Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Russia

Down Icon

120 dolarów za lewatywę, 50 000 dolarów za złamanie: rosyjscy turyści skarżą się na lekarzy w ośrodku

120 dolarów za lewatywę, 50 000 dolarów za złamanie: rosyjscy turyści skarżą się na lekarzy w ośrodku

Nagłośnione przypadki obrażeń rosyjskich turystów na Bali, a także kwoty żądane od nich za leczenie w lokalnych szpitalach, ponownie podniosły kwestię ubezpieczenia medycznego, które jest obowiązkową częścią sprzedawanych wycieczek. Następnie pojawiły się skargi od naszych współobywateli z tureckich kurortów, gdzie wielu jest teraz w ciężkim stanie z powodu nienormalnego upału, ale nawet za pierwszą pomoc tureccy lekarze żądają od nich pieniędzy, i to całkiem sporo.

Sprawdziliśmy, z jakiej bezpłatnej opieki medycznej mogą skorzystać turyści w ramach ubezpieczenia turystycznego, a za co będą musieli odpowiedzieć własnym zdrowiem i portfelem.

W ciągu ostatniego roku 10 naszych rodaków cierpiało na indonezyjskiej wyspie Bali. Skarżą się, że szpitale na wyspie nie mają ustalonych cen i żąda się od nich płacenia „nierealnych” kwot. Na przykład za opiekę medyczną w przypadku złamanych kończyn - około 12 tysięcy dolarów, a za operację rehabilitacyjną - do 50 tysięcy dolarów.

Według samych ofiar, jedna z nich, 16-letni Rosjanin, została przewieziona do szpitala na Bali po wypadku motocyklowym. Ciężko chory pacjent czekał na pomoc przez sześć godzin, a następnie przeszedł operację trwającą 10 godzin, za którą wystawiono mu rachunek na około 50 000 dolarów. Po tym stan mężczyzny tylko się pogorszył i musiał zostać pilnie wysłany do Rosji na drugą operację, ale nie anulowało to płatności za usługi indonezyjskiego szpitala.

Inny obywatel Rosji został inwalidą: nie mógł znaleźć 40 000 dolarów, których zażądali od niego miejscowi lekarze, i musiał lecieć do Rosji z przebitym płucem i złamanym kręgosłupem. A jedna trzecia naszych rodaków, po przyjęciu podobnej kwoty, miała usunięty metr jelita wraz z wyrostkiem robaczkowym. Inna nasza turystka prawie straciła nogę, a mężczyzna, który spadł z wysokości 25 metrów, otrzymał tabletki nasenne zamiast środków przeciwbólowych.

- Nie łamiemy naszych praw - mówi dr Arya, pracownik szpitala na Bali, który kiedyś studiował w Rosji, któremu zadaliśmy pytanie o stosunek do rosyjskich turystów. - W stosunku do gości wyspy, którzy nie mają żadnego ubezpieczenia medycznego lub mają niewielkie pokrycie, placówka medyczna wyspy może samodzielnie ustalać ceny na podstawie pracy lekarzy, leków, amortyzacji sprzętu sal operacyjnych i innych materiałów. Oceńcie sami, wielokrotne złamania, w tym złamanie kręgosłupa, zapalenie otrzewnej, obrażenia od upadku z dużej wysokości - to są proste operacje? I oni przychodzą do nas właśnie z takimi i nadal są zaskoczeni, że muszą płacić. I przychodzi taki kontyngent, który sam stwarza ryzyko - jeździ na rowerach w nieznanym stanie, wspina się w miejsca zabronione dla turystów i tak dalej. Nie chcę oczerniać, ludzie cierpieli, współczuję im, ale sprawdźcie sami: to nie są uczciwi wczasowicze, ale właśnie ci, z którymi nasza policja turystyczna od dawna próbuje walczyć. A jeśli zaczniemy leczyć ich bezpłatnie z powodu tego, co sami sobie zafundowali, to nadal będą się źle zachowywać.

Policja turystyczna Bali rzeczywiście od kilku lat próbuje jakoś przemówić do rozsądku rosyjskim „longsteerom” (turystom długoterminowym), którzy nie tylko nie przynoszą dochodów do kasy turystycznej, bo nie mają pieniędzy, ale też nieustannie łamią lokalne prawa: zakładają podziemne interesy, w tym przestępcze, wspinają się w miejsca zagrażające życiu dla filmów na swoich blogach i bezczeszczą muzułmańskie świątynie. Większość tych gości wyspy nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, ci ludzie są głównie młodzi, nieustraszeni i, jeśli wierzyć balijskim organom ścigania, odnoszą obrażenia pod wpływem zakazanych substancji.

