania Iranu wspierające działania terrorystyczne przeciwko Państwu Izrael”. Innymi słowy, jeśli Izrael stwierdzi, że w Iranie prowadzone są złośliwe i niebezpieczne działania, może dojść do kolejnych nalotów.
Oczywiście, mamy też do czynienia z trwającą dewastacją wojenną w Strefie Gazy , gdzie liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła już 56 000, według lokalnych władz, a mieszkańcy, a także ONZ, oskarżają Siły Obronne Izraela o zabicie setek palestyńskich cywilów próbujących dotrzeć do centrów dystrybucji żywności w ostatnich tygodniach. Pięciu żołnierzy Sił Obronnych Izraela zginęło w wyniku bomb podłożonych przy drogach przez bojowników na początku tego tygodnia.
Choć istniały nadzieje, że militarny sukces Izraela w walce z Iranem, głównym sponsorem Hamasu, może zwiększyć prawdopodobieństwo zawieszenia broni, szanse na natychmiastowe zawarcie porozumienia z tą grupą bojowników wydają się maleć , pomimo nacisków ze strony Trumpa, by je podpisać. Nawet gdyby zawieszenie broni nastąpiło teraz, Izrael raczej nie wycofa swoich wojsk z Gazy.
„Nowy Bliski Wschód”, za którego powstanie chwalił Netanjahu Trump, wydaje się być miejscem, w którym Izrael nieustannie walczy na wielu frontach jednocześnie.
Po sześciotygodniowej wojnie Izraela w Strefie Gazy w 2014 roku, znanej jako „Operacja Ochronny Brzeg”, analitycy obronni Efraim Inbar i Eitan Szamir napisali wpływowy artykuł opisujący, jak Izrael mógłby sobie poradzić z Hamasem w przyszłości. Siły Obronne Izraela nie muszą angażować się w kampanię antypowstańczą na wzór wojny w Iraku, aby całkowicie wyeliminować tę grupę, ani po prostu ją ułagodzić. Zamiast tego, napisali: „Wobec nieprzejednanego, dobrze zakorzenionego, niepaństwowego wroga, takiego jak Hamas, Izrael musi po prostu od czasu do czasu „skosić trawę”, aby osłabić potencjał wroga”.
Kontynuowali: „Wojna na wyniszczenie z Hamasem to prawdopodobnie los Izraela na dłuższą metę. Utrzymywanie wroga w niepewności i ograniczanie jego potencjału wymaga izraelskiej gotowości militarnej i gotowości do sporadycznego użycia siły”.
Fatalistyczne hasło „koszenie trawy” przyjęło się i w kolejnych latach Izrael stoczył szereg ograniczonych walk z Hamasem i innymi ugrupowaniami bojowymi w Strefie Gazy. Ograniczenia tej strategii ujawniły się jednak w przerażający sposób podczas ataków Hamasu 7 października 2023 roku, po których Izrael skupił się na wciąż niezrealizowanym celu, jakim jest całkowita eliminacja Hamasu.
Teraz jednak Izrael najwyraźniej stosuje strategię „koszenia trawy” w całym regionie, stosując okresowe działania militarne w celu osłabienia i destabilizacji swoich wrogów, w tym samego Iranu.
„Nastąpiła znacząca zmiana w poziomie ryzyka, jakie Izrael jest skłonny podjąć” – powiedziała Mairav Zonszein , izraelska analityczka z International Crisis Group. Opisała to nowe podejście następująco: „Nie ufamy intencjom naszych przeciwników, a jedynie naszym własnym możliwościom”. A teraz są oni znacznie bardziej skłonni do korzystania z tych możliwości.
Czy to możliwe do utrzymania? Czy Izrael naprawdę może w nieskończoność prowadzić epizodyczne konflikty zbrojne o niskim stopniu nasilenia, nawet w czterech różnych krajach, mimo że wojna na jego granicach wciąż trwa? „Kraj liczący zaledwie 10 milionów mieszkańców nie jest wystarczająco duży, by pełnić rolę stałego hegemona na Bliskim Wschodzie” – zasugerował sceptycznie „The Economist” .
