Mają tylko 3 minuty. 25 lat istnienia LPR: 150 tys. pacjentów, 125 tys. godzin, 12 tys. misji rocznie

W tym roku mija 25 lat istnienia LPR, ale także, jak wskazał dr Podgórski, obchodzimy setną rocznicę utworzenia lotnictwa sanitarnego w Polsce, które powstało w ramach struktur wojskowych wkrótce po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości.
- Przez ćwierć wieku przetransportowaliśmy ponad 150 tys. pacjentów, nasze statki powietrzne i załogi wylatały ponad 125 tys. godzin, w ramach realizowanych działań lądowały ponad pół miliona razy- podał dr Podgórski.
Dodał, iż w ostatnich latach liczba wezwań sukcesywnie wzrastała każdego roku, a obecnie przekroczyła 12 tys. misji rocznie.
Ratownicy LPR uważani są w świecie medycznym za elitę, ale dyrektor Lotniczego Pogotowia zaprzeczył: - jesteśmy zwykłymi ludźmi, ale żyjemy tym, co robimy - lotnictwem połączonym z medycyną, jesteśmy wierni swojej maksymie: "Latamy, by ratować". Niejednokrotnie kosztem życia prywatnego - podkreślił.
Zaznaczył, że w LPR może pracować każdy, pod warunkiem, że jest dobry w tym, co robi oraz potrafi się komunikować i współpracować z innymi na wysokim poziomie. Wyjaśnił, że każdy kandydat na ratownika medycznego/pielęgniarza przechodzi kwalifikacje, które polegają nie tylko na zdaniu testu z zakresu medycyny ratunkowej, ale także na popisaniu się swoimi umiejętnościami praktycznymi.
W tym celu aranżowane są scenki z użyciem fantomów. Jest także test psychologiczny i rozmowa z kandydatem, "a potem w zespole analizujemy i dyskutujemy, czy dana osoba się nadaje, czy sprawdzi się w naszym teamie" - wskazał Marcin Podgórski.
Zaznaczył także, że oprócz empatii, umiejętności współpracy i dogadywania się z innymi ludźmi, trzeba dobrze działać w trudnych, stresujących sytuacjach, przy deficycie czasu. Wyjaśnił, że po rozpoczęciu dyżuru przez lotniczy zespół ratownictwa medycznego, jeśli zabrzmi dzwonek telefonu z wezwaniem, w ciągu 3 minut śmigłowiec z załogą musi być już w powietrzu.
Podkreślił, że wszyscy członkowie zespołu muszą być mocno skoncentrowani, wypatrywać przeszkód, kalkulować, jak najszybciej dotrzeć do pacjenta, którego największym wrogiem jest czas.
- Dlatego po wstępnym zabezpieczeniu, staramy się go błyskawicznie przetransportować do docelowego ośrodka wielospecjalistycznego, czyli takiego, który jest w stanie wdrożyć niezbędne, ratujące życie i terapeutyczne, procedury - wyjaśnił.
Dodał, że podczas lotu może dojść do sytuacji kryzysowych, np. zatrzymania krążenia, "więc musimy prowadzić resuscytację na pokładzie".
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
rynekzdrowia