Garik z Iżewska doznał poważnych obrażeń na Bali rok temu, spadając z roweru, nie otrzymał bezpłatnej pomocy, skarżył się na niehigieniczne warunki i „obojętność wobec Rosjan” w szpitalach na wyspie. Teraz jednak planuje tam pojechać ponownie, oczywiście nie w ramach wycieczki, ale kupując bilet w jedną stronę, ponieważ wyjeżdża w tropiki na czas nieokreślony.

- Z powrotem na Bali i znów bez ubezpieczenia zdrowotnego? - pytamy go.

- Teraz można kupić bilet w jedną stronę za około 30 tysięcy rubli, a to przebija wszystkie inne argumenty. Życie na wyspie to grosze. A nie jestem milionerem, żeby kupować wycieczki z ubezpieczeniem, nie mam nawet tyle, żeby mieszkać w Rosji przez cały rok. Więc wydaję 30 tysięcy na bilet, a potem oszczędzam.

- A co, jeśli znowu spadniesz z roweru? Czy teraz będziesz jechał cicho, zgodnie z zasadami?

- Cóż, myślę, że upadek to rodzaj karmy. Możesz jechać wolno i się rozbić. Generalnie jestem fatalistą.

- Ale lekarze na wyspie Bali nie są fatalistami, pracują za pensję, którą im płacą kliniki, w których pracują - mówi Aliszer, rosyjskojęzyczny przewodnik z Bali. - A klinika z kolei otrzymuje dochód od firm ubezpieczeniowych lub samych pacjentów. Longsteerzy z Rosji nie idą do schroniska, gdzie żebracy są leczeni za darmo, żeby nie zarażać innych. I narzekają też na „złe warunki i nastawienie”! I z jakiegoś powodu uważają, że powinni być leczeni za darmo!

Ale co z krajowymi skarżącymi się z tureckich kurortów, od których żąda się pieniędzy na pierwszą pomoc w przypadku udarów cieplnych i alergii słonecznych? Z pewnością przyjechali na oficjalną wycieczkę, w komplecie z ubezpieczeniem medycznym, i żąda się od nich zapłaty 120 dolarów za kroplówkę i tyle samo za lewatywę w przypadku zatrucia. Zapytaliśmy specjalistę z firmy ubezpieczeniowej.

- Nasi turyści po prostu nie zadają sobie trudu, aby przeczytać polisę, aby dowiedzieć się, które przypadki nie będą ubezpieczone - odpowiada kierownik ds. ubezpieczeń Victoria. - A wszystkie te, w których turysta jest ostrzegany, ale działa na własne ryzyko, nie będą ubezpieczone. Oczywiście, to jest prowadzenie dowolnego rodzaju pojazdu bez prawa jazdy i pod wpływem alkoholu, a w większości nagłych wypadków z naszymi turystami na Bali - tak właśnie jest. Generalnie, wszelkie obrażenia pod wpływem alkoholu nie są ubezpieczone. Podobnie jak szkodliwe działanie słońca - zwykle podczas nienormalnego upału lub zwiększonej aktywności słonecznej. Nasi turyści w Turcji teraz mówią, że byli „u progu śmierci” i „wyłudzano” od nich dolary za kroplówki pierwszej pomocy, przebywali na słońcu w nieodpowiednich godzinach, czyli od południa do 16:00, a niektórzy byli bez nakrycia głowy i pod wpływem alkoholu. Nic więc dziwnego, że po tym rozwinęły się u nich „wymioty, biegunka, osłabienie, wysypka” i tak dalej, które opisali.

Według ekspertów ubezpieczenie VZR — ubezpieczenie dla osób podróżujących za granicę — pozwala zrekompensować różne wydatki w przypadku problemów zdrowotnych, ale aby tak się stało, trzeba je wykupić. Jeśli turysta zamierza podejmować ryzyko — na przykład uprawiać sporty ekstremalne lub odwiedzić miejsce niebezpieczne epidemiologicznie — może wykupić specjalną polisę obejmującą obrażenia odniesione podczas tych aktywności. A ponieważ pomoc w przypadku takich obrażeń z definicji nie jest tania, takie ubezpieczenie jest droższe niż zwykle. Ale umowa ubezpieczeniowa może określać kwotę odliczenia, co sprawia, że ​​polisa jest tańsza dla osób podejmujących ryzyko. Taka umowa określa maksymalną kwotę, którą turysta zapłaci z własnej kieszeni w przypadku zdarzenia ubezpieczeniowego, a resztę pokryje jego firma ubezpieczeniowa. Polisa z odliczeniem będzie tańsza niż pełne pokrycie działań związanych z ryzykiem, ale nadal droższa niż zwykłe ubezpieczenie medyczne, skierowane do spokojnych i przestrzegających prawa podróżników.

mk.ru

mk.ru

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow