Posłowie po raz kolejny starają się o wprowadzenie maksymalnych marż detalicznych w sklepach.

Deputowani Dumy Państwowej proponują ustalenie maksymalnej marży detalicznej na poziomie 15%. Według parlamentarzystów, marże detaliczne na towary o znaczeniu społecznym wahają się obecnie od 10% do 100%, 200%, a nawet 300%. Organy antymonopolowe regularnie ujawniają nieuzasadnione, spekulacyjne podwyżki cen, nawet w przypadku artykułów pierwszej potrzeby. Nie możemy dalej tak żyć i handlować; podwyżki cen muszą zostać powstrzymane.
Parlamentarzyści są zdeterminowani, by stoczyć „ostateczną i decydującą walkę” ze spekulacyjnymi podwyżkami cen żywności. Ten trend pozwala sprzedawcom detalicznym na stały wzrost zysków. Zamierzają wprowadzić cały szereg zmian w prawie handlowym.
W szczególności chodzi o zakaz przygotowywania produktów kulinarnych w centrach handlowych i nieużywania do gotowania produktów z datą przydatności do spożycia krótszą niż 24 godziny. Posłowie opowiadają się również za zobowiązaniem marek detalicznych do pozyskiwania co najmniej 25% swoich produktów od lokalnych producentów. Obecnie detaliści wolą współpracować z dużymi dostawcami federalnymi. Tymczasem lokalni rolnicy mają w praktyce zakaz wstępu, co utrudnia rozwój regionalnych producentów rolnych.
Krótko mówiąc, od dawna kręcimy się w kółko w walce z rosnącymi cenami, nie potrafiąc wymyślić niczego lepszego niż maksymalne marże. Przypomnijmy sobie, ile razy w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat ogłaszaliśmy „krucjatę” przeciwko „wzrostowi spekulacyjnemu”. I ile razy dobrowolnie zobowiązywaliśmy się do ograniczenia marży do 5% na całej drodze produktu od pola do półki sklepowej. Ale, jak to mówią, wózek wciąż tkwi w miejscu.
A teraz parlamentarzyści idą w tym samym kierunku. Z tą różnicą, że oni również chcą widzieć cenę zakupu na metkach sklepowych.
Same sieci handlowe kategorycznie zaprzeczają, że stosują marże na poziomie 300%. Twierdzą, że pobierają 5% marży na produkty o znaczeniu społecznym (sól, cukier, ziemniaki itp.). Jednak rekompensują sobie utratę dochodów, podnosząc ceny innych produktów spoza koszyka konsumenckiego. Nie jest to prawnie zabronione.
Według analityka ds. rolnictwa Aleksandra Korbuta najnowsza inicjatywa mająca na celu walkę ze wzrostem cen jest mało realistyczna.
„Z prostego powodu – trudno to kontrolować” – wyjaśnia. „Inspektorzy będą mogli kontrolować tylko sieci handlowe, ale nie będą mogli monitorować całego pozostałego handlu”.
Drugi punkt: 15% premii cenowej – od czego?
„Tutaj sprawy się komplikują. Parlamentarzyści proponują dodanie ceny zakupu na metkach. Zanim jednak produkt trafi do sklepu, przechodzi przez wiele etapów i procesów. Jaka cena zakupu powinna zostać uwzględniona?”
„Uważam, że chodzi o cenę kontrolowaną przez Federalną Służbę Antymonopolową, czyli cenę zakupu producenta. To właśnie tutaj powstaje różnica między ceną dostawy a ceną detaliczną”.
– I ta różnica wynosi pewnie 30-40 procent?
„Jesteś bardzo optymistyczny. Kiedy kraj przeżywał kolejny kryzys cenowy, zaproponowałem na spotkaniu jednego z komitetów roboczych, aby detaliści publikowali dane o cenie zakupu u producenta. Załóżmy, że producent dostarcza produkt za 100 rubli. Ale na półce jest on sprzedawany po innej cenie, a marża jest od razu widoczna”.
Zapadła cisza. W tym przypadku różnica w cenie byłaby ewidentna, i mówimy tu o ponad 15%. Obecnie ziemniaki kupuje się hurtowo od dużych producentów, już przetworzone i umyte, za około 20 rubli za kilogram, podczas gdy w sklepach kosztują 70-80 rubli.
– Ale czy 15% marża jest wystarczająca do handlu, co Pan myśli?
„Obecnie oprocentowanie kredytów jest bardzo wysokie, a detaliści polegają na pożyczkach, które, jak szacuję, stanowią 25-27% ich zasobów. Aby spłacić te pożyczki, 15% to zdecydowanie za mało”.
Krótko mówiąc, inicjatywa Dumy Państwowej jest raczej deklaracją, której w praktyce raczej nie uda się zrealizować.
– Czy obowiązuje marża handlowa wynosząca 300%?
Ludzie mają różne dochody i preferencje. Niektórzy uwielbiają carpaccio – dla tych, którzy nie wiedzą, to przystawka z cienko pokrojonych kawałków surowej polędwicy wołowej. I nie boją się płacić. To samo dotyczy chleba. Istnieją dziesiątki jego odmian: z orzechami, pestkami i suszonymi owocami, ale są one znacznie droższe. Istnieje również tańsza, społecznie akceptowalna wersja, ale niestety jest ona społecznie akceptowalna nie tylko cenowo, ale także jakościowo.
I tu zaczyna się najważniejsza gra: o czym mówimy – o jabłkach czy o awokado?
Chociaż, moim zdaniem, same sieci nie są szczególnie zainteresowane wysokimi marżami. Działają na obrotach. Lepiej sprzedać towar za 100 milionów rubli z marżą 10% niż milion rubli z marżą 50%. W pierwszym przypadku zysk będzie 20 razy wyższy.
Walcząc z rosnącymi cenami, zapominamy o dwóch kluczowych czynnikach: zwiększaniu wolumenu produkcji, co obniża jej koszty, oraz podnoszeniu dochodów gospodarstw domowych. Pomimo wszelkich waloryzacji emerytury nie wystarczają na pokrycie kosztów utrzymania, a konsumpcja spada.
Opublikowano w gazecie Moskowskij Komsomolec, nr 29643, 7 listopada 2025 r.
Nagłówek w gazecie: Jeśli radość jest dla wszystkich taka sama, cena jest dla wszystkich taka sama.
mk.ru



