Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Poland

Down Icon

Witold M. Orłowski: Cud zielonej wyspy

Witold M. Orłowski: Cud zielonej wyspy

Dane i prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego pokazują to jasno. Ponieważ w zeszłym roku Produkt Krajowy Brutto (PKB) na głowę mieszkańca Polski, mierzony według parytetu siły nabywczej waluty (a więc uwzględniający fakt, że poziom cen jest w Polsce niższy i za tę samą kwotę dolarów można kupić u nas więcej towarów i usług) był jeszcze o nieco ponad 1 proc. niższy niż w Japonii, a w tym roku ma już być o 1 proc. wyższy, można założyć, że w połowie roku – a więc nieco ponad tydzień temu – zrównaliśmy się z dalekowschodnią potęgą gospodarczą, a w tym tygodniu już ją wyprzedzamy.

Oczywiście puryści będą się czepiać kilku szczegółów. Choćby tego, że o poziomie przeciętnego dochodu w kraju nie decyduje PKB, ale DNB na głowę mieszkańca (Dochód Narodowy Brutto). Różnica niby nieduża, ale znacząca – PKB mówi nam, ile dochodu wytworzono łącznie na terenie kraju, a DNB o tym, ile zamieszkujący kraj naród wytworzył go i u siebie, i na całym świecie. Japończycy wytworzyli znaczną część swojego dochodu poza macierzystymi wyspami (choćby w fabryce Toyoty w Wałbrzychu), a jako wielki inwestor mieli DNB o 20 proc. wyższy niż PKB. Z kolei Polacy nie mają aż tak wiele dochodów z zagranicy, a że muszą oddawać zagranicznym właścicielom fabryk i centrów usługowych należne im zyski, więc mają DNB o 4 proc. niższy niż PKB. A więc do poziomu życia Japończyków wciąż nam jeszcze nieco brakuje.

Nie zmienia to faktu, że kiedy 45 lat temu Lech Wałęsa palnął coś o dogonieniu przez Polskę Japonii, stało się to na dekady przedmiotem szyderczych kpin. Dzisiaj perspektywa ta jest całkiem realna, jeśli nawet nie 30 czerwca tego roku, to za kilka lat. A więc jednak. Nad Wisłą nastąpił cud. I nie zmienia tego stwierdzenia fakt, że Japończycy bardzo pomogli nam w pościgu, bo ich gospodarka tkwi od ponad 30 lat w stagnacji, a PKB wzrósł od roku 1991 tylko o 27 proc. W tym samym czasie polska gospodarka burzliwie się rozwijała, zwłaszcza od czasu naszego wejścia do Unii Europejskiej, a PKB wzrósł o 270 proc.

Tak, bez wątpienia zdarzył się cud, kiedyś nieostrożnie ochrzczony przez rządzących mianem „zielonej wyspy”. Nieostrożnie, bo złośliwy naród z miejsca zaczął to określenie wykpiwać (nie mniej niż wałęsowską „drugą Japonię”). Zielna wyspa? Raczej bieda z nędzą, Polska w ruinie, jakieś statystyczne sztuczki (albo wręcz oszustwa).

A tymczasem żadnego oszustwa nie było. I co więcej, nadal nie ma. W roku 2008, kiedy w całej Europie panowała recesja, Polska jako jedyna odnotowała wzrost PKB. W roku 2020, kiedy PKB wszędzie spadł z powodu pandemii, w Polsce spadek był najmniejszy ze wszystkich dużych europejskich gospodarek. Obecnie też odnotowujemy jedno z najwyższych temp wzrostu PKB na kontynencie, chociaż to właśnie za naszą granicą toczy się wojna. Wychodzi więc na to, że rzeczywiście jesteśmy zieloną wyspą.

Czy obecne tempo wzrostu PKB mnie zadowala? Na pewno nie, nawet jeśli wygląda świetnie na tle reszty kontynentu. Jeszcze bardziej smuci mnie struktura tego wzrostu, wciąż raczej oparta na konsumpcji, a nie na eksporcie i inwestycjach przedsiębiorstw. A także towarzysząca wzrostowi zbyt wysoka inflacja, której towarzyszy od lat silny wzrost długu publicznego. Ale mimo to jakimś cudem Polska nadal jest zieloną wyspą, a nasza gospodarka wykazuje się niezwykłą elastycznością i radzi sobie z szokami lepiej od innych. Warto to docenić, zwłaszcza w trudnych czasach.

RP

RP

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow