Keir Starmer w jednym przemówieniu udowadnia, dlaczego nie jest premierem, który poradzi sobie z terroryzmem

W dwudziestą rocznicę ataków z 7 lipca sir Keir Starmer wydał oświadczenie upamiętniające „stracone życie” tego tragicznego dnia i odwagę wykazaną przez służby ratunkowe. Choć słusznie oddał hołd ofiarom tej haniebnej zbrodni, słowa te okazały się nietrafione. Życie 52 osób nie zostało stracone, jakby padły ofiarą klęski żywiołowej lub choroby. Zostały one celowo wciągnięte w przerażające akty masowego mordu.
Co gorsza, nie wspomniał ani słowem o sprawcach i ich motywacjach, oświadczając jedynie, że „ci, którzy próbowali nas podzielić, ponieśli porażkę”. Czterech islamistycznych zabójców nie próbowało jednak dzielić londyńczyków, jakby byli jedynie porywczymi członkami klubu dyskusyjnego. Dążyli do wymordowania jak największej liczby „niewiernych” i zmusić resztę społeczeństwa do posłuszeństwa.
Ten wypaczony cel zmobilizował wszystkich, którzy w latach po zamachach z 7 lipca dopuścili się islamistycznych okrucieństw. Zamach bombowy na Manchester Arena w 2017 roku, atak w Westminsterze w 2017 roku i inspirowany przez ISIS atak na London Bridge – by wymienić tylko trzy – zostały dokonane przez fanatyków pałających nienawiścią do swoich ofiar.
Za każdym razem, gdy ci dzikusy pociągają za spust lub nóż, nie interesuje ich jedynie „podział” opinii. Chcą narzucić swoją własną, wypaczoną opinię zabójczą siłą. Ich morderczy szał nie ustanie, dopóki społeczeństwa, w których żyjemy, które uważają za nieodwracalnie chore i groteskową obrazę swojej wiary, nie zostaną brutalnie zastąpione nowym porządkiem opartym na prawie szariatu. W ich religijnej „utopii” niemuzułmanie stają się podporządkowanymi członkami społeczeństwa rządzonego na zasadach islamistycznych, a kobiety i mniejszości seksualne spotykają się z dotkliwymi represjami. Ich ponura wizja poddaństwa i niewolnictwa przypomina Opowieść podręcznej na sterydach.
Większość społeczności muzułmańskiej odrzuca tę interpretację swojej religii i słusznie przywiązuje się do brytyjskich wartości i tożsamości. W wielu przypadkach muzułmanie są wzorowymi obywatelami, którzy przyczyniają się do dobra swojego narodu i służą patriotycznie w naszej policji i siłach zbrojnych. Wszyscy oni w pełni zasługują na ochronę przed plagą ekstremizmu, uprzedzeń i dyskryminacji.
Jednocześnie impuls do radykalnego dżihadu wypływa z wewnątrz społeczeństw muzułmańskich oraz z interpretacji świętych wersetów, i ważne jest, aby to uznać. Choć błędem byłoby utożsamianie muzułmanów z islamizmem, równie naiwne byłoby negowanie związku między ideologią islamistyczną a wiarą, z której się wywodzi.
Problem polega na tym, że establishment w tym kraju, podobnie jak w wielu krajach zachodnich, odmawia zaakceptowania tego. Nie oświadczą publicznie, że należy zająć się ideologią religijną, a nie tylko ekstremizmem czy „terrorem”. Jest mało prawdopodobne, aby rząd sir Keira Starmera , desperacko zabiegający o poparcie grup muzułmańskich po oskarżeniach o współudział w „ludobójstwie” w Strefie Gazy, osiągnął taką jasność moralną. Istnieją wręcz obawy, że rząd może wkrótce przyjąć definicję islamofobii, która tłumi krytykę islamu jako religii, a tym samym ma negatywny wpływ na wolność słowa.
Wszystko to powinno wywołać u nas wyraźne mdłości, biorąc pod uwagę, że zagrożenie dżihadystyczne jest bardzo realne w 2025 roku. Mówi się, że ekstremizm islamistyczny stanowi 75% spraw MI5 i podobny odsetek policyjnych śledztw antyterrorystycznych. Jednak w roku kończącym się w marcu 2024 roku tylko 13% zgłoszeń do Prevent dotyczyło potencjalnie zradykalizowanych muzułmanów. Jak powiedziała w 2023 roku była minister spraw wewnętrznych Suella Braverman, ta przerażająca rozbieżność prawdopodobnie odzwierciedla „kulturową nieśmiałość i instytucjonalną niechęć do zajmowania się islamizmem z obawy przed oskarżeniami o islamofobię”. W tym przypadku widać echa skandalu w Rochdale.
Mówi się również, że nasze więzienia są zalewane gangami islamistycznymi, które zastraszają innych, by skłonić ich do przejścia na ich stronę. Według niedawnego raportu w „The Times”, więzienie HMP Frankland, jedno z więzień o najwyższym poziomie bezpieczeństwa w Wielkiej Brytanii, jest tak przepełnione tymi gangami, że ośrodki izolacji terrorystów, mające zapobiegać radykalizacji, są w dużej mierze zbędne. Adwokat Tony Wyatt zauważył, że więźniowie byli umieszczani w izolatkach, aby chronić ich przed tymi gangami, co jest naprawdę przerażającym dowodem na to, że władze straciły kontrolę. Załamanie się porządku publicznego zostało dodatkowo uwypuklone w kwietniu tego roku, gdy Hashem Abedi, organizator masakry na Manchester Arena, przypuścił brutalny atak na funkcjonariuszy więziennych, używając wrzącego oleju i broni domowej roboty.
Nasz system polityczny również jest zagrożony, zarówno ze strony ekstremistów islamistycznych, którzy atakują posłów, jak i ze strony ekstremistów antyizraelskich , którzy się z nimi sprzymierzają. W maju 2010 roku sir Stephen Timms został pchnięty nożem i omal nie zginął z rąk Roshonary Choudhry, 21-letniej studentki, która była pod wpływem kazań jemeńskiego duchownego Anwara al-Awlakiego. Dekadę później sir David Amess został zamordowany przez Alego Harbiego Alego, Brytyjczyka, który był pod silnym wpływem propagandy Państwa Islamskiego.
Były poseł Mike Freer, który był na celowniku Alego, został zmuszony do rezygnacji po latach zastraszania i gróźb śmierci. Pewnego razu grupa „Muzułmanie przeciwko Krucjatom” wtargnęła do meczetu, w którym Freer spotykał się z wyborcami, i nazwała go „żydowskim homoseksualnym świnią”. Jednak niektórzy politycy spotykają się z potępieniem za wskazywanie na jadowity charakter tych grup terrorystycznych. Dopiero w zeszłym roku lord Austin został zawieszony w pełnieniu funkcji przewodniczącego spółdzielni mieszkaniowej po tym, jak napisał, nie bez racji, że Hamas to „islamistyczni gwałciciele i mordercy”. Wygląda na to, że organy publiczne nie potrafią poradzić sobie z podstawowymi prawdami o zagrożeniu terrorystycznym.
Wreszcie, mamy regularne marsze antyizraelskie , które stały się wygodnym środkiem ekspresji radykalnych islamistów. Uczestnicy marszu wygłaszają na naszych ulicach przerażające wezwania do „globalnej intifady” i „dżihadu”, słowa, które rezonują z morderczymi intencjami i budzą strach w sercach brytyjskich Żydów. Tymczasem kolejne rządy nie zdołały powstrzymać corocznego marszu z okazji Dnia Al-Kuds w Londynie, antyizraelskiego wydarzenia, które służy interesom wrogiego rządu irańskiego i jego rozmaitych terrorystycznych sojuszników.
Tak więc, dwadzieścia lat po zamachach z 7 lipca, zagrożenie ze strony islamistów jest realne, a Wielka Brytania pozostaje wysoce podatna na ataki. Pozostaje mieć nadzieję, że służby bezpieczeństwa będą nadal w porę przechwytywać spiski i wyprzedzać o krok swoich islamistycznych wrogów. Rząd musi nadal powstrzymywać kaznodziejów nienawiści, zamykać strony internetowe promujące przemoc oraz współpracować z muzułmańskimi uczonymi i think tankami, aby promować bardziej pozytywne przesłania płynące z wnętrza islamu. Aby to jednak zadziałało, rząd musi uznać skalę problemu, z którym się mierzymy, i położyć kres podstępnej kulturze ustępstw.
express.co.uk