Wszystko zbyt mocno przypomina gniew Dany.

Dziękuję za tak szybkie przybycie i za kontakt, jaki utrzymywałem z Państwem od samego początku za pośrednictwem WhatsApp, z wiceprezydentem i z komisją, w skład której od samego początku wchodzili również minister spraw wewnętrznych i minister obrony. Ta współpraca i koordynacja są fundamentalne, są konieczne i będziemy to kontynuować.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale to właśnie te słowa wypowiedział Carlos Mazón do Pedra Sáncheza 31 października 2024 r. Prezydent Generalitat Valenciana podziękował rządowi centralnemu za współpracę po katastrofie Dana w Walencji 29 października – powodzi, która pochłonęła życie 228 osób w dramatycznych okolicznościach, których służby ratunkowe nie zdołały odpowiednio przewidzieć i na których konsekwencje zareagowały zbyt późno.
Duch pojednania i współpracy, jaki tamtego dnia wykazały władze centralne i regionalne, szybko osłabł, pogrzebany w błocie wzajemnych oskarżeń i braku koordynacji, który trwa do dziś, co po raz kolejny staje się widoczne w zarządzaniu pożarami pustoszącymi różne obszary Hiszpanii, sprawowanymi przez różne administracje o odmiennych poglądach politycznych.
Słowa wypowiedziane wczoraj przez ministra spraw wewnętrznych Fernando Grande Marlaskę, który przekazał władzom regionalnym obowiązek zwrócenia się o pomoc państwa w przypadku przeciążenia, przypomniały kontrowersyjne słowa prezydenta Sáncheza: „jeśli potrzebują pomocy, niech o nią poproszą”, który stwierdził, że nie uważa za właściwe podniesienie poziomu zagrożenia i wycofanie kontroli nad kryzysem z Walencji.
Ci, którzy ucierpieli w wyniku powodzi, wiedzą, że nie mają pojęcia o pożarach.Kwestia jurysdykcji – dlaczego państwo nie przejęło kontroli, podnosząc stan wyjątkowy do trzeciego stopnia, lub dlaczego rząd regionalny Walencji nie wnioskował o to, skoro fakty zdawały się wskazywać, że katastrofa przekroczyła jego możliwości reakcji – pozostaje nierozwiązana.
Co więcej, ta zasadnicza różnica zdań na temat wydarzeń z 29 października w Walencji przeniosła się na proces odbudowy, który przeprowadzono bez koordynacji między zaangażowanymi organami publicznymi, na co stale skarżą się zarówno osoby dotknięte skutkami zdarzenia, jak i walenckie społeczeństwo obywatelskie.
Obywatele ze zdumieniem obserwują, jak dziewięć miesięcy później nieustanne spory między administracją centralną i regionalną utrudniają wysiłki na rzecz odbudowy, nie będąc nawet w stanie powołać wspólnego komitetu, który uniknąłby powielania, określił priorytety i przyspieszył ogromną liczbę trwających obecnie prac, z których wiele wciąż nie zostało zakończonych.
Brak zrozumienia w Walencji jest aż nazbyt podobny do tego, czego obecnie doświadczają pożary lasów pustoszące zachodnią połowę Półwyspu Iberyjskiego i po raz kolejny uwypukla trudności, jeśli nie niemożność, pokojowej współpracy różnych szczebli władzy w celu zapewnienia odpowiedniej reakcji obywatelom dotkniętym katastrofą. Być może u podłoża tego leży potrzeba wyjaśnienia, co oznacza wspólne administrowanie jednym z najbardziej zdecentralizowanych państw w Europie.
Ta różnica zdań odnośnie wydarzeń z 29 października została przeniesiona na proces rekonstrukcji.W Walencji, po mianowaniu generała Gana Pampola na stanowisko wiceprzewodniczącego Rady ds. odbudowy i rezygnacji José Maríi Ángela na stanowisko komisarza rządu, który miał zarządzać tym samym zadaniem, obaj ogłosili propozycję współpracy, która nigdy nie została zrealizowana. Nie mija tydzień bez tego, by rzeczniczka zarządu regionalnego, Susana Camarero, lub sam Mazón nie krytykowali działań ministerstwa, a delegatka rządu, Pilar Bernabé, lub minister i sekretarz generalna PSPV, Diana Morant, nie odpowiedziały w podobnych słowach.
lavanguardia