Ostatnie cztery lata w Sądzie Najwyższym nie musiały tak wyglądać

26 października 2020 r. Senat zatwierdził Amy Coney Barrett do Sądu Najwyższego USA. Osiem dni później wyborcy odrzucili prezydenta, który ją nominował, większością około 7 milionów głosów, ale wyniki wyborów nie mogły cofnąć tego, co już zrobili prezydent Donald Trump i lider większości w Senacie Mitch McConnell. Kiedy Joe Biden objął urząd w styczniu 2021 r., sześciu członków nowo utworzonej konserwatywnej superwiększości sądu było najpotężniejszymi politykami republikańskimi w kraju, przygotowanymi do spędzenia czterech lat na staniu na drodze wszystkiego, co mogliby osiągnąć Demokraci.
Barrett i spółka nie tracili czasu na pracę. W grudniu 2021 r. w trybie tajnym uchylili sprawę Roe v. Wade i dokończyli pracę sześć miesięcy później w sprawie Dobbs v. Jackson Women's Health Organization . Zakazali dyskryminacji pozytywnej i storpedowali plan Bidena dotyczący umorzenia długów studenckich, a także zarezerwowali dla siebie prawo do kwestionowania federalnych przepisów, których nie lubią. Przekształcili Pierwszą Poprawkę w gwarancję chrześcijańskiej supremacji i przepisali Drugą Poprawkę, aby zapewnić więcej broni większej liczbie osób w kraju, w którym ludzie już nie mogą przestać się zabijać. A w 2024 r. ogłosili szeroko zakrojoną teorię immunitetu wykonawczego, aby uchronić kandydata swojej partii przed ściganiem karnym, torując mu drogę do ponownego kandydowania na prezydenta i wygrania.
Pod koniec zeszłego miesiąca sąd zakończył kadencję 2024–2025, wręczając Trumpowi kolejny jurisprudencki prezent: decyzję większością 6–3, która ogranicza możliwość sędziów do tymczasowego blokowania wejścia w życie polityk, podczas gdy kwestie prawne przechodzą przez system sądowy. Wynik w sprawie Trump v. CASA , która cofnęła trzy nakazy, które wstrzymały rozporządzenie wykonawcze Trumpa rzekomo uchylające jednoznaczną obietnicę obywatelstwa z urodzenia zawartą w 14. poprawce, przekształcił prawo konstytucyjne w przywilej zależny od tego, gdzie i kiedy urodziły się dzieci niestałych rezydentów.
Prezydenci obu partii od dawna narzekali na mnożenie się tych tak zwanych „uniwersalnych” nakazów. Co ciekawe, sąd ten zdecydował się na interwencję dopiero wtedy, gdy Donald Trump i Stephen Miller stwierdzili, że mają prawną władzę, aby pozbawić dzieci obywatelstwa.
Biorąc pod uwagę, jak często sąd pozwalał, aby tego rodzaju nakazy blokowały program Bidena, warto teraz przypomnieć prosty fakt, który został utracony w katastrofie, jaką był koniec tej kadencji Sądu Najwyższego: ostatnie cztery lata nie musiały pójść tak źle. W 2021 roku Demokraci posiadali Biały Dom i większość w obu izbach Kongresu. (Ich większość w Senacie — 50–50, plus decydujący głos wiceprezydent Kamali Harris — była tak wąska, jak to tylko możliwe, ale mimo wszystko większość). Ten zjednoczony rząd Demokratów mógł wykorzystać swoją ulotną władzę, aby dodać miejsca w Sądzie Najwyższym, przywracając w ten sposób pozory równowagi temu, co wszyscy wiedzieli, że jest najbardziej konserwatywnym sądem w żywej pamięci. Nie zrobili tego dzięki tradycyjnej kombinacji waszyngtońskiej uporu, powściągliwości i tchórzostwa.
Jak pokazuje ostatnia runda orzeczeń sądu, brak działania Demokratów był katastrofalnym błędem. Jeśli będą mieli wystarczająco dużo szczęścia, by dostać kolejną szansę, nie uda im się jej powtórzyć.
Okoliczności zatwierdzenia Barrett — śmierć sędzi Ruth Bader Ginsburg i szaleńcze tempo wysiłków Trumpa i McConnella, aby zastąpić ją przed wyborami — wywołały prawdziwy wybuch zainteresowania rozbudową sądu, szczególnie biorąc pod uwagę hipokryzję tego wysiłku w następstwie prawie rocznej blokady przez McConnella nominacji Merricka Garlanda na miejsce sędziego Antonina Scalii w Sądzie Najwyższym w ostatnich miesiącach prezydentury Baracka Obamy. Gdy ustawodawcy rozważali nominację Barrett, jeden sondaż wykazał, że niewielka większość Amerykanów poparła dodanie miejsc w sądzie. W trakcie kampanii wyborczej Biden powiedział, że „nie jest fanem” rozbudowy, ale obiecał dokładnie przyjrzeć się reformie instytucji, która, jak to ujął, „wypada z rytmu”.
Biden rzekomo dotrzymał tego zobowiązania w kwietniu 2021 r., kiedy zgodził się na powołanie komisji o najwyższej randze, która miałaby przeanalizować „główne argumenty… za i przeciw reformie Sądu Najwyższego”. Jednak komisja wyraźnie nie obejmowała żadnych prominentnych zwolenników rozszerzenia i sprawiała wrażenie organu starannie powołanego w celu wyciągnięcia wniosku, który prawdopodobnie odzwierciedli istniejące preferencje prezydenta. Rzeczywiście, w swoim raporcie komisja odnotowała istnienie „znacznego, dwupartyjnego poparcia” dla ograniczeń kadencji sędziów, ale wyraziła obawy, że rozszerzenie może „podważyć lub zniszczyć legitymację Sądu Najwyższego”.
W większości Demokraci poszli za przykładem komisji Bidena. Ustawa Senatu o dodaniu czterech miejsc do sądu zyskała łącznie trzech (3) zwolenników Demokratów. Biden utrzymał swój sprzeciw, podobnie jak najbardziej odrażający przyszli lobbyści Demokratycznego Caucusu Senatu. Po tym, jak Republikanie wygrali Izbę Reprezentantów w wyborach uzupełniających w 2022 r., Demokraci mieli niewiele do powiedzenia na temat strukturalnej reformy sądów do lipca 2024 r., kiedy Biden ogłosił swoje poparcie dla ograniczeń kadencji. Prawdopodobnie wydawałoby się to bardziej znaczące, gdyby osiem dni wcześniej nie zrezygnował ze starań o reelekcję.
Chodzi tu nie o to, by helikopterem wsadzić do kiepsko wyglądających większości Demokratów z dwóch poprzednich Kongresów za to, że nie uchwalili tego, co w świetle ich ówczesnego składu było niewątpliwie mało prawdopodobnym projektem reformy. Chodzi o to, że taki projekt nie może być mało prawdopodobny w przyszłości. Demokraci, którzy są niezadowoleni z ostatnich czterech lat pracy Sądu Najwyższego, muszą wyciągnąć wnioski ze swoich błędów — zacząć budować poparcie społeczne dla reformy sądownictwa już teraz, aby mogli działać zdecydowanie, jeśli i kiedy będą następnym razem u władzy. Zwołanie kolejnej komisji prezydenckiej w celu ponownego zbadania zalet i wad nie wystarczy.
Wielu Demokratów przedstawia swój sprzeciw wobec ekspansji jako kwestię ostrożnego zarządzania. „Jestem sceptyczny, ponieważ nie wiem, gdzie się to skończy” — powiedział w kwietniu 2021 r. senator stanu Maine Angus King, niezależny, który zasiada w komisji z Demokratami. Rozpoczęcie niekończącej się serii odwetowych uzupełnień, kontynuował, mogłoby doprowadzić do „100-osobowego Sądu Najwyższego, który zmienia się co cztery lata”. Komisja Bidena ostrzegała również, że odwetowe cykle ekspansji mogą ostatecznie spowodować, że opinia publiczna zacznie postrzegać sąd jako „polityczną piłkę nożną” i „pionek w trwającej partii partyjnej”. (Wyobraź to sobie.)
Moim zdaniem, spekulacyjne obawy nigdy nie stanowiły przekonującego argumentu za, powiedzmy, pozwoleniem Samowi Alito na powierzenie oddziałom Moms for Liberty kierowania programem nauczania w szkołach publicznych. Jednak w 2025 r. obawy te są równie dziwaczne, co nieprzekonujące. Sondaże pokazują, że większość Amerykanów nie postrzega sądu jako „politycznie neutralnego” i uważa, że jego decyzje są motywowane „głównie przez politykę”. Rozszerzając sąd, Demokraci po prostu uznaliby rzeczywistość, którą wyborcy już rozumieją: interpretacja prawa jest z natury polityczna i dopóki Demokraci będą mieli mniej sędziów w walce, będą nadal zdecydowanie przegrywać.
Niespokojni Demokraci muszą również rozważyć ryzyko podjęcia działań w obliczu trudnych realiów swojej decyzji o pozostaniu bez zmian. Gdyby partia rozszerzyła sąd w 2021 r., Roe v. Wade nadal byłoby dobrym prawem. Ustawodawcy mogliby zrobić więcej, aby chronić swoich wyborców przed przemocą z użyciem broni palnej. Działania afirmatywne byłyby legalne, prawa wyborcze byłyby silniejsze, miliony pożyczkobiorców miałoby mniej długów, a Trump nie byłby magicznie odporny na ściganie za podżeganie do śmiertelnych zamieszek w Kapitolu. Nawet gdyby Trump i jego republikańska większość w Izbie Reprezentantów i Senacie ścigali się teraz, aby uchwalić własny projekt ustawy rozszerzającej, są ludzie, którzy nie żyją, a którzy nadal żyliby, gdyby triumfalna opinia większości Alito w sprawie Dobbs była zamiast tego wściekłym sprzeciwem.
To prawda, że ekspansja sądu nie jest tak dobrze oceniana w sondażach, jak pięć lat temu. Jednak bycie politykiem czasami wymaga prawdziwego przywództwa, co oznacza pracę nad przekonaniem wyborców o zaletach stanowiska, a nie odruchowe podporządkowanie się opinii publicznej w danym momencie. W międzyczasie sąd dostarczył mnóstwo pożywki dla Demokratów zainteresowanych ponownym otwarciem debaty: zanim Trump objął urząd, wskaźnik aprobaty dla sądu oscylował w okolicach 40% i często spadał, gdy sędziowie trafiali na pierwsze strony gazet z jednego haniebnego powodu lub innego. Na przykład po Dobbsie wskaźnik aprobaty dla sądu spadł do 38% w jednym sondażu, w porównaniu z 66% dwa lata wcześniej. Jeśli niedawna historia jest jakimkolwiek wskaźnikiem, Demokraci nie muszą robić wiele, aby uczynić sąd złoczyńcą, ponieważ sąd jest bardzo biegły w robieniu tego sam.
