Burmistrz, siostry, tajemniczy kupiec i… notariusz. Wydano prawie 8 mln zł. Odsłaniamy kolejne kulisy

Ostatnio media ogólnopolskie informowały, jak siostra byłego premiera Mateusza Morawieckiego stała się właścicielem mieszkania, które należało do 99-letniej bohaterki z AK. W Trzebnicy w 2021 roku doszło do dziwnej transakcji. Czy te dwie sprawy coś łączy? Okazuje się, że tak i trudno uwierzyć w przypadek.
Kilka dni temu ogólnopolskie media rozpisywały się o kulisach transakcji jaką zrobiła Marta Morawiecka, jedna z sióstr byłego premiera. Dziennikarze informowali, że “W kwietniu 2024 na mocy podpisanej notarialnie tzw. umowy dożywocia Morawiecka w zamian za dożywotnią opiekę przejęła od 99-latki 3/4 mieszkania na wrocławskim Śródmieściu. Pozostała część mieszkania należy do 71-letniego syna pani Teresy, podobnie jak domek na wsi pod Wrocławiem. Syn jest schorowany i przykuty do łóżka. Również jego część majątku próbowała przejąć Morawiecka, ale - póki co - do tego nie doszło.” Informowali, że Morawiecka z opieki nad seniorką się wywiązuje, ale pytali “Czy jednak pani Teresa wie, że już nie mieszka u siebie?”.
Naszą uwagę zwróciła jednak inna wiadomość. W artykule podano, że akt notarialny przeniesienia własności podpisano w kancelarii notarialnej w Kątach Wrocławskich. Dlaczego akurat ta kancelaria została wybrana, skoro we Wrocławiu jest mnóstwo innych notariuszy? Tego nie wiemy, ale udało nam się ustalić, że w tej samej kancelarii podpisano umowy przeniesienia własności budynku, który należał do trzebnickich sióstr Boromeuszek, a który w dość dziwnych okolicznościach, za prawie 8 mln zł, przejęła Gmina Trzebnica. Burmistrz skorzystał przy tym z prawa pierwokupu. Co ważne, nabywając obiekt nie przedstawił radnym żadnych danych od rzeczoznawcy. Nie podał im żadnej wyceny. Nie sprawdził też stanu technicznego budynku. Jakby tego było mało, dotarliśmy do dokumentu, z którego wynika, że inwentaryzację przeprowadzono już po kupnie nieruchomości. Do dzisiaj radni opozycji nie wiedzą czy cena, którą zapłaciła gmina, jest atrakcyjna i adekwatna do wartości tej nieruchomości. A gdy złożyli wniosek o zwołanie sesji nadzwyczajnej, Mateusz Stanisz odpisał im, że nie zwoła sesji, bo nie przedstawili projektów uchwał.
Jest jeszcze jedna ciekawostka. Burmistrz tak był pewny decyzji swoich radnych, że akt notarialny podpisał w dniu sesji. Z transakcji jedyną zadowoloną stroną są siostry Boromeuszki, które zainkasowały miliony. Gmina przejęła nieruchomość a… budynek do dzisiaj jest zamknięty na głucho i niszczeje.
Dzisiaj warto zadać pytanie, dlaczego ta transakcja została zawarta we wspomnianej kancelarii notarialnej w Kątach Wrocławskich? Dlaczego nie zawarto jej przed notariuszem w Trzebnicy lub we Wrocławiu, skoro wszystkie strony pochodziły z Trzebnicy? Czy to przypadek, że w tej samej kancelarii mieszkanie od staruszki nabyła siostra ówczesnego premiera?
Dzisiaj wiemy, że tuż przed zakupem gmina otrzymała ponad 6 mln zł subwencji od ówczesnego rządu, jako tak zwane wyrównanie. Pieniądze można było przeznaczyć na drogi czy inne pilne inwestycje. Marek Długozima postanowił je wydać na zakup budynku, który siostry zakonne próbowały sprzedawać, ale nie było chętnych na zakup. Jest jeszcze jedna ciekawostka. Po wyrażeniu przez radę zgody na nabycie obiektu, burmistrz pochwalił się na swoim FB, że w dniu sesji podpisał akt notarialny. To kolejne zaskoczenie, które wskazuje na to, że wszystko przed głosowaniem radnych musiało być już ustawione. Każdy kto sprzedawał czy kupował nieruchomość wie, że do notariusza wszelkie dokumenty należy dostarczyć wcześniej, tak aby mógł wszystko sprawdzić i aby mógł przygotować właściwy akt notarialny.
Przypomnijmy, jak wyglądała sama transakcja i co wówczas mówiła nam notariusz oraz tajemniczy inwestor. Ale wcześniej wyjaśnijmy, co to jest “prawo pierwokupu”. Otóż zgodnie z prawem o transakcjach kupna - sprzedaży powiadamiana jest gmina. Przysługuje jej tak zwane prawo pierwokupu danej nieruchomości. Gminy jednak prawie nigdy z tego prawa nie korzystają. Dlaczego? Bo wtedy muszą sprzedawcy zapłacić kwotę, jaka podana została w akcie notarialnym zawartym z potencjalnym kupującym. To niekorzystna dla gminy sytuacja, bo nie ma żadnego pola manewru. Nie można negocjować ceny.
Jest listopad 2021 roku. W kraju rządzi PiS. Siostry Boromeuszki od dawna próbują sprzedać budynek, ale nie ma chętnych. Obiekt, w którym kiedyś znajdowało się sanatorium, stał niewykorzystany i niszczał. Ale wtedy zdarzył się cud.
Burmistrz Marek Długozima poinformował radnych, że na budynek znalazł się kupiec i że siostry zawarły akt notarialny. Radni zapytali wówczas włodarza, kim jest ów inwestor i co chce tam zrobić? Burmistrz nie chciał jednak ujawnić ani nazwiska tajemniczego inwestora, ani tego co zamierzał zrobić z budynkiem.
Opisując sprawę w 2021 roku zadzwoniliśmy do sióstr. Siostra, z którą rozmawialiśmy nie była zbyt wylewna, ale powiedziała, że potencjalnym kupcem była osoba prywatna i że wstępną umowę podpisano pod koniec października. Siostra nie chciała ujawnić jakie plany miał ów tajemniczy inwestor. Ale już wtedy wiedzieliśmy, że to on jest kluczową postacią w całej transakcji, bo przecież kupno budynku za prawie 8 mln zł to nie błaha sprawa. Czy ta osoba miała takie fundusze? Jakie były warunki kupna?
O transakcji rozmawialiśmy wówczas z kilkoma osobami, które znają rynek nieruchomości.
- Bardzo dziwna sprawa. Problemu nie ma, gdy gmina korzysta z tego prawa, bo widzi, że na akcie notarialnym jest jakaś niska kwota. Wtedy gminie opłaca się skorzystać z tego prawa, bo nieruchomość może potem sprzedać drożej. Ale jeśli kwota nie jest atrakcyjna to gminom nie opłaca się takich nieruchomości kupować - powiedziała nam osoba, która zajmuje się rynkiem nieruchomości, ale prosiła o anonimowość i dodaje: - Jest też drugie dno. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Mam np. do sprzedania jakiś stary budynek, który jest wart np. 100 tys. zł. Mam znajomego włodarza i dogaduję się z Panem, że Pan niby kupi go ode mnie za np. 500 tys. zł. A wcześniej ustaliłem z włodarzem, że tak naprawdę, to kasę dostanę nie od Pana, tylko od gminy, bo skorzysta z prawa pierwokupu. Widzi Pan, że może to wzbudzać kontrowersje. Oczywiście nie twierdzę, że tak było w tej sprawie, ale właśnie aby nie snuć domysłów, radni powinni wiedzieć, kto chciał kupić, czy naprawdę chciał kupić i przede wszystkim co chciał tam robić, bo może planował to samo co gmina. Po co więc tracić pieniądze publiczne?
Ta wypowiedź pokazuje jak ważna jest pełna transparentność przy realizacji tego typu zakupów. Tymczasem w tym wypadku wiele rzeczy owianych było i jest aurą tajemnicy, a decyzje podejmowano na ostatnią chwilę.
Naszej redakcji udało się dotrzeć do aktu notarialnego. Czytamy w nim, że kongregacja 22 października 2021 roku sprzedała ten budynek wraz z działką o pow. około 0,87 hektara Panu Zbigniewowi Ogorzelcowi. To lokalny przedsiębiorca, który kiedyś działał w Trzebnicy, a ostatnio prowadzi pensjonat w Górach Stołowych. Podano cenę nabycia 7.800.000 zł, ale nie podano, czy płatność miała nastąpić jednorazowo, czy w ratach. Dzisiaj wiemy, że sposób zapłaty miał zostać ustalony w momencie przeniesienia własności. Czy słyszeliście Państwo, aby ktoś w taki sposób sprzedawał nieruchomość? To pierwsza niejasność, bo przecież gmina powinna dokonać takiej samej transakcji jak kupujący i płacić tak, jak miał zapłacić potencjalny kupiec. Dalej notariusz informuje, że gmina może skorzystać z prawa pierwokupu na podstawie art. 109 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami.
Sprawdziliśmy, powołany artykuł i ustęp ma wiele podpunktów, ale notariusz nie wskazała, który z nich i czy w ogóle któryś spełnia wymogi. Zadzwoniliśmy wówczas do notariusz z Kątów Wrocławskich.
Niestety, Renata Mikulewicz nie umiała nam odpowiedzieć jaki podpunkt z tej ustawy odnosi się do tej nieruchomości. Dodała, że sprawdzi i poprosiła o kontakt w czwartek, ale potem nie chciała sprawy już komentować. Z rozmowy wynikało, że burmistrz zwrócił się do niej prawdopodobnie w piątek 26 listopada i powiedział, że zamierza przejąć nieruchomość.
Zbigniew Ogorzelec to znany w Trzebnicy przedsiębiorca, który jednak od pewnego czasu prowadził biznes w Górach Sowich. Ma tam pensjonat. Miał też spore kłopoty finansowe i długi, a sprawdzając rejestry jego nieruchomości widzieliśmy, że jeszcze niedawno w hipotekach na wielu z nich byli wpisani wierzyciele. Zresztą do dzisiaj wpisani są na niektórych nieruchomościach. Czy zatem w 2021 roku faktycznie miał fundusze w kwocie 7 mln 800 tysięcy złotych na zakup tej nieruchomości?
W 2021 roku, zaraz po przejęciu budynku przez gminę, udało nam się z nim porozmawiać. Potwierdził, że podpisał z siostrami akt notarialny, ale nie chciał ujawnić, czy kupno miało być na raty, czy płatne jednorazowo w całości. Powiedział, że miał spore plany co do tego obiektu i chciał je zrealizować z zaprzyjaźnionymi przedsiębiorcami i lekarzami. Zapewnił, że miał zapewnione finansowanie, ale nie wskazał jakie. Powiedział nam, że w budynku chciał uruchomić dom opieki dla osób starszych, ale także chciał zrobić zakład rehabilitacji, który miałby być dostępny dla mieszkańców. Przyznał, że chciał zainwestować w Trzebnicy z sentymentu, bo zależało mu na tym, aby budynek działał i nie niszczał. Jak dodał, sam zakup to ogromne pieniądze, a jeśli doliczyć adaptację i remont, to naprawdę mówimy o bardzo dużej kwocie. W rozmowie zastanawiał się, czy gminę będzie stać na remont i martwił się, czy budynek nie będzie stał pusty przez kolejne lata. Wątpił czy uda się w nim uruchomić sanatorium (o tym mówił burmistrz na sesji radnym), bo z własnego doświadczenia wie, że sanatoria są nierentowne i ciągle trzeba do nich dokładać. Wspomniał, że dziwi się, że burmistrz skorzystał z tego prawa, ale przyjmuje to do wiadomości, bo taką informację dostał od notariusz.
Co dalej stanie się z zakupionym budynkiem? Czy burmistrz ma jakikolwiek pomysł? Trudno powiedzieć, bo choć radni opozycji zadają pytania w tej sprawie, to nigdy nie otrzymali rzeczowej i konkretnej odpowiedzi. Od zakupu miną wkrótce 4 lata.
Aktualizacja: 23/07/2025 15:47
nowagazeta