Ułaskawienie to bezpiecznik czy relikt? Kontrowersje po decyzji prezydenta Andrzeja Dudy
Prezydenckie akty łaski zawsze będą budzić kontrowersje. Lech Wałęsa w trakcie swojej prezydentury ułaskawił jednego z liderów mafii pruszkowskiej Andrzeja Z., znanego bardziej jako „Słowik”. Jego następca – Aleksander Kwaśniewski na finiszu kadencji zrobił to samo w stosunku do Zbigniewa Sobotki, prominentnego działacza skazanego w tzw. aferze starachowickiej za ostrzeżenie (podejrzanych o współpracę z półświatkiem) działaczy samorządowych z tego miasta przed planowanymi aresztowaniami. Z kolei Andrzej Duda ułaskawił działaczy PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, zanim w ogóle wyrok w ich sprawie się uprawomocnił.
Pracować nie chciałem (po granicy) włóczyłem sięNie inaczej jest w przypadku ułaskawienia związanego ze środowiskiem narodowców Roberta Bąkiewicza, skazanego z art. 217 k.k. za naruszenie nietykalności cielesnej Katarzyny Augustynek, znanej jako „Babcia Kasia” w trakcie szarpaniny podczas Strajku Kobiet. Usłyszał wyrok 30 godzin prac społecznych oraz zapłaty na rzecz pokrzywdzonej 10 tys. zł nawiązki. Elementem kary było też podanie wyroku do publicznej wiadomości.
Wniosek o ułaskawienie Bąkiewicza skierował do prezydenta poprzedni prokurator generalny Zbigniew Ziobro, który jednocześnie wstrzymał wykonanie kary. Prezydent ułaskawił aktywnego na zachodniej granicy twórcę Ruchu Obrony Granic, po tym, jak obecny prokurator generalny Adam Bodnar uchylił postanowienie o wstrzymaniu wykonania kary.
Jak czytamy w komunikacie zamieszczonym przez Kancelarię Prezydenta, Andrzej Duda podjął taką decyzję mając m.in. na uwadze pozytywną opinię środowiskową, incydentalny charakter czynu i ustabilizowany tryb życia.
Akt łaski nie uchyla wyroku, jak też nie powoduje uniewinnienia skazanego, a tylko dotyczy jego skutków. Zarówno w orzecznictwie, jak i w doktrynie podnosi się, że może on dotyczyć złagodzenia kary i środków karnych oraz innych publicznoprawnych skutków skazania, a nie prywatnoprawnych. Dlatego akt łaski objął tylko darowanie kary ograniczenia wolności, co oznacza, że nadal istnieje obowiązek wypłacenia nawiązki dla pokrzywdzonej.
W świetle prawa Bąkiewicz jest też osobą skazaną, choć nie będzie miało to większego wpływu np. na pełnienie funkcji publicznych, ponieważ wyrok dotyczył przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego, a nie publicznego
Ułaskawienie Bąkiewicza wzbudziło ogromne kontrowersje. Powstaje pytanie, czy w demokratycznym państwie prawnym, opartym na zasadzie trójpodziału władz, w którym władzę sądowniczą sprawują sądy i trybunały, instytucja prezydenckiego prawa łaski, która zmienia skutki orzeczeń, ma jeszcze sens.
Ułaskawienie pozwala reagować na sytuację powstałą po wyrokuJak przypomina prof. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, geneza prezydenckiego ułaskawienia pochodzi z czasów, w których monarcha zgodził się, by w jego imieniu władzę sądowniczą sprawowały sądy. – Wyrażając tę zgodę zastrzegł, że wciąż jest źródłem sprawiedliwości i gdyby taka była jego wola, jest w stanie znieść negatywne konsekwencje orzeczenia sądowego. W tym kontekście prawo łaski wciąż jest rozciągnięte między lex a ius, a więc między prawem a sprawiedliwością – przypomina prof. Zaleśny.
Jak wskazuje, prawidłowe stosowanie tej instytucji opiera się na braku ingerencji we władzę sądowniczą, a więc niekwestionowaniu treści orzeczenia sądowego czy jego ocenie. Na zastosowanie prawa łaski wpływ powinny mieć nie tyle okoliczności z okresu sprzed skazania, ale te, które ujawniły się później, po skazaniu.
– Chodzi o przypadki, w których przy wykonywaniu kary zatracany jest element sprawiedliwości i wykonywanie kary staje się niekorzystne z punktu widzenia ładu publicznego. Przykładowo, jeśli matka osadzonego nagle zachoruje i potrzebuje codziennej pomocy, powstaje pytanie, czy z punktu widzenia sprawiedliwości bardziej korzystne jest utrzymywanie osadzonego w więzieniu, przez co matka trafi np. do DPS-u, czy też darowanie mu reszty kary i umożliwienie sprawowania opieki – tłumaczy prof. Zaleśny.
Jak przypomina wiele wniosków o ułaskawienia składają osoby, które odbyły już karę, ale nadal figurują w rejestrze karnym, co uniemożliwia im pełnienie niektórych funkcji czy wykonywanie wielu zawodów. W ich przypadku ułaskawienie ma przynieść skutek szybszego zatarcia skazania i aktywność zawodową.
– Z punktu widzenia tego, że skutki danego orzeczenia trwają lata, a sytuacja osobista skazanego może ulec diametralnej zmianie, zasadne jest, by można było prezydencką interwencją łagodzić skutki sądowego orzeczenia, ale pod warunkiem, że głowa państwa działa w dobrej wierze w kierunku realizacji interesu publicznego i dobra wspólnego, o którym mowa w art. 1 Konstytucji, a nie kieruje się motywami politycznymi lub stosuje ułaskawienia wobec osób sobie bliskich czy, jak w Stanach Zjednoczonych, swoich darczyńców – dodaje konstytucjonalista.
Zła praktyka wypaczyła sens aktu łaskiInnego zdania jest dr Piotr Starzyński, z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, który uważa, że we współczesnym państwie prawa można było obejść się bez tej instytucji. – Zwłaszcza, że jest bardzo dużo rozwiązań prawnych zmierzających do wzruszenia prawomocnego rozstrzygnięcia, jak wznowienie postępowania czy kasacja. To, że taka instytucja występuje w zasadzie w każdym państwie europejskim mającym znamiona nowoczesnego państwa prawa, wynika raczej z tradycji niż z punktu widzenia potrzeby korekty rażąco niesprawiedliwych rozstrzygnięć. Niestety milczenie konstytucji na temat przesłanek do zastosowania tej instytucji powoduje, że na przestrzeni lat wielokrotnie stosowanie prawa łaski miało walor polityczny – tłumaczy adwokat.
Jak dodaje, pauperyzacja tej instytucji ma miejsce nie tylko w Polsce. – Owszem, u nas prezydent ułaskawił polityków przed prawomocnym skazaniem. W Stanach Zjednoczonych prezydent ułaskawił na przyszłość. Pytanie, czy jest sens utrzymywać tę instytucję, jest jak najbardziej zasadne, ponieważ w praktyce decyzje podejmowane przez głowę państwa kłócą się często z poczuciem sprawiedliwości społecznej.
RP