Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Poland

Down Icon

Rząd szuka alternatywnych rozwiązań w ramach KPO. Zaczynają się techniczne komplikacje

Rząd szuka alternatywnych rozwiązań w ramach KPO. Zaczynają się techniczne komplikacje
  • Koalicja rządząca jest za decentralizacją środków unijnych - przekonuje wiceminister Jacek Karnowski.
  • Członek rządu obiecuje, że pieniądze z KPO trafiają do samorządów niezwłocznie po spełnieniu formalności.
  • - Decentralizacja to klucz do skutecznej i responsywnej polityki bezpieczeństwa - mówi w rozmowie z Portalem Samorządowym.

Koalicja Obywatelska zapewnia, że do przyszłych wyborów samorządowych wtrącać się nie zamierza, ale - jak przyznaje wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jacek Karnowski - politycy muszą być bliżej ludzi. W rozmowie z Portalem Samorządowym obiecuje też, że pieniądze z KPO trafią do samorządów bez zbędnych opóźnień, czyli prawdopodobnie w sierpniu.

5 proc. PKB na obronność, "babciowe" i reforma finansowania JST

Notowania rządu spadają, poparcie KO też. Czy to nie znak, że wyborcy oczekiwali znacznie szybszego tempa zmian niż to, co widzą dziś? Tak z ręką na sercu, co się jeszcze nie udało, a powinno po 18 miesiącach prac rządowej koalicji?

- Nikt z nas nie jest do końca zadowolony z tempa zmian, ale też nikt nie spodziewał się, że państwo zostało aż tak zrujnowane przez poprzednią ekipę. Od wymiaru sprawiedliwości po zadłużenie państwa.

Stworzenie przez obecny rząd pierwszego, przejrzystego budżetu na 2025 rok pozwoliło nam wreszcie wrócić do zarządzania finansami państwa w sposób, w jaki powinno się to robić. Czyli poprzez parlament, a nie poprzez fundusze, które premier Morawiecki ustanawiał poza kontrolą. Dzięki temu mogliśmy pokazać społeczeństwu prawdę o stanie finansów publicznych i zacząć je naprawiać.

Nie ukrywajmy, że jest to proces trudny, bo za cały bałagan odpowiada poprzedni rząd. Uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości też jest konieczne - przypomnę, że za czasów ministra Zbigniewa Ziobry postępowania przed sądami uległy wydłużeniu, a wyroki zapadały wolniej niż wcześniej. Reforma nie była w pełni możliwa, bo prezydent odmówił współpracy z rządem i uznał, że wszystko działa dobrze.

Mimo tych przeszkód, w ciągu minionego półtora roku wiele udało się już osiągnąć. Podnieśliśmy wynagrodzenia nauczycieli, którzy dostali podwyżki w wysokości 35 proc. Zreformowaliśmy sposób finansowania gmin, miast, powiatów i województw - teraz środki są przydzielane według obiektywnych wskaźników, a nie według sympatii politycznych.

Na szczęście, w przeciwieństwie do czasu rządów PiS, samorządy nie dostają już politycznych czeków. Otrzymują natomiast przewidywane środki w ramach dochodów własnych, subwencji i dotacji, które są niezależne od tego, kto na kogo głosował.

Odblokowaliśmy też środki z Krajowego Planu Odbudowy - mówimy tu o około 255 miliardach złotych (w zależności od kursu euro). Z tych pieniędzy zainwestowaliśmy już 117 miliardów złotych.

Wprowadziliśmy tzw. babciowe, choć ja wolę nazywać to "dziadkowym", a także urlop dla przedsiębiorców. Odkręciliśmy Polski Ład, m.in. znosząc podatek od sprzedaży środków trwałych. Nie udało się natomiast zreformować składki zdrowotnej dla małych i średnich firm – w tym przypadku prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę.

W budżecie znalazło się też prawie 5 proc. PKB na obronność. Udało się panu premierowi również przekonać o potrzebie stworzenia - w ramach KPO - specjalnego Funduszu Bezpieczeństwa i Obronności, który może być wykorzystywany m.in. do finansowania elementów tzw. Tarczy Wschód.

