Cztery szanse na piąty mecz w lidze koszykarzy. Kto ma największe?
Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by do półfinału awansował zespół zajmujący po rundzie zasadniczej dziewiąte miejsce. Fakt, niewiele było takich okazji, bo w play-off zazwyczaj grała po prostu pierwsza ósemka, a różne formy baraży o fazę pucharową obowiązywały tylko w kilku sezonach. Taka jak w tym roku po raz pierwszy.
No i w efekcie koszykarze z Torunia od 4 do 19 maja zagrali w sumie siedem meczów. Wydawało się, że na tym się musi skończyć, bo przy wąskim składzie taka dawka mogła ich zniszczyć. Nic bardziej mylnego. Chociaż zostali rozgromieni w drugim meczu z Anwilem we Włocławku, to wygrali trzeci u siebie aż 105:82.
Nagle spojrzenie na tę rywalizację nieco się zmieniło. Na horyzoncie są włocławskie demony z poprzedniego sezonu i ćwierćfinału ze Spójnią Stargard. Wtedy też przy 2-0 wydawało się, że pozostała jeszcze tylko formalność.
W Anwilu od tamtego czasu sporo się zmieniło – trener i większość zawodników. Wśród tych nowych jest m.in. Karol Gruszecki, który w ubiegłym roku miał swój udział w stargardzkim cudzie, a kiedyś z sukcesami grał w Twardych Piernikach. Może to będzie pomocne? Może podpowie coś kolegom na podstawie swoich doświadczeń? Może przypomni sobie jak dziurawić kosze w Toruniu?
Z Gruszeckim czy bez, a nawet z Kamilem Łączyńskim (doznał urazu w meczu numer 3) czy bez – Anwil jest faworytem. Ma wszystko, by udowodnić, że poniedziałkowa porażka to wypadek przy pracy
Ale będzie to musiał zrobić talentem czy pomysłami taktycznymi, bo już chyba nikt nie uwierzy w to, że torunianie — Viktor Gaddefors, Michael Ertel, Barret Benson, Dominik Wilczek i reszta — będą w środę po prostu zmęczeni i zajechani. Oni są niezniszczalni.
Górnik Zamek Książ WałbrzychByłoby przesadą powiedzieć, że trener beniaminka Andrzej Adamek wyglądał po porażce 64:74 z Legią Warszawa w trzecim meczu na zrezygnowanego. Ale faktem jest, że dopytywany nie próbował znaleźć odpowiedzi, których nie miał. W play-off Górnik trafił na razie 34 proc. rzutów z gry, w tym ledwie 21.7 z dystansu!
— Nie wiem, co się stało. Nie będę tu robił za mądrego — Adamek nie bał się wprost mówić, że niemoc strzelecka wałbrzyszan jest zaskakująca. Bo owszem, Górnik w rundzie zasadniczej nie należał do najlepszych ofensywnie zespołów ligi, ale jednak zdobywał średnio 79.3 punktu. Teraz 59.3.
Z nostalgią wspominano w kuluarach wałbrzyskiej hali Aqua Zdrój mecze z rundy zasadniczej, które Górnik kończył z 10 celnymi trójkami. Albo i większą liczbą. W listopadzie przeciwko Dzikom Warszawa było to 13. Teraz w trzech meczach łącznie 15.
Prowadzący Legię trener Heiko Rannula wskazywał, że jego drużyna ogranicza straty, przez co Górnik nie ma wielu punktów z szybkiego ataku. Mówił, że ten "matchup" Legii odpowiada – czyli że jej zawodnicy są lepiej dopasowani do przeciwnika i daje to warszawianom więcej przewag.
Adamek pytany, czy należy spodziewać się zmian taktycznych przed czwartym spotkaniem czy jednak trzeba liczyć na to, że po prostu będzie częściej "wpadało", odparł: — Coś sobie zmieniamy, coś dodajemy. Oni próbują zaskoczyć nas, my próbujemy zaskoczyć ich. Na samym końcu dochodzi element decyzyjności, w którym teraz cierpimy – zakończył.
