OBWE krytykuje Polskę za kampanię w sieci. Co dalej? Politycy chcą zabrać NASK badanie dezinformacji

- OBWE opublikowała raport z obserwacji wyborów w Polsce. Obserwatorzy negatywnie ocenili nadzór nad kampanią w internecie.
- Chodzi m.in. o sprawę reklam wspierających Rafała Trzaskowskiego. Obserwatorzy uważają, że w informowaniu o nich zabrakło przejrzystości.
- Politycy obu stron mówią o tym, że pora na reformę NASK. Z instytucji powinny zniknąć kompetencje związane z dezinformacją.
- Czy w związku z raportem będą dymisje? Nasi rozmówcy przekonują, że wszystko jest zawieszone do czasu odnowienia wotum zaufania dla rządu. Premier zapowiedział głosowanie na 11 czerwca.
Brak przejrzystości i ryzyko obniżenia zaufania społecznego do instytucji państwowych - takie zarzuty m.in. wobec NASK przedstawili obserwatorzy OBWE w raporcie po wyborach prezydenckich. Chodzi o działania dotyczące przeciwdziałania dezinformacji w sieci, w tym o kampanię sponsorowanych reklam na Facebooku, które wspierały Rafała Trzaskowskiego, równocześnie uderzając w Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena.
Możliwa próba ingerencji w wybory. Ale co to dokładnie znaczy?Na podstawie raportu analityków, 14 maja NASK wydał ostrzeżenie o możliwej próbie ingerencji w kampanię wyborczą. Do dziś nie ujawniono jednak żadnych szczegółów. Od ponad dwóch tygodni WNP prosi o treść raportu, który przygotowali analitycy. NASK przekonuje, że nie może go ujawnić, bo dokument to własność Ministerstwa Cyfryzacji. Resort natomiast konsekwentnie nie odpowiada na pytania w jego sprawie.
Przypomnijmy: kampanię, do której odnosi się OBWE opisała jako pierwsza Wirtualna Polska. Redakcja ustaliła że na reklamy wydane zostało ok. 420 tys. zł i wskazywała na sieć powiązań, która prowadziła do amerykańskich instytucji. Stowarzyszenie Demagog dowiodło później, że analogiczne kampanie były prowadzone również m.in. w Hiszpanii. Badacze wskazali też na zbieg okoliczności - kiedy kampania się rozpoczęła, spadły wydatki sztabu Trzaskowskiego.
Do sprawy odnieśli się też członkowie Izby Reprezentantów z Partii Republikańskiej, którzy domagali się od Ursuli von der Leyen wyjaśnienia kwestii "nielegalnego finansowania" i łączyli kampanię z Partią Demokratyczną w USA.
Raport NASK po wyborach w sieci? "Mydlenie oczu"Jak ustalił WNP, jeszcze w czerwcu NASK ma przygotować raport dotyczący dezinformacji w sieci. W rozmowie z nami potwierdził to we wtorek (3 czerwca) odpowiedzialny za cyberbezpieczeństwo wiceminister cyfryzacji Paweł Olszewski.
Opracowanie ma opierać się na około 100 raportach technicznych, które w czasie kampanii przygotowali analitycy Ośrodka Analizy Dezinformacji NASK. Tylko kilka z nich miało dotyczyć poważnych zagrożeń dotyczących przestrzeni informacyjnej. Jak jednak twierdzą nasze źródła w instytucji, raport to gra na rozmydlenie sprawy - będzie jedynie ogólnym podsumowaniem i nie pokaże szczegółów dotyczących przepływów finansowych w kampanii.
A to one są najważniejsze. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie pisze w swoim powyborczym raporcie, że reklamy pochodziły od "podmiotów trzecich o niejasnym źródle pochodzenia i finansowania". Opisują też drugą kampanię, prowadzoną przez konto na Facebooku "Wybierzmy Przyszłość". Według obserwatorów z OBWE stojący za nią podmiot zapłaci 220 tys. zł w okresie od 18 do 24 maja, a łącznie 804 tys. zł od 24 kwietnia do 28 maja.
Obserwatorzy instytucji mają poważne zastrzeżenia co do sposobu, w jaki NASK informował o tych działaniach. Ich zdaniem reakcja była opóźniona i niespójna. Zabrakło też "przejrzystości co do ustaleń i podjętych działań". NASK poinformował jedynie, że sprawa trafiła do ABW.
Jak przekonują nasze źródła zarówno w NASK jak i MC, wina za komunikację prowadzoną w ten sposób leży po stronie resortu cyfryzacji.

Czy po wyborach czeka nas zmiana w NASK? Pytaliśmy w KPRM o możliwe dymisje, ale do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi. Nasze źródła twierdzą, że żadnych ruchów w resortach nie będzie aż do zapowiedzianego na 11 czerwca głosowania nad wotum zaufania dla rządu (a jeśli premier obroni się w czasie posiedzenia, aż do zapowiadanej przez niego rekonstrukcji).
- W razie czego na liście do skreślenia u Tuska jest Olszewski, który był sztabowcem Trzaskowskiego - mówi nam jedno źródło zbliżone do rządu. Ważny koalicyjny polityk przekonuje jednak, że żadnych list jeszcze nie ma. Sam wiceminister ds. cyberbezpieczeństwa komentuje: - Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Być może jednak znajdzie się większość dla pomysłu sejmowej komisji śledczej, która miałaby wyjaśnić sprawę finansowania kampanii wspierających Rafała Trzaskowskiego. Taką inicjatywę sugerują posłowie Prawa i Sprawiedliwości.
Janusz Cieszyński, były minister cyfryzacji i poseł PiS, przekonuje że czas też na poważną reformę NASK. - Powinna zostać pozbawiona kompetencji związanych z dezinformacją. Należy utworzyć do tego celu oddzielną instytucję pod nadzorem Państwowej Komisji Wyborczej i sejmowej komisji cyfryzacji - przekonuje.
Podobne głosy słychać też w aktualnym kierownictwie resortu. Jak słyszymy od jednego z polityków, analiza dezinformacji powinna być przekazana do kompetencji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - To byłoby naturalne, skoro jedyne co może zrobić NASK to przekazać tam zawiadomienie - ocenia nasz rozmówca. Dodaje też, że nadzór polityków nad tak wrażliwą materią to gotowy przepis na kłopoty.
To nie pierwszy raz, kiedy komórka zajmująca się dezinformacją w NASK budzi kontrowersje. W poprzedniej kadencji rząd zlecał analitykom, by sprawdzali co w internecie mówi się o PiS i ówczesnym rządzie. Wartość tej pracy powołany przez nową koalicję dyrektor NASK oszacował na 538 tys. zł. Ta kwota stała się podstawą do zakwestionowania sprawozdania finansowego Prawa i Sprawiedliwości przez Państwową Komisję Wyborczą.
wnp.pl