Firmy zajmujące się energią jądrową finalizują inwestycję, która umożliwi Almaraz działanie przez kolejne trzy lata.

„Niech nie pozostanie w tyle”. Taki właśnie duch panował wśród firm będących właścicielami elektrowni jądrowej Almaraz (Ibedrola, Endesa i Naturgy) w kontekście możliwej modyfikacji harmonogramu zamknięcia elektrowni jądrowych w Hiszpanii. Firmy energetyczne są bliskie zawarcia umowy, która byłaby dla rządu sygnałem, że są zainteresowane opóźnieniem harmonogramu wyłączenia elektrowni jądrowych o co najmniej trzy lata.
Wzór ten nie będzie miał formy pisemnej, o co wnioskowała minister ds. transformacji ekologicznej Sara Aagesen ani premier Pedro Sánchez przed Kongresem Deputowanych. Decyzja o przeprowadzce, o której zarząd wie tylko nieoficjalnie, jest podyktowana presją terminów związanych z tak skomplikowaną infrastrukturą, jak elektrownia jądrowa. „Konieczne jest, aby Almaraz mógł rozszerzyć swoją działalność, jeśli ostatecznie zostanie podjęta decyzja, aby zapewnić, że będzie to robione w sposób całkowicie bezpieczny. Niedopełnienie tego obowiązku oznaczałoby zamknięcie elektrowni jądrowych w Hiszpanii, a to jest lekkomyślne” — mówią źródła zaznajomione z planem.
Formalny wniosek o opóźnienie realizacji programu nuklearnego może zostać odroczony do marca 2026 r.Umowa między firmami energetycznymi koncentruje się na dokładnym obliczeniu kosztów modernizacji systemów bezpieczeństwa, przeszkoleniu personelu obsługującego elektrownię, którego licencje muszą być ważne przez te dodatkowe lata, a także na nałożeniu dodatkowych wymagań dotyczących paliwa, które mają obowiązywać co najmniej do 2030 r., czyli do czasu, aż elektrownia uzyska zezwolenie na działalność od Rady Bezpieczeństwa Jądrowego. Kwota wynosi około 13 milionów euro.
Ta zmiana stanowiska doprowadziła do przełożenia na czerwiec spotkania spółki odpowiedzialnej za zarządzanie i działalność Almaraz (CNAT), które miało się odbyć 20 maja.
To sygnał, o którym rząd wie tylko nieoficjalnie.Firmy energetyczne chcą dać sygnał, o który prosi władza wykonawcza, nie podejmując się przy tym prawnego obowiązku, który wiązałby się ze złożeniem do rządu oficjalnego wniosku o rozbudowę elektrowni. „Jeszcze jest na to czas. Rada Bezpieczeństwa Jądrowego ustala, że wniosek o zamknięcie elektrowni musi zostać złożony półtora roku przed planowaną datą. W przypadku Almaraz I, pierwszej zamkniętej elektrowni, data ta przypadałaby na marzec 2026 r.
Oznacza to, że dzięki tej decyzji firmy nuklearne zyskają ponad rok na negocjacje z rządem. Przedstawiają wiele argumentów, aby przekonać Zarząd, takich jak na przykład „niespójność zamykania elektrowni z dwoma reaktorami, takimi jak Almaraz i Ascó, w sposób nieplanowany, zwłaszcza przy dwuletniej przerwie między drugim reaktorem. Może to stwarzać ryzyko operacyjne”, wskazują. Innym argumentem, którego używają, aby zakwestionować zamknięcie Almaraz w 2027 r., jest to, że prawo stanowi, że Enresa nie rozpocznie demontażu elektrowni przed 2030 r. „Nie chcemy, aby powtórzyło się to, co wydarzyło się w Garoña, gdzie elektrownia była nieużywana przez lata, nie produkowała prądu i nigdy nie została zdemontowana” – podkreślają.
Rząd upiera się, że koszty demontażu powinni pokryć właściciele.Chociaż prawdziwą przeszkodą na tym etapie jest kwestia, kto zapłaci za decyzję. Premier Pedro Sánchez i minister ds. transformacji ekologicznej Sara Aagesen przeszli od stanowczej odmowy rozważenia opóźnienia do zwrócenia się do firm o wystąpienie z takim wnioskiem, a przede wszystkim o zapłacenie za niego.
Pierwszy krok jest już „prawie zrobiony”. Drugie należy złożyć. „Przestrzegamy zasady, że zanieczyszczający płaci, i w żadnym momencie nie powiedzieliśmy, że nie pokryjemy podatku Enresa. Obywatele go nie zapłacą” – oświadczył 6 maja Santiago Araluce, prezes Nuclear Forum, stowarzyszenia branżowego, w odpowiedzi prezydentowi.
Negocjacje komplikuje ustalenie, gdzie leży granica tego kosztu: podatek Enresy, który stanowi koszt demontażu elektrowni jądrowych i zagospodarowania odpadów. Od 2024 r. będzie się to wiązało z opłatą w wysokości 10,3 euro za MWh. Firmy kwestionują tę podwyżkę w sądzie. Jednak powyżej tej stawki ich żądania skupiają się na obniżce podatków. „Uważamy za niesprawiedliwe, że technologia nuklearna musi być opodatkowana, czego nie robią inne technologie, ponieważ to uniemożliwia nam osiągnięcie rentowności” — zauważył Araluce, a prezesi Endesa i Iberdrola powtórzyli to przy kilku okazjach. Domagają się przynajmniej obniżenia podatków, które dotyczą wyłącznie tego sektora, takich jak podatek od zużytego paliwa w wysokości 5,1 euro za MWh lub regionalne podatki ekologiczne, które utrzymują jedynie Estremadura i Katalonia. Sánchez oficjalnie pozostaje na stanowisku. „Jakakolwiek zmiana tej stawki byłaby uważana przez Brukselę za pomoc państwa” – podkreśla prezydent.
lavanguardia