Górnik był jeszcze przed chwilą w najlepszej sytuacji z niżej rozstawionych drużyn, bo jako jedyny wygrał na wyjeździe. Teraz jest chyba w najgorszej, bo jako jedyny przegrał u siebie. W efekcie inicjatywa jest po stronie Legii. A Górnik wygląda jakby powoli uchodziło z niego powietrze…
Energa Icon Sea Czarni SłupskNa początku czwartej kwarty trzeciego meczu słupszczan z PGE Startem Lublin szanse gospodarzy na doprowadzenie do remisu 2-2 wyglądały na całkiem wysokie. Prowadzili w tym spotkaniu tak wysoko, że nie należało spodziewać się odrobienia strat przez przeciwnika, a w Starcie znowu brakowało Emmanuela Lecomte’a. Belga wykluczyły problemy zdrowotne.
Czarni wygrali ten mecz 92:73, ale kilka minut przed końcem doszło do wydarzenia, które wiele zmienia. Kontuzji doznał najlepszy strzelec zespołu w całym sezonie i w tym meczu Alex Stein. Kilka godzin później klub poinformował, że to zerwanie więzadła krzyżowego. W takiej sytuacji przerwa trwa wiele miesięcy.
Bez Steina w czwartkowym czwartym starciu Czarni faworytem nie będą. Owszem, można spodziewać się, że poniesie ich słupska publiczność Hali Gryfia, ale czy nie zabraknie talentu? W meczu numer 2 Lublinie Stein zaprezentował się najsłabiej w sezonie, był niewidoczny, a wyręczał go Loren Jackson, który punktował za dwóch. Mimo jego 33 oczek to Start odniósł zwycięstwo.
Ale może teraz w Słupsku będzie inaczej? Skoro Bartłomiej Pelczar potrafił ostatnio zamazać nieobecność Lecomte’a, to może ktoś zrobi to samo ze Steinem? Tylko kto? Jakub Musiał? Mateusz Dziemba? Justice Sueing?
King SzczecinJedna nieudana akcja Przemysława Żołnierewicza dzieliła koszykarzy Kinga od wakacji. Jedna nieudana akcja Nicka Johnsona dzieliła ich od prowadzenia z Treflem Sopot 2-1. Dwa z trzech meczów tej serii kończyły się różnicą jednego punktu i chociażby to jest argumentem przemawiającym za włączeniem w środę transmisji z czwartego spotkania.
Prowadzący Trefla Žan Tabak powiedział, że teraz to do Kinga należy "momentum" (trudno to przetłumaczyć na polski, więc pozostańmy przy oryginale, a nie inicjatywie czy rozpędzie) w serii. Ciekawe, ile było w tym szczerości, a ile świadomego kierowania takich słów w celu zmobilizowania swoich graczy.
W teorii ta mobilizacja nie jest im potrzebna. Powinni doskonale wiedzieć, że nawet przy prowadzeniu 2-0 i kilkunastu punktach przewagi w czwartej kwarcie trzeciego meczu jeszcze muszą się mieć na baczności. Spora część tego zespołu to zawodnicy, którzy rok temu w finale wygrali 4-3 z Kingiem, choć przegrywali 1-3.
Wśród nich jest Jarosław Zyskowski, któremu Tabak bardzo nie ufa, co widać było w Szczecinie. Reprezentant Polski zagrał dopiero wtedy, gdy sopocianie mieli poważne problemy z przewinieniami. Dostał kilkadziesiąt sekund w trzeciej kwarcie i wrócił na końcówkę czwartej. No cóż, Tabak mógł go jeszcze wyczekać, bo przecież z boiska za pięć przewinień spadło "tylko" czterech z dziesięciu graczy z Sopotu.
Liczba fauli może zaskakiwać, ale w przekroju serii jest normą. W Szczecinie Trefl popełnił 32, wcześniej u siebie 31 i 27. W sumie w tym ćwierćfinale było sześć przypadków, gdy ktoś z Trefla musiał zejść za pięć przewinień i osiem przypadków zawodników kończących mecz z czterema. Na pewno nie ułatwia to prowadzenia meczu Tabakowi, ale taka bywa cena agresywnej gry w defensywie. I można spodziewać się, że podobnie będzie w środę.
King dzięki ostatniej kwarcie trzeciego meczu zyskał wiarę, że da się Trefla przełamać, choć przecież wcześniej przez około 30 minut nie było jej widać. Szczecinianie mają jeszcze na pewno rezerwy, bo więcej mogą i powinni dać Jovan Novak, Isaiah Whitehead czy nawet Marcus Lee. Ale z drugiej strony – czy zobaczymy jeszcze Żołnierewicza ocierającego się o rekord kariery?
przegladsportowy