Można byłoby wymieniać choćby in vitro i inne ważne z punktu widzenia polskiej gospodarki i społeczeństwa projekty. Oczywiście zawsze można było zrobić więcej, szybciej, lepiej.

Ale w tych warunkach - rządząc na prawdziwym polu minowym - uważam, że to i tak był całkiem dobry czas dla rządu. Przed nami kolejne cele i wyzwania, którymi już teraz się zajmujemy.

Donald Tusk bije się w piersi, przyznaje do błędów. Poprzednia władza tego nie robiła, więc nie boicie się, że opozycja wykorzysta to przeciwko wam?

- Myślę, że każdy z nas powinien zrobić swój własny rachunek sumienia. Ja też go zrobiłem. Wie pani, ile dni urlopu wziąłem na kampanię? 11. Może powinienem wziąć o pięć więcej. Może wtedy udałoby się zrobić jeszcze więcej.

Objechałem kilkadziesiąt miejscowości - od wschodniej Polski, przez południe, aż po Pomorze. I wie pani, udało się nam przekonać ponad 23 tysiące samorządowców - wójtów, burmistrzów, radnych - żeby zagłosowali na Rafała Trzaskowskiego.

Czy można było zrobić coś szybciej? Pewnie tak. Czy więcej? Może. Ale wszyscy powtarzali, że będzie pół na pół - i tak się stało. Zabrakło 180 tysięcy głosów, ale ponad 10 milionów ludzi zagłosowało na Rafała Trzaskowskiego. To ogromny kapitał zaufania i mocny głos nadziei.

"Musimy być bliżej ludzi, nie tylko przed wyborami"

Może nie rozliczyliście poprzedników wystarczająco? Jak wytłumaczycie wyborcom to, co wam się nie udało?

- Np. w sprawie Pegasusa mamy już ponad 200 postępowań z zarzutami, są pierwsze akty oskarżenia. Ostatnio zarzuty usłyszeli dwaj wysocy funkcjonariusze CBA - za to, że oszukiwali sąd, by móc inwigilować Pegasusem. To nie są drobne sprawy, to są poważne przestępstwa.

Rozumiem, że ludzie oczekują szybkich wyroków, ale taka jest konstrukcja wymiaru sprawiedliwości, jaką zostawił nam PiS - rozmontowaną przez Zbigniewa Ziobrę, przeciążoną, niesprawną. Nie da się tego naprawić z dnia na dzień, szczególnie gdy prezydent nie chce współpracować.

Ale efekty są. Premier Morawiecki usłyszał zarzuty - i to w dużej mierze dzięki pracy komisji śledczej ds. afery wizowej, w której byłem wiceprzewodniczącym. Materiał dowodowy jest solidny, a ustalenia zostały potwierdzone przez sądy administracyjne.

Chciałbym, żeby to wszystko działo się szybciej. Wiem, że wyborcy też tego chcą. Ale nie zrobimy tego, łamiąc prawo - nie jesteśmy tacy jak nasi poprzednicy. Robimy to uczciwie, krok po kroku. I będziemy to robić do skutku.

Tylko jak przekonać do tego wyborców, szczególnie po wyborach prezydenckich?

Musimy działać szybciej, więcej tłumaczyć, więcej rozmawiać i informować o naszych aktywnościach. Częściej być tam, gdzie są ludzie - nie tylko w mediach, ale na ulicach, w małych miejscowościach, w powiatach. Musimy być bliżej ludzi, nie tylko przed wyborami. I musimy to robić razem.

To nie może być tylko kwestia ambicji jednej partii - to musi być wspólny wysiłek całej koalicji. Jeśli pokażemy spójność i prawdziwą współpracę, to przekonamy do siebie tych, którzy jeszcze się wahają.

Nie boję się PiS-u. Jestem przekonany, że wygramy następne wybory parlamentarne - ale tylko wtedy, jeśli wyciągniemy wnioski i naprawdę będziemy działać jako zespół. My, jako Koalicja Obywatelska, jesteśmy gotowi do pełnej współpracy. Nie tylko z naszymi partnerami w rządzie, ale ze wszystkimi, którym zależy na Polsce.

Jacek Karnowski z rodziną podczas wyborów prezydenckich (fot. Facebook/Jacek Karnowski)
Jacek Karnowski z rodziną podczas wyborów prezydenckich (fot. Facebook/Jacek Karnowski)
Jeśli ktoś chce wygrać wybory samorządowe, to musi być częścią tej lokalnej wspólnoty

Czy koalicja zamierza wypracować jakąś wspólną wizję dla samorządów na wybory w 2029 roku?

- Wybory samorządowe rządzą się swoimi prawami. Tu naprawdę nie ma przypadków. Społeczności lokalne wybierają ludzi, których znają, którzy są dla nich widoczni, obecni, "dotykalni" - i którzy realnie coś zrobili dla swojej gminy, miasta czy dzielnicy.

Jeśli ktoś chce wygrać wybory samorządowe, to musi być częścią tej lokalnej wspólnoty. Musi mieć dla niej konkretny plan - dopasowany do jej potrzeb, a nie ogólny manifest partyjny.

Oczywiście, mamy w samorządach wielu naszych członków, sympatyków i współpracowników. Ale prawda jest taka, że większość samorządowców to osoby bezpartyjne. I bardzo dobrze. Ja sam wygrywałem wybory w Sopocie jako bezpartyjny, a ludzie głosowali nie na partię - tylko na mnie jako człowieka, którego znają i któremu ufają.

Dopiero wybory do sejmików mają bardziej wyraźny, polityczny charakter. Tam rzeczywiście współpraca koalicyjna będzie kluczowa. Ale w gminach i powiatach wygrywają ci, którzy są blisko ludzi - nie logotypy partii.

Czyli wybory samorządowe zostawiacie samorządowcom?

- Zawsze byłem zwolennikiem zdroworozsądkowego podejścia. Dam przykład: Aleksandra Dulkiewicz w Gdańsku czy Magdalena Czarzyńska-Jachim w Sopocie - to osoby, które świetnie znają lokalne potrzeby i mają poparcie mieszkańców. Sam startowałem kiedyś z komitetu Platforma Sopocian, czyli lokalnego porozumienia, w którym łączyliśmy siły - i to się sprawdziło.

W społecznościach lokalnych nie wygrywa logo partii, tylko konkretna osoba. Ludzie głosują na tych, których znają i którym ufają. I to jest słuszne. Oczywiście, niektórzy kandydaci mają zaplecze partyjne - i dobrze - ale ono nie może przesłaniać najważniejszego, czyli kontaktu z mieszkańcami i skutecznej pracy na ich rzecz.

Dopiero na poziomie sejmików zaczynają się naprawdę polityczne wybory. Tam naturalne są listy partyjne i koalicyjne, bo skala jest zupełnie inna.

Pieniądze z KPO trafią do samorządów niezwłocznie

Przejdźmy do pieniędzy. Nie 8-12 mld, ale 26 mld zł dostanie Polska z trzeciej wypłaty z KPO. Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz przekazała kilka dni temu, że przelew z UE wpłynie w sierpniu tego roku. Czy zna pan konkretną datę, kiedy pieniądze faktycznie trafią do samorządów?

- Gdy negocjowane było KPO, reprezentowałem wówczas Związek Miast Polskich i Komisję Wspólną Rządu i Samorządu. Naciskaliśmy, by - podobnie jak w programach polityki spójności, gdzie ok. 42 proc. środków jest dystrybuowanych przez marszałków województw - część pieniędzy z KPO również trafiała do samorządów. Niestety, ówczesny rząd zdecydował inaczej. KPO zostało scentralizowane.

Pomimo że środki dystrybuowane są centralnie, to w bardzo dużej wysokości trafiają bezpośrednio do samorządów (np. autobusy, tramwaje, obwodnice) lub odpowiadają na ich potrzeby, np. kolej, kompetencje cyfrowe.

Nie dało się później tej decyzji odwrócić bez ryzyka utraty tych środków. Ale jako obecny rząd jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami decentralizacji kolejnych środków unijnych - to dla nas priorytet.

Kiedy w sierpniu pieniądze z KPO trafią do Polski, natychmiast oddajemy je do dyspozycji beneficjentów. Gdy tylko samorząd podpisze umowę, przeprowadzi przetarg, wykonawca wykona zadanie i przedstawi fakturę - środki są wypłacane natychmiast po zatwierdzeniu.

Nie znam żadnych przypadków opóźnień na tym etapie - jeśli takie są, chętnie to zweryfikuję. Ale z tego, co wiem, pieniądze trafiają do samorządów niezwłocznie po spełnieniu formalności.

Mówiąc zupełnie otwarcie - naszym celem jest, by wszystko działo się jeszcze szybciej. Mamy ograniczony czas na wykorzystanie tych funduszy, więc absolutnie nie chcemy żadnych opóźnień.

Jacek Karnowski podczas wystąpienia na posiedzeniu Europejskiego Komitetu Regionów w Szczecinie (fot. Facebook/jacek karnowski)
Jacek Karnowski podczas wystąpienia na posiedzeniu Europejskiego Komitetu Regionów w Szczecinie (fot. Facebook/jacek karnowski)

W wakacje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej rozpocznie kolejną rewizję Krajowego Planu Odbudowy. Chodzi o inwestycje, które mogą nie zostać zrealizowane na czas. Polska już teraz stara się o przedłużenie możliwości ich rozliczania. Kiedy można spodziewać się decyzji KE?

- W kolejnej rewizji KPO, która niedawno się zakończyła, szczególnie cieszy mnie to, że udało się znacząco zwiększyć środki na modernizację szkół - podwojono budżet w tym obszarze. To jest przykład, jak dynamicznym procesem jest zarządzanie KPO. Poprzedni rząd ustalił konkretne alokacje, np. określoną pulę na kanalizację i wodę oraz na melioracje. W praktyce okazało się, że zapotrzebowanie na wodę i kanalizację jest pięć razy większe, a na melioracje dziesięć razy mniejsze.

Musimy więc przesuwać środki tam, gdzie rzeczywiście są potrzebne - i tu zaczynają się techniczne komplikacje. Część środków jest pożyczkowa, część dotacyjna, i nie zawsze da się je przenosić między kategoriami. Szukamy więc alternatywnych rozwiązań w ramach KPO, np. oszczędności w innych działaniach.

Przykładem może być wsparcie dla branży HoReCa, które początkowo nie cieszyło się dużym zainteresowaniem, a potem zapotrzebowanie tak wzrosło, że musieliśmy zasilić ten komponent dodatkowymi pieniędzmi. To wszystko pokazuje, że KPO musi być elastyczne i dostosowywać się do realnych potrzeb.

Jeśli chodzi o przedłużenie możliwości rozliczania środków to wygląda na to, że będziemy mogli wydawać je do końca 2026 roku - to dodatkowe kilka miesięcy, które powinny wystarczyć na zamknięcie inwestycji i ich poprawne rozliczenie.

Chcemy też, by w przyszłości więcej funduszy europejskich było zarządzanych przez samorządy - marszałkowie województw znają lokalne potrzeby znacznie lepiej niż administracja centralna.

Dlatego dążymy do likwidacji tzw. linii demarkacyjnych między programami krajowymi i regionalnymi, tak aby samorządy mogły korzystać z różnych źródeł finansowania równolegle.

No tak, ale mamy ograniczony czas na ich rozliczenie i czy pańskim zdaniem to wystarczy?

- Tak, mamy ograniczony czas na rozliczenie tych środków i wszyscy jesteśmy tego świadomi. Ale muszę przyznać, że zarówno przedsiębiorcy, samorządy, jak i organizacje pozarządowe przez te lata naprawdę nauczyli się sprawnie wykorzystywać fundusze unijne. Mamy konkretne dowody: w poprzednim okresie programowania poziom wykorzystania środków osiągnął 99,9 proc. To pokazuje, że mamy sprawdzone mechanizmy i kompetentnych partnerów po stronie beneficjentów.

Czyli zdążymy je rozliczyć?

- Ryzyko oczywiście istnieje - nie da się tego ukryć. Mamy dwa lata mniej na realizację KPO, które straciliśmy przez wewnętrzne spory w poprzednim rządzie. Zamiast działać, panowie Ziobro i Morawiecki woleli się nawzajem publicznie wyzywać od „miękiszonów”, a cierpiały na tym konkrety - środki, inwestycje i ludzie.

Teraz robimy jednak wszystko, żeby sensownie zainwestować jak najwięcej pieniędzy z KPO. Jesteśmy narodem, który potrafi się zmobilizować w trudnych sytuacjach.

Fundusz Bezpieczeństwa i Obronności dostał zielone światło od Komisji Europejskiej. Uruchomienie instrumentu planowane jest w trzecim kwartale 2025 r. Środki z funduszu trafią m.in. na budowę infrastruktury ochrony cywilnej oraz podwójnego zastosowania. Co konkretnie za pieniądze z tego funduszu będą budować JST?

- Uruchomienie Funduszu Bezpieczeństwa i Obronności to ogromny sukces. premiera Donalda Tuska i naszego ministerstwa. Już w 2026 roku uda się - w ramach KPO - przesunąć 25 miliardów złotych na inwestycje obronne.

Przede wszystkim to mogą być obiekty infrastruktury drogowej, które z jednej strony pełnią funkcje militarne - na przykład mosty, wiadukty - a z drugiej służą lokalnym społecznościom. A ponieważ większość dróg w Polsce to drogi powiatowe, gminne i wojewódzkie, logiczne jest, by samorządy miały nad tym kontrolę.

Druga ważna kwestia to infrastruktura ochrony cywilnej, jak schrony czy inne miejsca zapewniające bezpieczeństwo ludności. Tutaj możemy czerpać cenne, choć bolesne, doświadczenia z Ukrainy, gdzie pod ostrzałem udało się zorganizować świetne systemy ochronne. Dlatego ważne jest, aby samorządy współpracowały z rządem i wykorzystywały tę wiedzę, zamiast czekać na kryzys.

Moim zdaniem - i podkreślam, że to nie tylko moja osobista opinia - nie da się efektywnie wdrożyć tych inwestycji bez samorządów. To one najlepiej znają lokalne potrzeby, mają wiedzę i kontakt z mieszkańcami. Decentralizacja to klucz do skutecznej i responsywnej polityki bezpieczeństwa. PiS boi się, że jeśli wygramy kolejne wybory, to będziemy budować społeczeństwo obywatelskie i dalej tę decentralizację rozszerzać.

A są takie plany?

- Tak.

W lipcu KE przedstawi nowy projekt budżetu UE i wówczas rozpoczną się negocjacje budżetowe. Ursula von der Leyen mówi: "Budżet na lata 2028-2034 zostanie zbudowany na nowej strukturze". To powinno uspokoić czy zaniepokoić polskie regiony?

- Stanowisko polskiego rządu i polskich regionów, które udało się zaszczepić również w innych regionach w Europejskim Komitecie Regionów, a także przekonać do niego część polskich parlamentarzystów, jest jasne: polityka spójności powinna być kontynuowana i decentralizowana.

Z tego, co publicznie mówił komisarz ds. budżetu Piotr Serafin, można wywnioskować, że polityka spójności pozostanie w nowym budżecie UE.

Obserwując to, co dzieje się na arenie UE, także wierzę, że środki będą na mniej więcej tym samym poziomie, czyli de facto trochę mniejsze, bo trzeba wziąć pod uwagę inflację. Jeśli budżet pozostanie na tym samym poziomie nominalnym, to realnie będzie to mniej.

Dlatego polskie regiony mogą odczuwać pewne uspokojenie, bo nie ma zapowiedzi drastycznych cięć czy likwidacji tego filaru wsparcia. Ale oczywiście trzeba trzymać rękę na pulsie i aktywnie negocjować, bo każda zmiana struktury budżetu niesie też pewne ryzyka i wyzwania.

Proszę rozwinąć…

- W negocjacjach pojawiają się różne pomysły. Jednak samorządy nie powinny obawiać się, że nastąpi istotna zmiana jeżeli chodzi o zarządzanie tymi pieniędzmi. O tym, z którego poziomu zarządzane są środki polityki spójności, decyduje rząd. A stanowisko naszego rządu w tej kwestii jest jednoznaczne - należy utrzymać model zdecentralizowany. To dobra wiadomość dla samorządów.

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google News
Podziel się
portalsamorzadowy

portalsamorzadowy

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow