Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Poland

Down Icon

– Stanisław hołdował zasadzie: przeżyj życie intensywnie!

– Stanisław hołdował zasadzie:  przeżyj życie intensywnie!

Rozmowa z Wojciechem Grabowskim, autorem książki „Stanisław” (Wydawnictwo książkowe Carpathia) o Stanisławie Marko, który zasłynął samotnym rejsem w 1998 z Przemyśla do Gdańska na skonstruowanej przez siebie tratwie z plastikowych butelek PET.

W przemyskiej księgarni Libera ukazała się książka Pana autorstwa zatytułowana „Stanisław”. Dlaczego 15 lat od śmierci Stanisława Marko zdecydował się Pan na napisanie książki o znanym w Przemyślu społeczniku i człowieku wielu pasji?

– Stanisław jest postacią nadal mało znaną. Przede wszystkim chciałem mu oddać hołd, ale też przypomnieć młodszym pokoleniom. Mimo przeciwności losu, mimo kalectwa (nie miał jednej ręki) był osobą niezwykle optymistyczną. Jest to wspaniały i bardzo aktualny przykład, jak żyć. Zbierałem długo materiały. Robiłem rysunki. Także z przestrzeni Przemyśla. Spisywałem to, co pamiętałem z przygód ze Stanisławem, a często zabierał nas jako dzieci na wyprawy. I tak, powoli, gromadziłem materiały do książki. Wtedy, kiedy uznałem, że to stanowi całość, niewielką wprawdzie, ale zwartą, postanowiłem znaleźć wydawcę i opublikować wspomnienie o niezwykłym człowieku.

Prywatnie Stanisław Marko to pana wujek. Jak bliskie było to pokrewieństwo?

– Ciocia Irka z Czekanowskich, siostra mojej mamy, wyszła za mąż za Stanisława. W ten sposób Stanisław stał się moim wujkiem. Rodzina cioci była nobliwa, z tradycjami szlacheckimi, a to typowe dla Przemyśla, że się podkreśla koneksje szlacheckie, natomiast on był zupełnie innym człowiekiem. Przełamywał tabu. Często uważano go za odmieńca. Dopiero po latach zdałem sobie sprawę, jak ożywcze wnosił wartości do tej rodziny.

Stanisław Marko często odwiedzał redakcję „Życia Przemyskiego” i „Życia Podkarpackiego”. Zasypywał reaktorów swoimi pomysłami, inicjatywami. Jego koronnym przedsięwzięciem okazał się samotny rejs z Przemyśla do Gdańska (dopłynął do Warszawy) na zaprojektowanej przez siebie i samodzielnie wybudowanej z plastikowych butelek PET tratwie. Jak po latach ocenia Pan wyczyny swojego wujka?

– Rejs Stanisława z 1998 nabiera wartości. Nie dokonał wielkiego wyczynu, jeżeli popatrzymy na ten rejs w kategoriach nautycznych, nawigacyjnych. Ważna pozostaje symbolika. Już wtedy Stanisław pytał: po co wyrzucać plastikowe butelki? Kto w 1998 w Polsce myślał o ich przetwarzaniu i ekologii? Plastikowe butelki walały się po śmietnikach, marnowały się. Po co je wyrzucać, skoro to świetny materiał wypornościowy, z którego można zbudować na przykład tratwę. W wieku 68 lat, będąc na emeryturze, chciał sprawdzić, czy da radę. Rzeczywiście, okazało się, że zdrowie mu nie pozwoliło rejsu ukończyć. Przeliczył się, ale to nie wpływa na wartość jego wyczynu. Więcej. On pokazał, że można się podnieść w każdej sytuacji. Dostał zawału na tratwie i cudem dopłynął do brzegu. Odratowano go. Parę miesięcy później dostał udaru. Był połowicznie sparaliżowany. Mimo to nie zaprzestał aktywności. Wprowadzał swoje racjonalizatorskie pomysły. Chodził po redakcjach. Proponował rozwiązania dla miasta.

No tak, równie słynne jak rejs i ekologiczna tratwa okazały się kolejne ekscentryczne konstrukcje pana Stanisława i jego uczestnictwo w zawodach ogólnopolskich pod nazwą „Ślizgi na bele czym…”.

– Chociażby…

Szachy to jedna z licznych pasji pana Stanisława. Czy rozegrał Pan kiedyś partię ze swoim wujkiem? Przy tej okazji warto wspomnieć, że pan Stanisław chętnie uczył młodych adeptów tej królewskiej gry.

– Pamiętam jedną grę, w moim wczesnym dzieciństwie. Grę rozegraną wielkimi na półtora metra, ale lekkimi figurami na jednym z placów Przemyśla. Niezwykłe przeżycie. Tę jedną partię pamiętam. Potem już nie grałem. Już bym się nie odważył. Był za dobry, a ja nigdy nie miałem talentu do szachów.

Co w Pana ocenie jest warte podkreślenia w opisie takiej postaci, jak Stanisław Maro? Co warto ocalić od zapomnienia?

– Ciekawość świata. Hołdował zasadzie: warto przeżyć życie intensywnie. Nigdy nie osiadać na laurach. Nie poddawać się. Zawsze powtarzał: życie i świat to wspaniała przygoda. Tych prostych prawd także i ja staram się trzymać. Na przykład wstawać rano z radością i ciekawością, co przyniesie dzień.

Książkę zilustrował Pan swoimi rysunkami Przemyśla i portretami Stanisława Marko. Wystawę z Pana rysunkami nadal można obejrzeć w Przemyskiej Bibliotece Publicznej. Czarno-białe rysunki oddają niepowtarzalny urok miasta nad Sanem, a klimatem przypominają drohobycki świat Brunona Schulza. Czy zgodzi się Pan z opinią, że Pana książka nie tylko przywraca pamięć o nietuzinkowej postaci, ale też jest hołdem złożonym miastu i przestrzeni, w której żył i realizował swoje pasje Stanisław Marko?

– Jeżeli chociaż trochę udało mi się to zrobić, to jestem bardzo szczęśliwy. Nie tylko przypomnieć niezwykłego wujka, ale też pokazać, gdzie żył, w jak niezwykłym mieście i jak się splatało życie Stanisława z jego miastem. Przemyśl także dla mnie jest absolutnie wyjątkowy. Wracam do niego jak do mekki. Układ arabistyczny, zabytki, pochyłe uliczki. To wszytko jest tak niezwykłe, że naprawdę można mówić o Przemyślu jako jednym z najpiękniejszych miast na świecie. Tutaj przeżyłem swoje szczęśliwe dzieciństwo. Może dlatego dla mnie Przemyśl jest wciąż magiczną krainą.

Dziękuję za rozmowę

Artur Wilgucki

Stanisław Marko (ur. 05. 07. 1930 Przemyśl – zm. 04.11.2010 Przemyśl). Znany w Przemyślu społecznik, autor innowacyjnych rozwiązań miejskich, racjonalizator, instruktor gry w szachy, sportowiec amator. W 1998 w wieku 68 lat zorganizował samotny rejs z Przemyśla do Gdańska na zbudowanej przez siebie tratwie z plastikowych butelek PET. Eskapadę zakończył w Warszawie z powodu rozległego zawału serca. Zdążył jednak szczęśliwie dopłynąć do brzegu. Odratowano go, a rejs do Gdańska kontynuowali entuzjaści jego wyczynu. Uczestnik zawodów oryginalnych konstrukcji pod nazwą „Zjazd na bele czym”. Nominowany do tytułu „Przemyślanin Roku”. Aktywnie włączał się w dziania przemyskiego Stowarzyszenia Dobrego Wojaka Szwejka. Uczestnik wielu okolicznościowych spotkań z wybitnymi postaciami, między innymi z Adamem Małyszem, arcybiskupem przemyskim Ignacym Tokarczukiem czy noblistą Czesławem Miłoszem. W 1942 w wieku dwunastu lat, podczas konstruowania petardy nad Sanem w Przemyślu utracił rękę. Sam przeszedł przez rzekę do pobliskiego szpitala. Dopiero przed szpitalną bramą zemdlał. Mimo inwalidztwa i po przejściu ciężkiego udaru Stanisław Marko udowodnił, że można życie przeżyć radośnie, intensywnie, ciekawie i pięknie.

Wojciech Grabowski

Absolwent Instytutu Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie i Studium Scenariuszowego Szkoły Filmowej w Łodzi. Rysownik, pisarz, autor filmów o sztuce realizowanych dla TVP Kultura (m. in. „Ekspresjonizm w Polsce”, „Podróż z Rafałem Malczewskim”, „Artes – nadrealiści ze Lwowa”). Debiutował w 2012 roku zbiorem opowiadań „Człowiek-motocykl”. Następnie wydał: „Archi-traf. Opowieści o architekturze Śląska i Zagłębia”, „Miastowidz. Opowieści ze śląskiej metropolii”, „Dizajn tamtych czasów”, „Tu. Sztuka i przestrzeń Górnego Śląska”, „Maroko, czyli rzecz o dorastaniu na Górnym Śląsku” (2024). W tym roku ukazała się jego kolejna książka pt. „Stanisław”. Mieszka w Będzinie. Uczy studentów rysunku odręcznego, co czasach ekspansji SI wydaje mu się ważne i potrzebne.

Aktualizacja: 19/06/2025 18:09

Zycie Warszawy

Zycie Warszawy

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow