Liderka AfD: Nawet Kristin Brinker jeździ metrem w Wiedniu

Kiedy Kristin Brinker opowiada o Wiedniu, z entuzjazmem podchodzi do tematu. „Czystość i bezpieczeństwo przestrzeni publicznej w Wiedniu są imponujące” – mówi liderka partii i klubu parlamentarnego berlińskiej AfD. „Zwłaszcza jeśli jest się przyzwyczajonym do warunków w Berlinie”. Austriacka metropolia pokazuje, że „nawet miasto liczące milion mieszkańców może być wzorem pod względem czystości i bezpieczeństwa”.
Wszystko to skłoniło Brinker do korzystania z metra w Wiedniu. 53-letnia obecnie polityk twierdzi, że prawie tego nie robiła w Berlinie „od czasów studiów”. Czuje się zbyt niekomfortowo w lokalnych autobusach i pociągach.
W Wiedniu liderka AfD Kristin Brinker odważyła się nawet pojechać metremKristin Brinker napisała ten hymn pochwalny na cześć Wiednia podczas podróży do stolicy Austrii ze swoją 15-osobową grupą parlamentarną. Podróż ta miała być początkiem małego wysiłku wyzwoleńczego. Berlińska AfD ma problem: nie robi żadnych postępów.
Podczas gdy partia zyskuje na sile we wschodnich krajach związkowych, a także na szczeblu federalnym, sytuacja w Berlinie przedstawia się następująco: 15,2% głosów, jakie AfD zdobyła w stolicy w lutowych wyborach federalnych, prawdopodobnie wynikało bardziej ze zmęczenia koalicją „Sygnalizacji świetlnej” i braku zaufania do Friedricha Merza niż z kwestii specyficznych dla Berlina. W każdym razie, częściowo prawicowi ekstremiści zajęli piąte miejsce w sondażu opinii publicznej przeprowadzonym w stolicy w zeszłym miesiącu, z 13% .
Mając tę ocenę w ręku, członkowie AfD udali się nad Dunaj na kilka dni rekolekcji. Ćwiczenia miały dwa cele: zacieśnienie współpracy z tamtejszą quasi-siostrzaną partią, FPÖ, oraz przyjrzenie się sprawom, w których Wiedeń mógłby być lepszy od Berlina.

Pozycje wyjściowe Austriackiej Partii Wolności i Alternatywy dla Niemiec są oczywiście zasadniczo różne. Chociaż zwycięzca wyborów, Herbert Kickl, nie zdołał zawrzeć koalicji z nim jako kanclerzem, Partia Wolności od dziesięcioleci jest częścią politycznego establishmentu tego alpejskiego kraju.
Obecnie współrządzą w pięciu krajach związkowych, a w Styrii nawet wyłaniają premiera. Z powodu braku partnera koalicyjnego trudno sobie wyobrazić, aby AfD osiągnęła to w tym kraju w dającej się przewidzieć przyszłości.
W Wiedniu jednak FPÖ nigdy nie miała wiele do zyskania – stolica jest taka, jaka była zawsze przez 120 lat: czerwona. W Berlinie SPD od dawna jest tylko jedną z wielu partii, ale AfD wciąż robi niewielkie postępy.
Berlińska AfD chce współpracować z FPÖ w WiedniuMimo to szybko sformułowano dokument o współpracy między FPÖ Wiedeń a AfD Berlin. „Wolność, porządek i osobista odpowiedzialność – zamiast paternalistycznych eksperymentów politycznych, wielokulturowych utopii i ideologicznego zawłaszczania polityki miejskiej” – to dokument, który obie strony mogły łatwo podpisać.
Dobór słów bywa trudniejszy, jak w przypadku Dominika Neppa, lidera wiedeńskiej Partii Wolności (FPÖ). W kraju były wiceburmistrz został oskarżony o podżeganie do nienawiści za nazwanie koronawirusa „wirusem osób ubiegających się o azyl”. W Austrii „podżeganie” to termin prawny opisujący zniesławienie lub oczernienie grupy ludzi lub konkretnej osoby ze względu na jej rasę, religię, narodowość lub inne cechy. Krytycy oskarżają również 43-latka o to, że za pomocą kampanii plakatowych pod jego kierownictwem uczynił „rasizm społecznie akceptowalnym”.
FPÖ w Wiedniu jest bardziej radykalna niż AfD w BerliniePodczas wizyty AfD w Wiedniu Nepp mówił, jak to najwyraźniej robi regularnie, o „kulturze zachodniej” i „klasycznej wiedeńskiej tożsamości”, którą należy zachować. Dokonywał rozróżnienia między „przyzwoitymi i nieprzyzwoitymi”, „pracowitymi i pracowitymi” oraz tymi, „którzy chcą coś wnieść lub wykorzystać system społeczny”.

Z jednej strony Nepp dostrzega tu zadomowionych od dawna Wiedeńczyków i Austriaków. Ale uwzględnia również licznych tureckich imigrantów i uchodźców z czasów wojny domowej na Bałkanach. Wielu z nich chce „być częścią naszego społeczeństwa”, mówi, a wielu już dawno uzyskało obywatelstwo austriackie lub się o nie ubiega.
W rzeczywistości FPÖ zwraca się do tych grup migrantów we wszystkich swoich kampaniach wyborczych – i, jak sama twierdzi, odnosi w tym spore sukcesy. Na przykład, w wyborach do Rady Narodowej jesienią 2024 roku, około 25 procent ludności pochodzenia serbskiego zagłosowało na FPÖ. Wśród osób pochodzenia tureckiego odsetek ten wyniósł nieco ponad 20 procent, według analiz wyborczych FPÖ.
FPÖ pracuje nad „zbyt hojnymi świadczeniami socjalnymi”Z drugiej strony , wiedeński lider FPÖ, Nepp, postrzega osoby, które przybyły do kraju po 2015 roku, jako część „masowej migracji ze świata arabskiego”. Wielu z nich nie chce pracować i zamiast tego żyje z pomocy społecznej, ale „nie chce być częścią społeczeństwa”. Nepp twierdzi, że wiedeński system ubezpieczeń społecznych zbyt hojnie rozdziela świadczenia socjalne wśród „cudzoziemców”.
„700 milionów euro rocznie trafia do ludzi, którzy nie chcą się integrować, nie uczą się języka niemieckiego, nie chcą wnosić żadnego wkładu i nie chcą stać się częścią społeczeństwa” – mówi, mając na myśli „miliony osób ubiegających się o azyl”. Uważa, że te źle wydane pieniądze doprowadziły do tego, że „Wiedeń stał się miastem, którego w przyszłości nie będzie można już finansować”.
Lider berlińskiej AfD, Brinker, ćwiczy balansowanie. Jak wiarygodne jest to stwierdzenie?Nazywając swoją rzeczywistość w ten sposób, Nepp brzmi znacznie ostrzej niż liderka berlińskiej AfD Kristin Brinker, która kiedykolwiek publicznie by się wypowiedziała. Ona również chce „wyraźnie rozróżnić tych, którzy zintegrowali się i stali się częścią naszego społeczeństwa, od tych, którzy tego nie zrobili i nie chcą się nimi stać” – powiedziała Brinker dziennikarzom w Wiedniu. Innymi słowy, krytyka niemieckiej polityki migracyjnej jest oczywiście częścią DNA jej partii.
Brinker udowodniła, że zasadniczo popiera to podejście, uczestnicząc dwa lata temu w prawicowym wydarzeniu spiskowym, zorganizowanym przez kapryśnego byłego senatora CDU ds. finansów, Petera Kurtha, w jego mieszkaniu w berlińskiej dzielnicy Mitte. Wśród gości byli wydawca Götz Kubitschek, późniejszy kandydat na przewodniczącego Rady Europejskiej Maximilian Krah oraz austriacki prawicowy ekstremista i były rzecznik Ruchu Identytarystów, Martin Sellner. Teorie Sellnera na temat reemigracji jeszcze bardziej naraziły partię na krytykę Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji.

Brinker powiedziała, że była „więcej niż zaskoczona obecnością pana Sellnera”, gdy kilka miesięcy później dowiedziała się o spotkaniu na tarasie Kurtha i jej własnym udziale. Nie podzielała jego poglądów i „dalsza dyskusja nie miała miejsca”. Po prezentacji książki szybko wyszła, zszokowana „publicznością”.
Typowe dla Brinker było wyjaśnienie, jakie wówczas przedstawiła „Berliner Zeitung”. Powiedziała, że dowiedziała się o spotkaniu pocztą pantoflową. Nie wiedziała, kogo tam spotka. Wielu członków AfD nazwało tę szczególną formę dystansowania się „haniebną”.
Niezależnie od tego, czy jest to wiarygodne, czy nie, Kristin Brinker ma DNA tej partii – w przeciwnym razie nigdy nie zostałaby jej liderką w Berlinie. Będzie więc mogła tolerować okazjonalne pojawianie się jej zdjęć z Björnem Höcke, politykiem z Turyngii, którego bliskości zazwyczaj starannie unika w miejscach publicznych.
Berlin AfD: Ludzie Höckego są coraz silniejsiThorsten Weiß, znany w partii jako człowiek Höckego, jest jednym z osób odpowiedzialnych za radykalne tezy w Berlinie. Chociaż Weiß przez długi czas był zastępcą frakcji parlamentarnej, za politykę wewnętrzną odpowiadali inni. To się zmieniło w ostatnich miesiącach. Weiß został rzecznikiem frakcji parlamentarnej ds. polityki wewnętrznej i wkrótce potem ogłosił: „Od teraz bezpieczeństwo wewnętrzne będzie rozpatrywane przede wszystkim z perspektywy reimigracji. Cudzoziemcy-przestępcy powinni być konsekwentnie deportowani, ponieważ bezpieczeństwo wewnętrzne można osiągnąć jedynie poprzez reimigrację”.
Ludzie Brinkera nie kryją, że nie sądzą, by taka fala ataków miała jakikolwiek wpływ na sukces AfD w Berlinie. 53-latka w każdym razie chce oczyścić berlińską AfD z wizerunku partii stale chamskiej, obleśnej i szemranej. Dlatego ona – i, jak sama twierdzi, większość jej partii – zabiega o kompetencje i wiarygodność w innych kwestiach. Chodzi o coś więcej niż tylko o brzmienie.

Na koniec udali się do Wiednia, aby przyjąć dokument stanowiska w sprawie narastającego zaniedbania w Berlinie, zatytułowany: „Odwaga w utrzymaniu porządku – przeciwko upadkowi naszej przestrzeni publicznej”.
„Chcemy również, aby Berlin pozbył się swojego obskurnego wizerunku” – mówi Brinker. Warunkiem koniecznym jest znaczne zwiększenie liczby urzędów porządku publicznego, najlepiej połączone z rozszerzeniem ich uprawnień.
Dla AfD jest to jasne: „Zaniedbanie pojawia się, gdy zamiast odpowiedzialności dominuje obojętność. Zewnętrzny wygląd miasta odzwierciedla jego stan wewnętrzny. Chcemy przywrócić berlińczykom porządek, bezpieczeństwo i jakość życia. Ci, którzy kochają swoje miasto, nie pozwolą mu upaść. Berlin w końcu potrzebuje odwagi, by znów utrzymać porządek”.
Pytanie konkursowe: Kiedy Berlin nie miał podejrzanego wizerunku?Choć określenia takie jak „ponownie” czy „oddać” z pewnością mogą irytować berlińczyków z długim stażem, kluczowe pytanie brzmi: kiedy Berlin nie miał szemranego wizerunku? Niemniej jednak, stawiając takie żądania, partia z pewnością potrafi dobrze zaistnieć w kręgach klasy średniej.
Jak wiadomo, sprawy komplikują się, gdy sprawy stają się szczegółowe. Potrzebna jest „całodobowa agencja ścigania, która będzie mogła konsekwentnie i natychmiast karać za naruszenia” – czytamy w oświadczeniu. W naturze partii opozycyjnych leży to, że nie omawiają szczegółowo, skąd będą pochodzić ci funkcjonariusze i jak będą opłacani.
To samo dotyczy ulubionego tematu strachu Kristin Brinker, transportu publicznego: „Transport publiczny jest barometrem stanu naszej społeczności”, pisze AfD. Oprócz większej liczby pracowników ochrony i ekip sprzątających, potrzebne jest więcej światła przy wejściach do metra, „najnowocześniejsze technologie monitoringu” oraz wprowadzenie ogólnego ograniczenia dostępu dla osób bez biletów na stacje kolejowe. Wszystko to jest kosztowne.
Porządek i czystość: FDP chce też deportować bezdomnychChoć niektóre wiedeńskie gazety brzmią radykalnie, nawet lider berlińskiej FDP, Christoph Meyer, wzywa teraz do deportacji bezdomnych z Europy Wschodniej. Podczas gdy AfD podróżowała do Wiednia, Meyer pojechał na Kottbusser Tor w Kreuzbergu, gdzie udzielił wywiadu gazecie BZ. Od dawna sądownie ustalono, że obywatele europejscy, którzy nie mają tu pracy ani stałego miejsca zamieszkania, „mogą zostać deportowani” – powiedział Meyer.
Lider FDP, mając inną teorię, również bardzo mocno popiera linię AfD. Twierdzi, że nie ma w Europie miasta tak brudnego i tak mało dbającego o sprzątanie jak Berlin.
Jeśli sytuacja się utrzyma, AfD będzie musiała wybrać inny temat, aby pozostać rozpoznawalną. Całkiem możliwe, że agitatorzy tacy jak Thorsten Weiß nadal będą wysuwać się na pierwszy plan. To może być jeden z wniosków z podróży do Wiednia, gdzie dwie rzekomo równe partie odkryły swoją nierówność. Podczas gdy FPÖ ma wyraźną linię w Wiedniu, AfD wciąż poszukuje swojej tożsamości w Berlinie. I pilnie potrzebuje odpowiedzi przed wyborami parlamentarnymi przyszłej jesieni.
Berliner-zeitung