Ale łatwo zrozumieć, dlaczego izraelscy przywódcy sądzą, że mogą. Iran przez lata budował sieć regionalnych sojuszników i program rakietowy, który rzekomo mógłby zrujnować Izrael w razie ataku. Dziś Hezbollah jest cieniem samego siebie, Hamas jest w defensywie, a reżim Baszara al-Assada w Syrii upadł. Z ponad 500 pocisków, które Iran wystrzelił w Izrael podczas 12-dniowej wojny, tylko około 40 przedostało się do kraju, zabijając 28 osób – niemałą liczbę, ale znacznie mniej, niż wielu się obawiało przed wybuchem wojny.
Izrael pokazał, że potrafi przeniknąć do systemów obronnych swoich wrogów i zdziesiątkować ich szeregi, a wszystko to spotyka się z jedynie opanowaną reakcją militarną.
Jasne jest również, że regionalne konflikty Izraela różnią się od wojny w Strefie Gazy. Sondaże pokazują, że Izraelczycy są zmęczeni tym konfliktem, opowiadają się za porozumieniem mającym na celu zakończenie walk i sprowadzenie zakładników do domu oraz uważają, że Netanjahu kontynuuje konflikt głównie dla własnego politycznego przetrwania . Straty humanitarne poniesione przez cywilów w Strefie Gazy pogłębiły międzynarodową izolację Izraela. Wywarły również presję na poborową armię: Siły Obronne Izraela cierpią na niedobory kadrowe , a duża liczba rezerwistów powoływanych do wojska hamuje gospodarkę kraju, jednocześnie zaostrzając długotrwałe napięcia polityczne dotyczące zwolnienia ultraortodoksyjnych Izraelczyków ze służby wojskowej. Dowódcy wojskowi ostrzegają, że trwająca operacja może być nie do utrzymania przy obecnej liczebności wojsk.
Z kolei ataki na Iran cieszyły się ogromną popularnością i były wspierane przez izraelskie partie opozycyjne. Cieszyły się one również stosunkowo dużą popularnością na arenie międzynarodowej. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz prawdopodobnie przemawiał w imieniu wielu swoich europejskich kolegów, chwaląc Izrael za wykonywanie „ brudnej roboty ” za inne kraje.
W przeciwieństwie do wyniszczającego konfliktu w Strefie Gazy, regionalne konflikty Izraela prowadzone były albo z powietrza, albo – jak w przypadku Libanu i Syrii – za pomocą stosunkowo niewielkich operacji lądowych, co znacznie mniej obciążało siły zbrojne Izraela.
Jednak wojna, niezależnie od jej formy, jest kosztowna. 12-dniowa wojna z Iranem może kosztować około 6 miliardów dolarów, czyli 1 procent PKB Izraela. Izrael wydał w zeszłym roku blisko 9 procent swojego PKB na obronność , odnotowując największy wzrost od lat 60. XX wieku – i to jeszcze przed wojną z Iranem. Ekonomiści ostrzegają, że poziom wydatków zagraża stabilności fiskalnej kraju i zdolności do świadczenia usług socjalnych.
Na razie jednak gospodarka radzi sobie z burzą lepiej, niż wielu się spodziewało, notując umiarkowany wzrost gospodarczy i niskie bezrobocie . Izrael zużywa amunicję w szybkim tempie, ale administracja Trumpa wydaje się na razie gotowa kontynuować jej dostarczanie.
Lepszym pytaniem niż to, czy Izrael będzie w stanie walczyć ze wszystkimi tymi konfliktami — na razie wydaje się, że może, a przynajmniej jego przywódcy tak sądzą — jest to, do czego to wszystko doprowadzi.
Otwarte pozostaje pytanie, jaki wpływ niekończąca się seria „wiecznych wojen” będzie miała na zdolność Netanjahu do realizacji jego drugiego głównego priorytetu regionalnego: kontynuacji procesu normalizacji stosunków z innymi rządami arabskimi. Trump forsuje porozumienie między Izraelem a nowym rządem Syrii, a także odwieczny cel normalizacji stosunków saudyjsko-izraelskich.
Jednak masakra w Strefie Gazy pogłębiła polityczne koszty dyplomatycznych kontaktów rządów arabskich z Izraelem. Choć kiedyś przywódcy ci zajmowali twarde stanowisko wobec Iranu, większość z nich sprzeciwiała się wojnie toczącej się w zeszłym miesiącu, obawiając się jej wpływu na stabilność regionu i inwestycje.
Michael Koplow , dyrektor ds. polityki w Israel Policy Forum z siedzibą w USA, powiedział, że premier prawdopodobnie nie wierzy w możliwość znalezienia kompromisu.
„Netanjahu uważa, że wszystko pochodzi z Iranu, a wszystko inne jest jedynie dodatkiem” – powiedział. „Idea jest taka, że im bardziej Izrael będzie demonstrował siłę, tym łatwiej będzie mu normalizować stosunki z innymi krajami. Myślę, że zobaczymy, jak ta teza zostanie przetestowana”.
Izraelska wojna na wielu frontach ma sens tylko wtedy, gdy Stany Zjednoczone będą nadal dostarczać broń i wsparcie polityczne. Choć Trump z opóźnieniem poparł izraelskie ataki na Iran i ostatecznie się do nich przyłączył, to jednocześnie raz był wrogo nastawiony do Netanjahu , okazując niekiedy zaskakującą gotowość do działania niezależnie od izraelskich interesów w regionie. Frustracja Trumpa, wyrażona wczesnym rankiem po zawieszeniu broni, że Izrael i Iran to „dwa kraje, które walczą tak długo i tak zaciekle, że nie wiedzą, co, do cholery, robią”, była sygnałem, że jego poparcia dla szerszych ambicji regionalnych Izraela nie należy lekceważyć.
Następnie pojawia się pytanie, czy „koszenie trawy” faktycznie zadziała.
„Ryzyko polega na tym, że po prostu wpadniesz w niekończącą się serię ataków militarnych i tak naprawdę nie osiągniesz swojego celu” – powiedział Zonszein z Crisis Group. „Są tacy w Izraelu, w służbach bezpieczeństwa i gdzie indziej, którzy uważają, że to najlepsze, co możesz osiągnąć”.
Choć większość sojuszników Iranu może być na razie odstraszona, Huti, którzy ostatnio wznowili ataki na transport morski na Morzu Czerwonym i w zeszłym tygodniu zatopili dwa statki towarowe , z pewnością nie wydają się gotowi wycofać się w obliczu ataków Izraela.
W chwili obecnej nie jest jasne, w jakim stopniu bombardowanie zahamowało irański program zbrojeń nuklearnych, istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że jeśli jakiekolwiek możliwości przetrwały, to wojna jedynie zwiększyła chęć irańskich przywódców do zbudowania bomby.
I choć niegdyś budzące postrach irańskie wojsko i milicje wyglądają teraz trochę jak papierowy tygrys, nie ma gwarancji, że tak pozostanie. Ataki z 7 października były tylko kolejnym przykładem tego, że rządy mają stale fatalne wyniki w przewidywaniu woli i zdolności grup ekstremistycznych do ataków.
Jednak przywódcy polityczni i wojskowi Izraela najwyraźniej wyciągnęli z tego inne wnioski.
„Lekcja, jaką wyciągnęli z 7 października, nie polega na tym, że koszenie trawy nie działa” – powiedział Voxowi Raphael Cohen , analityk wojskowy z Rand Corporation. „Po prostu pozwalają trawie urosnąć za wysoko i powinni ją jeszcze skrócić”.
Vox