Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Poland

Down Icon

Kto ponosi odpowiedzialność za tragiczny wypadek w parku Kaczyńskich? Kolejna odsłona procesu

Kto ponosi odpowiedzialność za tragiczny wypadek w parku Kaczyńskich? Kolejna odsłona procesu
Spis treści

Po 3 latach intensywnego śledztwa, przed trzebnickim trwa proces w sprawie tragedii jaka wydarzyła się w parku im. Pary Prezydenckiej M. i L. Kaczyńskich w Trzebnicy. Prokuratura uważa, że winę za zaniedbania i niedopełnienie obowiązków ponosi Szczepan G., naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska z Urzędu Miejskiego w Trzebnicy. W kolejnej odsłonie zeznawał poszkodowany, a także kolejni urzędnicy.

Artykuł w ramach promocji publikujemy w całości. Zachęcamy do wspierania lokalnego dziennikarstwa poprzez wykupienie dostępu do wersji PREMIUM

Młody, sprawny, pełen życia chłopak, 5 października 2021 roku przechodził przez park miejski w Trzebnicy im. Pary Prezydenckiej M. i L. Kaczyńskich. Pogoda była słoneczna, ale wiał dość silny wiatr. Błażej szedł główną ścieżką, gdy nagle z rosnącej przy drodze brzozy oderwał się suchy konar, który spadł wprost na niego.

31 marca odbyła się kolejna rozprawa. Na sali stawił się poszkodowany wraz ze swoim pełnomocnikiem.

- Pamiętam, że to był dla mnie zwykły normalny dzień - zaczął zeznania Błażej, który do sądu musiał przyjechać na wózku inwalidzkim. Opowiadał, że po pracy chciał jechać ze znajomymi na basen do Wrocławia.

- Wszedłem do parku i urywa mi się pamięć - mówił, a po chwili dodał: - Pierwszy powrót pamięci to było otworzenie oczu w karetce i później wraca mi pamięć po operacji.

Na pytania o to, jak wpłynęło to na jego życie powiedział:

- 1 miesiąc spędziłem na intensywnej terapii w szpitalu we Wrocławiu, później od razu wybrałem się do Popiełówka do ośrodka, na rehabilitację, na 4 miesiące. Później wróciłem na chwilę do domu i znowu pojechałem na rehabilitację do Krakowa. Jestem na wózku, nie mam czucia od linii sutków poniżej, ruchomości, siła mięśni i brzucha jest osłabiona, nie czuję nóg. Z tym wiąże się wiele dysfunkcji - mówił i dodał: - Mam wiele problemów z czynnościami codziennymi, o których się nawet nie myśli. Dostosowanie życia pod tą sytuację naprawdę wszystkiego. Miejsca zamieszkania, czy tego co będę robił w życiu. Moje plany musiałem całkowicie zmienić.

Sąd odczytał też jego zeznania złożone już po tragedii w postępowaniu przygotowawczym. Błażej oświadczył, że podtrzymuje je w całości. Odpowiadając na pytania sądu dodał, że przed wypadkiem myślał, o kontynuowaniu nauki, ale wcześniej planował wyjechać do Irlandii. Dodał, że obecnie utrzymuje się z renty, która wynosi około 2300-2400 zł, ale ostatnio dostał 1000 zł dodatku, więc teraz będzie to ponad 3000 zł.

Sędzia zapytała, czy po wypadku oskarżony Szczepan G. skontaktował się z nim. Błażej odpowiedział, że nie było takiego kontaktu i nie oferował też żadnej pomocy. A czy kontaktował się z nim burmistrz Marek Długozima, pytała dalej sędzia?

- Burmistrz kontaktował się ze mną telefonicznie. Były to rozmowy o biegu, chyba chodzi o bieg sylwestrowy i finalnie doszło do tego biegu i na tamten moment, poza biegiem, ta rozmowa niczego innego nie dotyczyła. Po biegu otrzymałem sumę, która została tam uzbierana. Było to chyba 5000 zł, dzielone na dwie osoby - mówił, ale dokładnie nie pamiętał.

Błażej opowiadał, że często wracają do niego wspomnienia, gdy mógł swobodnie chodzić po górach, co zresztą bardzo lubił. Opowiadał, że jego pasją była jazda na deskorolce. Był bardzo aktywny, uprawiał wiele innych sportów. Dodał, że po wypadku “z psychiką było okropnie”.

- Pierwsze miesiące miałem depresję kompletną. Jak się przebudziłem ze śpiączki, było to dla mnie nie do uwierzenia. Dzięki lekom, gdzieś po roku, to do mnie doszło, że będę musiał tak żyć do końca życia. Wtedy znowu wszedłem w dołek psychiczny, który trwał bardzo długo. Wtedy też zdecydowałem się pójść na terapię, miałem przerwę, że nie brałem leków i znowu zacząłem je brać

- opowiadał i dodał, że mimo iż lekarze nie dają mu wielkich szans, to on i tak wierzy, że kiedyś uda mu się poprawić swoją sprawność. Na razie skupia się na tym, aby być jak najbardziej samodzielnym. Jazda na wózku tego nie ułatwia, bo z wielu rzeczy musi zrezygnować. Błażej musiał też odpowiedzieć na pytania obrońcy oskarżonego urzędnika, który w pierwszej kolejności zapytał, czy zgłaszał się o odszkodowanie do ubezpieczalni, która ubezpiecza gminę. Poszkodowany zeznał, że nie był wstanie, bo miał operacje, a potem rehabilitację. Dodał, że w tamtym czasie dla niego sprawy finansowe nie były w jego głowie.

- Nie patrzyłem na to w taki sposób, nie kalkulowałem tego co mi się będzie opłacać, a co nie. Wiedziałem, że pieniądze będą potrzebne i zorganizowaliśmy nawet zbiórkę. Mieszkańcy byli bardzo pomocni, ale bezpośredniego kontaktu z gminą nie było - opowiadał Błażej i dodał, że obecnie środki na rehabilitację ma ze zbiórek.

Mecenas zapytał, czy pamięta organizowany przez gminę koncert z którego dochód został mu przekazany?

- Kojarzę, że był organizowany koncert, ale nie wiem czy on był organizowany przez gminę. Szczerze, to pamiętam tylko jeden kontakt z Burmistrzem, o którym mówiłem wcześniej. Chyba raczej więcej kontaktów nie było. Może gdzieś tam przelotem na mieście jak się zobaczyliśmy, to pytał co u mnie - zeznawał poszkodowany.

Błażej dodał też, że oskarżonego Szczepana G. nigdy nie widział na mieście. Mówił, że widzi go po raz pierwszy, tu - na sali sądowej.

Na rozprawie Sąd przesłuchał też gminną skarbnik, która przyznała, że zna sprawę, ale dokładnie jej nie pamięta. Mówiła, że wie, iż nastąpił nieszczęśliwy wypadek podczas wichury. Pamięta też, że oskarżony Szczepan G. wystąpił do starostwa o zgodę na wycinkę drzewa i "że zgody nie otrzymał". Opowiedziała też jak działa finansowanie zadań w gminie. Podtrzymała też swoje zeznania złożone w śledztwie. Pełnomocnik pokrzywdzonego zapytał, czy starostwo nie wydało decyzji na wycinkę drzew?

- Tak powiedziałam, że starostwo nie wydało decyzji zezwalającej na wycinkę drzew - jeszcze raz zapewniła skarbnik i dodała, że wie to z rozmów i chyba też z kopii dokumentów, które oglądała, ale nie umiała sobie przypomnieć, o jakich dokumentach mówi.

Jej zeznania, a zwłaszcza zapewnienia, że nie było zgody starostwa na wycinkę drzew stoją jednak w sprzeczności z zeznaniami kolejnego świadka, czyli urzędniczki starostwa.

Inspektor ochrony środowiska w starostwie opowiedziała, że przed wypadkiem "wydawała decyzję w sprawie wycinki drzew", w tym między innymi drzewa, z którego oderwała się gałąź. Opowiedziała, że w czerwcu 2021 roku, były oględziny parku. Został sporządzony protokół i dokumentacja fotograficzna z drzew przeznaczonych do usunięcia. Po kilku dniach, pod koniec czerwca została wydana decyzja zezwalająca na wycinkę drzew. W decyzji pojawił się zapis, aby wycinki dokonano po okresie lęgowym ptaków. Urzędniczka tłumaczyła, że zapis pojawił się dlatego, bo w Trzebnicy jest dużo ekologów i zaraz pojawiłyby się głosy, że niszczymy przyrodę. Przyznała jednak, że nie zrobiono opinii dendrologicznej. Nie dała też klauzuli natychmiastowej wykonalności, ale przyznała, że wskazane drzewo było obumarłe i zagrażało bezpieczeństwu, ale w samej decyzji tego nie wpisano. Dodała też, że decyzja była zgodna z wnioskiem gminy. Po kolejnych pytaniach przyznała, że możliwe było wszczęcie procedury odstępstwa i można było to drzewo wyciąć wcześniej, ale o to musiałaby wystąpić gmina.

Sędzia zapytała wprost, czy widząc, że drzewo zagraża bezpieczeństwu można było przystąpić do wycinki?

- Można było przystąpić do wycinki. Ja bym tak zrobiła - odpowiedziała i dodała, że zrobiłaby to pod nadzorem ornitologa.

Urzędniczka nie umiała odpowiedzieć, dlaczego w latach 2018 - 2021 nie było żadnych oględzin w parku, ani dlaczego nie pielęgnowano drzew. Dodała, że to teren gminy i po prostu z tego co wie, nie było żadnego wniosku ze strony gminy o dokonanie oględzin. Przyznała też, że nie wie od jakiego czasu te drzewa były obumarłe.

Na sali zeznawała też pracownica sądu, która na polecenie dyrektor Sądu Rejonowego w Trzebnicy przed feralnym zdarzeniem wysyłała maile do gminy z prośbą o interwencję, w sprawie zwisających gałęzi, które zagrażają wjeżdżającym pod sąd samochodom i pieszym. Urzędniczka sądowa zeznała, że po 2 tygodniach nie było żadnej odpowiedzi, dlatego zadzwoniła do gminy. Dodała, że oskarżony Szczepan G. potwierdził, że mail dotarł i to tyle. Po tamtej rozmowie, nie wpłynęła do sądu żadna odpowiedź pisemna. Urzędniczka przypomniała też o sytuacji, gdy w jedno z drzew uderzył piorun i drzewo zostało przepołowione na pół. Przy większych wichurach gałęzie leciały na parking. Na koniec zeznawał też wykonawca, który wykonywał prace dla gminy. Oświadczył, że zlecenie na wycinkę drzew otrzymał od Szczepana G. Mówił, że przed zleceniem był z nim na wizji lokalnej w parku. Dodał, że po otrzymaniu zlecenia, dostał dodatkową informację, że prace może rozpocząć dopiero po 16 października 2021 roku. Mówił, że zlecenie wykonano w dniach 18-20.10.2021. Przyznał, że on nie wycinał drzewa, które spowodowało wypadek, bo zrobiła to wcześniej straż pożarna.

Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na 11 czerwca tego roku. Słuchani będą biegli.

nowagazeta

nowagazeta

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow